Beskidy Ultra Trail 2013 – ultra na orientację
Takiej imprezy ultra jeszcze w Polsce nie było. BUT zadebiutował z rozmachem – zaproponował aż cztery trasy o łącznej długości 510 km. Czas na trochę podsumowań. Porozmawialiśmy też z szefem zawodów – Michałem Kołodziejczykiem.
Założenia
BUT zaczął się już w piątek (27 września) z samego rana, a zakończył w niedzielę wieczorem. Do wyboru były 4 dystanse: 55 km, 85 km, 150 km i 220 km. Bieg startował w dwóch rzutach – zawodnicy porywający się na wariant trzycyfrowy ruszyli w piątek o 8:00, ci preferujący „krótkie” dystanse czekali na rozpoczęcie swoich zmagań do północy. Ostateczną decyzję o wyborze dystansu można było podjąć po solidnej rozgrzewce – uczestnicy trasy 55/85 km decydowali na 40. kilometrze, a ci z trasy 150/220 km rozbiegali się na 90. kilometrze. W rzeczywistości jednak wszystkie trasy okazały się „nieco” dłuższe, niż zapowiadali organizatorzy. Na przykład zawodnicy z trasy 55-kilometrowej, poruszając się dokładnie po wyznaczonych odcinkach, nabili ok. 62 km, a ci, którzy zdecydowali się na 85 km mieli realnie do pokonania ponad 90 km.
Start trasy 150/220 km – strome podejście pod stok narciarski.
Orienteering bez map
Debiutująca impreza nie ustrzegła się wpadek. Część z nich była niestety znacząca. Największym problemem okazało się oznaczenie tras. Organizatorzy przygotowali znaczniki w postaci kawałków odblaskowej taśmy. Patent świetnie się sprawdził w nocy, na trasie 55/85 km, jednak na dłuższych trasach, które startowały z samego rana, oznaczenia były ledwo widoczne. Dodatkowym utrudnieniem były miejsca, w których dłuższe i krótsze trasy krzyżowały się ze sobą – oznaczenia dla wszystkich wyglądały identycznie, więc wystarczyło nie spojrzeć na kolor szlaku, tylko trzymać się oznaczeń trasy (z punktu widzenia zawodnika to całkiem logiczne), żeby zacząć brnąć w zupełnie niewłaściwym kierunku. Takie zawieruszenia zaliczyło mnóstwo uczestników, na wszystkich trasach. Nawet Maciek Więcek, ostateczny zwycięzca trasy 220 km, doświadczony biegacz na orientację, stracił ponad godzinę i 600 m (!) przewyższenia, bo zaczął podążać za oznaczeniami, które nie dotyczyły jego trasy.
Po zawodach Maciek Więcek skarżył się, że w miejscowościach, w których były punkty odżywcze, brakowało oznaczeń prowadzących od zejścia ze szlaku do samego punktu. Zawodnicy musieli błądzić i dzwonić do organizatorów, zanim znaleźli się w dobrym miejscu.
W obliczu takich sytuacji dziwi fakt, że organizatorzy nie zapewnili uczestnikom map z naniesionymi trasami, żeby mogli oni korygować ewentualne błędy. Zawodnicy nadrabiali po kilka, niektórzy kilkanaście kilometrów, tylko dlatego, że ufali oznaczeniom trasy. Niewiele osób wzięło kompas i własną mapę – nikt się nie spodziewał, że na biegu o formule liniowej takie gadżety będą potrzebne. Uczestnicy dostali jedynie rozpiskę, która informowała, jakimi kolorami szlaków mają się po kolei poruszać, lecz bez możliwości skonfrontowania tego z mapą w wielu przypadkach rozpiska była mało pomocna.
Rozpiska szlaków – jedyna pomoc nawigacyjna zapewniona przez organizatora.
Wpadki i ocean pretensji
Nieprzemyślane oznaczenie tras to jeden z wielu zarzutów, jakie wobec organizatorów mieli uczestnicy biegu. Niektóre punkty odżywcze były wyposażone inaczej, niż zapowiadano, obiecane medale i dyplomy nie zostały wręczone na mecie – medale nie dojechały na czas, posiłek regeneracyjny zawiódł oczekiwania biegaczy – kiełbasa z grilla z chlebem nie była tym, czego potrzebowali po wielu godzinach napierania, zawodnicy nie mieli szansy skorzystania z żadnych depozytów przed startem ani z pryszniców po zakończeniu wyścigu, nie odbyła się żadna zbiorowa dekoracja zwycięzców. Po zakończeniu imprezy na fanpage’u BUT-a rozpętała się burza negatywnych opinii. Uczestnicy mieli i wciąż mają mnóstwo pretensji do organizatorów, wytykają im błędy, które nie powinny mieć miejsca nawet na debiutującej imprezie.
