fbpx

Czytelnia > Czytelnia > Reportaże

Bieg z Los Angeles – Nowy Jork. Wielki wyścig i korzenie ultramaratonu

Wyścig LA - Nowy Jork

Czarną linią oznaczono trasę wyścigu. Fot. Istockphoto.com

Ultramaratony trafiły z początkiem swoich dziejów na ciekawy czas w historii – pierwszy samotny lot nad Atlantykiem, ogromna produkcja amerykańskich fabryk samochodów… Wszystko mogło się zdarzyć. Na przykład bieg na ponad 5500 km…

Bunion Derby

Wszystko zaczęło się wiosną 1928 r. wyścigiem przez Amerykę, nazwanym potocznie „bunion derby” (ang. pęcherzowe zawody). Trasa wyścigu faktycznie prowadziła przez całe Stany Zjednoczone – od Los Angeles do Nowego Jorku. W sumie dystans 3422 mil (ponad 5507 km), na pokonanie którego biegacze mieli 84 dni codziennego, etapowego ścigania. 3 marca na starcie w Mieście Aniołów stanęło 199 zawodników – grono sławnych, amerykańskich długodystansowców ramię w ramię z każdym regularnym obywatelem USA, który tylko zgodził się zapłacić 125 dolarów opłaty wstępnej, za którą organizator oferował wyżywienie i noclegi na trasie zawodów.

Co przyciągnęło wytrawnych biegaczy, ale też farmerów, rybaków, mechaników samochodowych i innych „zwykłych obywateli” do tych wydających się ponad ludzkie siły zawodów? Na pewno jedną z tych rzeczy była nagroda. Zwycięzca otrzymywał 25000 dolarów, co stanowiło w tamtych czasach dziesięcio- do piętnastokrotnej wartości rocznych dochodów przeciętnego obywatela. Za dziesiąte miejsce, ostatnie nagradzane, można było zarobić 1000 dolarów. Ale chyba nie tylko pieniądze były tym magnesem, który chwycił za serca dwustu śmiałków. Większość uczestników podkreślała, że start w tych zawodach to dla nich możliwość spełnienia „amerykańskiego snu” o sukcesie. Przeżycia przygody, sprawdzenia granic swojej wytrzymałości i bycia zauważonym, docenionym.

Organizacja i trasa

Organizatorem zawodów był znany ówcześnie mecenas sportu – Charles Pyle. Zanim zajął się organizacją najdłuższych zawodów biegowych, był organizatorem popularnego turnieju tenisowego, założył Amerykańską Ligę Futbolową, był agentem sportowym najlepszego, amerykańskiego gracza futbolowego lat 20-tych – Harolda Grange’a. Pomysł wyścigu przez Amerykę podsunęli mu członkowie Stowarzyszenia Route 66 – nowo powstałej autostrady prowadzącej przez całe Stany – z Los Angeles do Chicago, którzy bardzo chcieli wypromować i rozreklamować nową drogę. Wielkie słowo „autostrada” określało szosę, która w tamtym czasie była po prostu dziurawą drogą gruntową. Prowadziła z Miasta Aniołów przez pustynię Mojave, duszne regiony Arizony i Nowego Meksyku, niszczące ścięgna drogi Teksasu, Oklahomę, Kansas i Missouri do stanu Illinois, miasta Chicago. Stamtąd zawodnicy do Nowego Jorku mieli dotrzeć już innymi, lepszymi drogami.

Zawody

Zawody rozgrywano etapowo. Każdego dnia uczestnicy stawali na starcie, który był w miejscu mety z dnia poprzedniego. Na drodze każdego etapu trzeba było zaliczyć wszystkie punkty kontrolne i dotrzeć do mety przed północą. Kto nie zdążył – był dyskwalifikowany. Na mecie mierzono biegaczowi czas. Najkrótsza suma czasów wszystkich etapów wskazywała zwycięzcę zawodów. Średnio do przebiegnięcia każdego dnia było 65 kilometrów. Najkrótszy odcinek wynosił 30, a najdłuższy 120 km. Przystąpić do zawodów mogli tylko mężczyźni, ale wtedy nie pozwalano kobietom biegać nawet klasycznego maratonu, a kobieca lekkoatletyka była dopiero w powijakach. Całą rywalizację ukończyło 55 osób. Co ciekawe – dobrego miejsca nie zajął żaden z faworyzowanych przed startem zawodników. Znaczna większość doświadczonych biegaczy wycofała się z rywalizacji jeszcze przed połową. Ostatecznie nagradzane dziesięć miejsc przypadło zwykłym obywatelom, którzy początkowo niezauważani, wraz z czasem trwania wyścigu, zaczęli wychodzić z cienia. W ten sposób spełnili swoje sny o sławie i popularności i mogli oderwać się od zwyczajnego życia.

