Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt
Buty do biegania naturalnego, czyli jakie?
Podział butów treningowych w zależności od charakterystyki biomechanicznej ma za zadanie zmniejszyć ryzyko kontuzji biegacza. Słyszymy o tym za każdym razem w sklepie specjalistycznym. Czytamy w broszurach. Wszystko by było fajnie, gdyby te deklaracje rzeczywiście miały znaczące odbicie w praktyce.
Vibram Five Fingers – buty do biegania naturalnego. Fot. Materiały prasowe Vibram Five Fingers
W ostatnich latach coraz więcej badaczy pokazuje, że mimo usilnych starań producentów wkładek, pianek i stabilizatorów, ilość kontuzji się nie zmniejsza. Rośnie tylko liczba modeli obuwia.
Ciekawe badanie przeprowadzono na rekrutach Marine Corps. Ponieważ żołnierze są regularnie badani, a wszelkie urazy są skrzętnie notowane – wyniki są łatwe do uzyskania i porównania. Grupa eksperymentalna składała się z ponad 700 osób, którym niezależnie od łuku stopy przepisano obuwie stabilizujące. Grupa kontrolna miała obuwie dopasowane wedle wskazań ortopedy. Po 12 tygodniach sprawdzono czy da się znaleźć jakieś zależności. Okazało się, że dobór obuwia miał marginalny wpływ na urazy rekrutów.
Tony Krupicka – ikona biegania naturalnego w USA. Fot. Materiały prasowe New Balance
Podobne wyniki uzyskano w 2010 roku na Uniwersytecie Columbia, kiedy 194 kobiety zaczęły przygotowania do półmaratonu mając na nogach buty wybrane w sposób zupełnie losowy. Do analizy użyto ich dzienniczków treningowych i zliczono dni bez bez treningów – spowodowanych przez wszelkiego rodzaju ból nóg. Okazało się, że biegaczki o stopach neutralnych częściej skarżyły się na ból korzystając z butów neutralnych niż stabilizujących. Z kolei panie z pronacją lepiej się czuły w butach neutralnych. Statystycznie najgorsze były buty typu motion control dopasowane w sposób losowy. Badacze doszli do wniosku, że aktualne metody dopasowania obuwia do rodzaju stopy są zbyt uproszczone i potencjalnie kontuzjogenne.
Zwolennicy naturalnego biegania – czyli korzystania ze sprzętu nie ingerującego w pracę stopy, twierdzą, że zamiast regulować i podpierać nogę, należy ją wzmocnić – wybudzić z letargu. W ogóle odrzucić dobieranie butów pod względem biomechanicznym. Uważają, że nasze mięśnie stabilizujące są wyjątkowo słabe, a ułatwianie im życia poprzez usztywnianie obuwia działa niczym założenie gipsu na rękę. Co prawda w tym opakowaniu nic się nie stanie, ale po zdjęciu ciężkiego opatrunku ręka pozostanie na długo niesprawna.
Test inov-8 f-lite 195. Fot. Piotr Dymus
Myśląc o przesiadce na buty naturalne należy się liczyć, że czeka nas dłuższa adaptacja. Nie da się zrobić w ciągu tygodnia 100 km w butach Five Fingers jeśli wcześniej miało się na nogach wyłącznie stabilizujące Asicsy, czy Brooksy. Najpierw padną łydki, a jeśli one przetrwają – wkrótce odezwą się zaczepy ścięgna Achillesa i rozcięgna podeszwowego. Jeśli będziesz miał wyjątkowego pecha – szybka przesiadka zakończy się złamaniem zmęczeniowym. Czemu straszę? Bo sam próbowałem adaptować się „na skróty” i przypłaciłem to kilkoma tygodniami przerwy w treningu.
Niektórzy producenci świadomi niebezpieczeństwa zabawy w naturalne bieganie piszą wprost, że należy się spodziewać początkowych problemów (Ecco Biom). Inni, jak inov-8 wprowadzili swój system gradacji – od butów ogólnego stosowania (3 strzałki), aż do sprzętu dla zaawansowanych (1-2 strzałki) i tych pozbawionych w ogóle podeszwy wewnętrznej (zero). Sugerują by adaptację przechodzić co najwyżej ujmując jedną strzałkę na sezon. Dość konserwatywny jest Kalenji Eliofeet i Ecco Biom B (ma przecież bardziej wycieniowanego brata – Bioma A). Wyraźną różnicę poczuje się po założeniu inov-8 X-Road 233 – tam pięta jest naprawdę cieniutka, a konstrukcja zdecydowanie wyścigowa. Nike Free Run to trochę inne podejście. Zachowano sporo amortyzacji, ale pocięto podeszwę i uzyskano bardzo dużą elastyczność.
Nike Free amortyzowane buty do biegania naturalnego. Fot. Materiały prasowe Nike
Skrajne modele na rynku to np. New Balance MT10 i Vibram Five Fingers Bikila. O ile pierwszy wygląda niewinnie – zdecydowanie taki nie jest. Już po pierwszych krokach czuć, że od podłoża dzielą biegacza tylko milimetry, ale śladowe ilości pianki można znaleźć pod piętą. „Palczaki” – jakie są każdy widzi. To już prawie nie buty, jedynie rękawiczki chroniące stopę przed urazem. Warto razem z nimi zakupić specjalne skarpetki Injinji – inaczej jesteśmy skazani na przemarzanie zimą. Znamy osoby, którym udało się przesiąść na minimalistyczny sprzęt w ciągu jednego sezonu, bez doznania kontuzji, ale wolimy nie traktować tego jako regułę.
Krzysztof Dołęgowski, Bieganie, maj 2011