Triathlon > TRI: Ludzie > Triathlon
Triathlon na Hawajach. Nie igraj z Panią Pele
Tydzień temu odbyły się Mistrzostwa Świata Ironman na Hawajach. Zwycięzcami zostali Frederik van Lierde oraz Mirinda Carfrae, to wiemy. Są jednak rzeczy, o których nie wszyscy wiedzą i tą tajemną wiedzą chcę się z Wami dziś podzielić.
Każdy triathlonista w okolicach połowy października ma jedno postanowienie: „ja też kiedyś tam wystartuję”. I bardzo słusznie Ironman na Hawajach to wspaniała przygoda i zawody sportowe na najwyższym poziomie. Nie każdemu uda się to jesienne postanowienie zrealizować, droga jest długa, kosztowna i bardzo wymagająca. Tym z Was, którym się jednak powiedzie chcę dać jedną radę, nie dotykajcie lawy! Przestrogą niech będzie historia Marka Allena, jednego na najwspanialszych zawodników w dziejach triathlonu. Człowieka, który zwyciężył w 90% zawodów, w których brał udział, i utrzymywał się na topie przez ponad 15 lat. Mimo to, w początkach kariery Hawaje były dla niego pasmem nieszczęść. W 1982 roku pomimo prowadzenia w połowie trasy kolarskiej przegrywa z Davem Scottem z powodu awarii roweru. W 1984 roku nie udaje mu się utrzymać, wydawało by się zupełnie bezpiecznej 12 minutowej przewagi na biegu. 1987 rok to kolejna przegrana na części maratońskiej, tym razem z poważniejszymi konsekwencjami w postaci wizyty w szpitalu, spowodowanej wewnętrznym krwawieniem. Nawet w 1988 roku, kiedy jego największy rywal Dave Scott nie startował, udało mu się dwukrotnie złapać gumę i nawet przez chwilę nie dać kibicom nadziei na zwycięstwo. Nic dziwnego, że niewielu stawiało na tego pechowca w 1989 roku, tym razem jednak coś się zmieniło…
Hawaje to wyspa z wciąż czynnymi wulkanami. Dymiące kratery napawają grozą i przyciągają jak magnes turystów. Wydaje się więc, że kawałek lawy zabrany do domu powinien być idealną pamiątką z podróży. Okazuje się, że nie zawsze. Biuro Narodowego Parku Wulkanów codziennie dostaje kartonowe pudełka z kawałkami zastygłej skały. Powód tych wszystkich przesyłek jest jeden, klątwa Pele. Pele jest boginią ognia, i według legendy lawa należy do niej. Zabranie jej jest bardzo ryzykowne i zawsze pociąga za sobą nieszczęście. Do przesyłek bardzo często dołączane są listy, w których zrozpaczeni autorzy wyliczają listę plag, jakie ich dotknęły po powrocie z bajkowych wakacji. Proszą oni o odłożenie kamieni w dokładnie opisanych miejscach, dołączając butelkę dobrego alkoholu jako zachętę dla pracowników parku. No cóż, kamienie lądują gdzieś za progiem biurowego budynku, butelki w domu. Nie warto więc igrać z losem.
W 1989 roku przed wyjazdem na zawody macocha Allena pocieszała go, że ma bardzo dobre przeczucia co do jego startu. Nie wiedział wtedy, że przed laty przywiozła kawałek lawy z wyspy, co najprawdopodobniej rozgniewało Madame Pele. Przed mistrzostwami w 1989 roku postanowiła odwieźć feralną pamiątkę na miejsce, Mark dowiedział się o tym sporo później.
Tego roku nasz bohater zdobył swój pierwszy tytuł, próbując po raz siódmy. Co więcej, udało mu się to jeszcze pięciokrotnie podczas niezwykle barwnej kariery. Czy legenda o klątwie Pele to tylko lokalna bajka?. Nie wiem, ale kiedy znajdę się kiedyś na Hawajach pamiątki z lawy do domu raczej nie przywiozę, przed czym i Was przestrzegam.