Wyścig a społeczeństwo

Całe przedsięwzięcie było prawdziwym wydarzeniem. Pod względem popularności zawody te mogły konkurować z bardzo popularnymi wyścigami konnymi! Ludzie wybierali swojego faworyta, stawiali na niego pieniądze, śledzili jego zmagania i kibicowali mu. Wiele osób sporo w ten sposób zarobiło. Wyścig był komentowany w codziennej prasie i zawsze wokół zawodników kręciła się grupa dziennikarzy z lokalnych i ogólnoamerykańskich gazet. Wszędzie gdzie pojawiali się uczestnicy byli witani i przyjmowani z sympatią. Często zamykano szkoły, by dzieci mogły przypatrzeć się temu wydarzeniu. Organizowano nawet pochody i okrzykami oraz wiwatami zachęcano do walki tych, którzy przeżywali swoją własna wersję filmu o Rockym Balboa.

Osobowości

W trakcie wyścigu bohaterami byli zwykli ludzie, którzy temu wydarzeniu stali się sławni w całym kraju, a w ich rodzinnych miastach urośli do rangi herosów. Ludzie, którzy mieli odwagę rzucić wszystko i przez 84 dni walczyć z samymi sobą, by osiągnąć cel. Wszyscy wierzyli, że to właśnie im się uda.

 Andy Payne 

– dwudziestoletni farmer z Oklahomy. Pochodził z indiańskiej rodziny, która na co dzień uprawiała swoje 600 akrów ziemi na górzystych terenach wioski Foyil. Zaczął biegać, bo musiał dotrzeć do szkoły, do której na własnych nogach często docierał szybciej niż jego rodzeństwo jadąc konno. Zawsze mówił, że bieganie sprawia mu przyjemność – lubił pokonywać przestrzeń na własnych nogach. W szkole startował w lokalnych zawodach, wygrywając często na dystansie jednej i półtorej mili.

W wyścigu przez Amerykę Andy wziął udział, bo – jak potem mówił – czuł, że może mu się udać. Jego ojciec nie był przychylny pomysłowi, gdyż jego syn był mu potrzebny do pracy na roli. Andy’emu jednak nie uśmiechała się kariera rolnika i już wcześniej wyjechał do Los Angeles szukać szczęścia. Na wieść o wielkim wyścigu natychmiast wrócił do Oklahomy, jakimś cudem przekonał ojca by mu ofiarował 125 dolarów na opłatę wpisową i wystartował, by ostatecznie wygrać zawody i otrzymać 25000 nagrody, stając się legendą ultramaratonu.

Payne2

Andy Payne. Fot. Archiwum

Gdy trasa wyścigu wiodła przez stan Oklahoma, Andy był prawdziwym bohaterem. W Clearmore otrzymał na powitanie salwę z 22 broni – o jedną broń więcej niż prezydent USA. Dla dzieciaków, które zwalniały się ze szkoły, żeby go zobaczyć, był idolem. Za wygrane pieniądze spłacił kredyt rodziców, wybudował nowy dom, dokupił ziemię i opłacił swoje studia. Nigdy więcej już nie wystartował w prawdziwych zawodach biegowych.

 Johny Salo 

– żonaty, z dwójką dzieci i dobrą posadą w stoczni. W 1928 roku miał 34 lata i dawno już za sobą sny o byciu wielkim biegaczem. Miał co prawda na swoim koncie kilka biegowych sukcesów, nawet w bostońskim maratonie, ale o ultramaratonach nie miał pojęcia. Nie przeszkodziło mu to jednak stanąć na starcie morderczego wyścigu. Jako weteran pierwszej wojny światowej, miał kontakty w Armii Amerykańskiej, do której zwrócił się o pomoc, dzięki czemu szybko zdobył pieniądze, które pozwoliły mu na lepsze jedzenie niż to oferowane przez organizatora i spanie w warunkach znacznie przewyższających cuchnące, wojskowe namioty.

Gdy wyścig wkroczył do stanu Illinois, Johny był już tak wybiegany, że był w stanie biec cały dystans w tempie ok. 7 – 8 minut na milę (poniżej 5 minut na km). Gdy wyścig zawitał przedostatniego dnia do miasteczka Passaic, w którym żył i pracował, lokalna policja zaoferowała mu dożywotnią posadę. Johny zajął drugie miejsce. Za zarobione 10000 dolaró kupił nowy dom w Passaic. Przyjął ofertę policji i tym samym zarobił ksywkę latającego gliny. Trzy lata po wyścigu podczas meczu baseballa dostał w głowę kijem i zmarł z odniesionych obrażeń.

