Najczęstsze błędy popełniane przez amatorów przed wyjazdem na obóz treningowy
Oferty klimatycznych obozów biegowych i triathlonowych kuszą. W szczególności, że jesienno-zimowy klimat w Polsce nie rozpieszcza. Jednak wielu amatorów nie wie, że oprócz wpłacenia zaliczki, warto do takiego obozu jeszcze się odpowiednio przygotować kondycyjnie.
Obóz treningowy z całą pewnością wiąże się z kosztami oraz zwykle z koniecznością poświęcenia dni urlopowych, które można byłoby spędzić np. z rodziną. Czy podobnej pracy nie da się wykonać w domu na trenażerze lub biegając na śniegu?
Pierwszą zaletą zimowego obozu kondycyjnego jest ogromna dawka motywacji, którą otrzymujemy przebywając w ciepłych krajach, na słońcu, w towarzystwie myślący podobnie do nas triathlonowych zapaleńców. Według mnie utrzymanie motywacji jest najważniejszą częścią procesu treningowego. Bardzo mocne akcenty nie są tak ważne jak regularność, z którą jesteśmy w stanie je powtarzać. Zastrzyk motywacji w postaci słońca i dobrej pogody jest nie do przecenienia w całości procesu.
Obóz treningowy w zimę stanowi kamień milowy naszych treningów, czyli punkt do którego dążymy podczas ciężkich zimowych miesięcy spędzonych w domu na trenażerze. Cel świecący w największą ciemnicę, pomoże dotrwać nam do obozu z bardzo dużą dawką motywacji. A kiedy obóz dobiegnie końca, wrócimy do domu naładowani pozytywną energią i z większą motywacją będziemy przygotowywać się do dalszej części sezonu. To i stale wydłużający się dzień i coraz lepsza pogoda pozwoli nam wejść w sezon ze znacznie lepszą formą.
„Odpuszczanie” przed wyjazdem na obóz
Aby zwiększyć benefity drugiej zalety wyjazdu w zimę, czyli ogromu pracy wykonywanej na obozie kondycyjnym, należy się do tego wysiłku przygotować. Przede wszystkim nie powinniśmy „odpuszczać” kilku ostatnich tygodni przed wyjazdem. Wręcz przeciwnie! Na obozach treningowych doświadczamy znacznie lepszej regeneracji, niż podczas codziennej rutyny. Pomimo że wykonujemy znacznie cięższą pracę, jesteśmy mniej zmęczeni. Co oznacza, że reakcja organizmu na bodziec treningowy jest lepsza i możemy pozwolić sobie na większe objętości i intensywności. Jeśli zmniejszymy objętość tuż przed wyjazdem spowodujemy, że skok objętości na obozie będzie 9-10 razy większy, niż podczas ostatnich kilku tygodni przed wyjazdem.
Główną przyczyną kontuzji jest przede wszystkim nagłe zwiększenie i drastyczne skoki w objętości treningowej. W celu uniknięcia skoków powinniśmy zwiększać (literatura wspomina o 10% tygodniowo) objętość treningową tak by nasz układ kostny, stawy i ścięgna były w stanie wytrzymać nadmierne obciążenie, któremu poddajemy się podczas tygodniowego obozu treningowego. Jeśli odpuścimy tuż przed obozem, to albo nie będziemy wykonywać pracy na którą możemy sobie pozwolić, albo zwiększymy ryzyko kontuzji.
Dokładanie objętości
Drugim dość częstym błędem jest dokładanie dużej ilości intensywności do dużej objętości. Po pierwsze to jest kolejny klocek dokładany do słowa na „k”. Po drugie najczęściej przy dużej objętości nie jesteśmy w stanie wykonać odpowiedniej jakości w treningu. Dobry slogan obrazującym problem intensywności i objętości brzmi „Listonosze nie są mistrzami świata w kolarstwie”.
Oczywiście objętość jest bardzo ważna, ale musi być okraszona odpowiednią dawką intensywności. Jeśli zawodnik przed obozem wykonywał 3 treningi po dwie godziny na trenażerze, to 4 dłuższe treningi w zupełności wystarczą. Dołożenie kolejnych 3 spokojnych jazd nie ma sensu, bo listonosze nie są mistrzami świata, a treningu chodzi o adaptację do treningu, a nie okładanie się nim jak młotkiem. Taka ilość treningu, to jest strzelanie do wróbla z armaty. Organizm uodparnia się na bodźce treningowe, zostawmy więc takie kobyły na odpowiedni czas w sezonie. Dodatkowo przy zbyt dużej objętości drastycznie spada jakość wykonywanych treningów. Często obserwowany zjawiskiem jest spadek intensywności podczas obozu. Staram się przed tym przestrzegać, ale początkowe „walki kogucików” nie są do uniknięcia. Dla przykładu – w jednym ze znanych hiszpańskich kurortów, praktycznie każdy trening rozpoczyna się od 9 kilometrowego podjazdu. Z każdą jazdą, na szczycie wzniesienia zawodnicy byli coraz wolniej. Na szczęście mając w głowie słowa o tym, że obóz ma mieć narastającą intensywność utrzymali się w ryzach i akcenty wykonywali z należytą starannością i intensywnością.
Czy więc warto? Jak najbardziej! Kto do tej pory nie doświadczył hiszpańskiego słońca i pomarańczy zrywanych prosto z drzewa niech doświadczy! A ci którzy już na takich wyjazdach byli, niech przemyślą jak zoptymalizować efekty takiego obozu.