Ewa Majer, która przez długi czas prowadziła na dystansie 220 km. Ostatecznie dała się wyprzedzić Maćkowi Więckowi i zajęła drugie miejsce w klasyfikacji generalnej.
Warto, bo jest potencjał
Ostatecznie linię mety przekroczyło w limicie 223 zawodników. To dwieście dwadzieścia trzy osoby, które się nie poddały, walczyły do końca z bardzo trudnym technicznie (duże przewyższenia i trasa usłana kamieniami) terenem, zmierzyły się z ciemnością, chłodem, zmęczeniem i wszystkimi przeciwnościami, na które nie miały wpływu. Na mecie każdy ostatecznie, gdzieś tam w głębi ducha, był z siebie zadowolony. Był zadowolony, że wziął udział w imprezie ultra, która dała mu w kość, ale też wiele nauczyła. Beskidy Ultra Trail to impreza o wyjątkowej formule – mogą wziąć w niej udział biegacze na różnym poziomie wytrenowania, o różnych celach i różnych preferencjach.
Piękne krajobrazy rekompensowały biegaczom różne niedogodności.
W kilku aspektach być może przygotowania przerosły organizatorów, którzy postawili sobie naprawdę ambitny cel. Mimo wszystko jednak warto dać tej imprezie jeszcze jedną szansę – beskidzkie krajobrazy, ciekawe szlaki i te potworne kamienie tylko czekają, żeby biegacze wrócili do nich za rok. Organizatorzy na pewno wyciągną odpowiednie wnioski z wielu gorzkich słów, które już usłyszeli i których będą słuchać jeszcze przez jakiś czas. Nie skreślajcie BUT-a – ta impreza ma wielki potencjał i jeśli tylko biegacze dadzą jej szansę, to na pewno w przyszłości będzie wzbudzać dużo emocji w światku ultra. Pozytywnych emocji!
Magda Ostrowska-Dołęgowska – zwyciężczyni klasyfikacji kobiet na trasie 85 km (a w jej przypadku nawet 98 km!) – w objęciach szefa imprezy, Michała Kołodziejczyka.
Rozmowa z Michałem Kołodziejczykiem – Szefem Beskidy Ultra Trail 2013
Najpierw rzecz kluczowa: czy za rok będzie BUT?
– Będzie. Chciałbym, żeby był. Jest dużo rzeczy, które trzeba poprawić, ale jeśli się je poprawi, to będzie okej.
Skąd pomysł na takie dystanse?
– BUT powstał od tej najdłuższej trasy, to miał być taki polski Hardrock [bieg na 100 mil w Colorado]. Potem, jak się okazało, że na tę najdłuższą trasę poleci może 40 osób w Polsce, no to wyszło, że ta trasa będzie kompletnie nieopłacalna. Więc dołożyliśmy parę innych dystansów i skorzystaliśmy z pomysłu, który był wprowadzony na Chudym Wawrzyńcu [rozejście się tras dopiero w dalszej części dystansu].
To dosyć odważny pomysł, żeby w debiucie imprezy proponować tyle tras i to na tak długich dystansach.
– No tak, ale co mam powiedzieć? Na planie wyszło dobrze, a potem zaczęło się wszystko rozchodzić… Ale to jest tak, że jak się już popełniło tyle błędów, to myślę, że w przyszłym roku jakieś 90% z nich można wyeliminować, bo już wiemy, czego się trzeba trzymać.
O błędach już sporo wiemy, pomówmy o sukcesach. Co według Ciebie było największym sukcesem tej imprezy?
– Ja byłem w pewnym momencie przekonany, że ludzie zejdą z najdłuższej trasy – po prostu powiedzą, że to jest bez sensu i zejdą. Cały pomysł na oznaczenie trasy szlakami wziął się z tego, że po pierwsze nie wszystkie fragmenty trasy miały zgodę na oznakowanie, np. Babia Góra, a po drugie – jak my biegamy, to właśnie w ten sposób sobie to rozpisujemy. No i okej, można powiedzieć „wy jesteście stąd, to sobie tak rozpisujecie”, ale przecież nie wszyscy jesteśmy stąd. Ja na przykład nie jestem stąd. Rozpisywanie po kolei szlaków zawsze się u nas sprawdza, ale nie wzięliśmy pod uwagę, że ludzie będą zmęczeni, że nie są stąd, że dojdzie stres, że szlak czasami się gubi i trzeba go szukać.
Czemu w takim razie nie było map?
– Szczerze mówiąc mapy miały być. One już powstały nawet. Tylko zaczęliśmy o tym rozmawiać i w tym roku na Biegu 7 Szczytów dostaliśmy tamtejsze mapy i okazało się, że właściwie nikt z nich nie korzystał. Więc doszliśmy do wniosku, że nikt z nich nie korzysta. Co pewnie jest błędem. Myślę, że za rok będą mapy – to jedna z rzeczy, których się nauczyliśmy.
Arek Koźmin – budowniczy tras – w biurze zawodów zajmował się głównie odbieraniem telefonów od zawieruszonych zawodników. Nie miał chwili spokoju…
Z ciekawości – ile taśmy odblaskowej zużyliście?
– Ciężko powiedzieć, bo mieliśmy takie ścinki, ciężko to ocenić. Dwa bagażniki auta kombi – tak można to ocenić. Najwięcej było tego oczywiście na krótkich trasach, bo po nauczce z pierwszego dnia ruszyliśmy, żeby te trasy doznakować. Pierwszego dnia wpadki w znakowaniu wynikały z tego, że robili to ludzie, którzy nie byli stąd, a w dodatku robili to w deszczu. Dostawali od nas wytyczne i musieliśmy im zaufać, nie mieliśmy możliwości osobiście wszystkiego sprawdzić.
Ile miałeś osób do pomocy w takim ścisłym sztabie organizacyjnym?
– W takim głównym sztabie było nas trzech – dwóch Arków i ja. Do pomocy mieliśmy Pokojowy Patrol. Wszyscy, którzy organizują imprezy, wiedzą, że zawsze się ktoś wysypuje. Ale nam się wysypało 45% ludzi, o czym dowiedzieliśmy się właściwie w dniu zawodów. Potem wysypało nam się sporo punktów, gdzie mieliśmy zamówione ciepłe posiłki, obsługę. Ludzie nie dotrzymywali obietnic. Więc wszystko, co i my obiecaliśmy zawodnikom, bo myśleliśmy, że tak będzie, nie wypaliło w ostatniej chwili. Próbowaliśmy to łatać, ale w pewnym momencie zastanawialiśmy się nawet, czy nie zamknąć biegu długiego. Ale jak się okazało, że oni dalej prują, no to byłoby to nie fair wobec nich.
Kiedy ostatnio spałeś?
– Trzy dni temu…
Maciek Więcek – zwycięzca trasy 220-kilometrowej – po zawodach przyznał, że za tydzień nigdzie nie startuje…
WYNIKI:
Trasę 55 km ukończyły 133 osoby, 85 km – 41 osób, 150 km – 16 osób, a 220 km – 33 osoby. Pełne wyniki zawodów dostępne są tutaj.
BUT-55
kobiety: 1. Sabina Giełzak, 7:48:14 2. Anna Miller, 8:42:13 3. Małgorzata Szydłowska, 9:11:21 |
mężczyźni: 1. Tomasz Kobos, 7:00:43 2. Cezary Osojca, 7:21:22 3. Józef Sztefko, 7:24:20 |
BUT-85
kobiety: 1. Magdalena Ostrowska-Dołęgowska, 13:29:15 (3. miejsce ex aequo w klasyfikacji generalnej!) 2. Klara Rehpirova, 13:47:11 3. Halina Galdyn, 15:53:37 |
mężczyźni: 1. Grinius Gediminas, 10:35:38 2. Robert Korab, 12:47:36 3. Aleksander Tittenbrun, 13:29:15 |
BUT-150
kobiety: 1. Dorota Łaba, 32:25:16 (3. miejsce w klasyfikacji generalnej!) (jedyna kobieta, która ukończyła tę trasę) |
mężczyźni: 1. Artur Kurek, 27:10:58 2. Krzysztof Chojnowski, 31:46:01 3. Tymoteusz Majchrzyk, 32:56:43 |
BUT-220
kobiety: 1. Ewa Majer, 38:36:47 (2. miejsce w klasyfikacji generalnej!) 2. Anna Orsi, 52:08:23 |
mężczyźni: 1. Maciej Więcek, 35:45:18 2/3. Konrad Ciuraszkiewicz i Michał Kiełbasiński, 39:05:34 |
fot. Marta Szewczuk, Andrzej Brandt