 Mike Joyce 

– pracownik fabryki w Cleaveland, mający na co dzień do wyżywienia czwórkę głodnych dzieci. Podobnie jak Salo był człowiekiem doświadczającym nieprzyjemnej części bycia trzydziestolatkiem – związany przez rodzinę i pracę. Mimo to nie potrafił przestać myśleć o wielkim wyścigu. Przystąpił do zawodów dzięki poświęceniu większości rodzinnych oszczędności i z szalonym planem wygrania rywalizacji. Na początku szło mu bardzo źle, jednak z czasem zaczął się piąć w klasyfikacji. Jak tylko mieszkańcy Cleaveland dostrzegli sukces Mike’a, zaczęli wspierać finansowo jego rodzinę. Gdy wyścig przechodził przez jego rodzinne miasto ludzie wylegli na ulice i dopingowali swojego krajana, życząc mu wspięcia się aż na sam szczyt klasyfikacji. Zatrzymano nawet ruch uliczny i wszyscy serdecznie go pozdrawiali. Mike finiszował ostatecznie na czwartym miejscu zarabiając 2500 dolarów, za które podreperował nadszarpnięty budżet.

 Ed Grander 

– czarnoskóry pochodzący z Birmingham. Jego rodzina podlegała ścisłej segregacji rasowej, co czyniło z niego obywatela niższej klasy. Mając 20 lat Ed przeniósł się do Seattle, gdzie pracował jako hydraulik. Postanowił wystąpić w stanowych mistrzostwach na dystansie 10 mil, do których sumiennie się przygotowywał. Trenując zwykł nosić białe spodenki, białą koszulkę bez rękawów i zawiązany na głowie biały ręcznik. Ta ostatnia część garderoby sprawiała, że wyglądał jak Arab, przez co bardzo szybko przylgnęło do niego przezwisko „Szejk”.

Zanim Ed wystąpił w Bunion Derby był trzykrotnie mistrzem stanu na dystansie 10 mil. W czasie wielkich zawodów biegł lekkim, swobodnym krokiem, ale mimo to nie mógł złapać swojego tempa. Wygrywał jeden etap, by ledwo ukończyć następny. Dodatkowo niesprzyjająco działała rasowa niechęć – biali, delikatnie mówiąc, nie odnosili się do niego z sympatią. Plotki mówią, że nawet Ku Klux Klan miał w tym swój udział. W końcu jednak Grander zdołał wziąć się w garść, zapomnieć o rzucanych na niego klątwach i karach śmierci i po prostu pobiec swoje. Wygrał najwięcej etapów w drugiej części wyścigu. Był dla czarnej części Ameryki promykiem nadziei, dowodem na to, że Murzyni mogą przeciwstawić się groźbom i pokazać swoją siłę. Był przez nich wynoszony na rękach za swoje 8. miejsce w wyścigu.

Co po wyścigu?

26 maja na metę wyścigu dotarło jedynie 55 zawodników z prawie 200 startujących. Niestety nie zabrakło wpadek organizacyjnych. Po zakończonym biegu zwycięzcy nie dostali natychmiast swoich nagród, lecz musieli na nie czekać aż tydzień. W tym czasie nie mieli zapewnionego żadnego noclegu ani wiktu – wielu z nich, z braku funduszy, musiało udać się do godnych pożałowania kwater lub po prostu na ulice Nowego Jorku…

Sukces tych zawodów w dużej mierze polegał na powrocie do korzeni sportu. Wielcy gwiazdorzy biegów obrali zbyt szybkie tempo i musieli wycofać się z powodu kontuzji lub wyczerpania. Każdy Amerykanin śledzący Derby mógł nabrać przekonania, że amerykański sen o Kopciuszku jest możliwy do spełnienia – każdy mógł utożsamiać się z Andym Paynem czy Johnym Salo. Przez prawie trzy miesiące Amerykanie bardziej interesowali się poczynaniami tych kilku „zwykłych ludzi” niż krajową polityką.

Charles Pyle – organizator wyścigu – chciał kontynuować przedsięwzięcie, jednak z miernym skutkiem. Co prawda w następnym roku 1929 wyścig odbył się ponownie – na tej samej trasie, ale w przeciwnym kierunku – jednak nie wzbudził już takiego zainteresowania, a jego zwycięzcy nigdy nie otrzymali obiecanych nagród. Pyle został uznany za nieuczciwego człowieka.

Rozwój ultramaratonów

Bunion Derby – wyścig w poprzek kontynentu amerykańskiego nie był pierwszym ultramaratonem, jednak zdecydowanie pierwszym zorganizowany na taką skalę i z takim rozgłosem. Rozgrywane wcześniej okazjonalnie wyścigi na 100 mil były raczej lokalnymi, mało znaczącymi imprezami. Jednak dzięki temu przedsięwzięciu ultramaratony zyskały na popularności. Z resztą nie tylko one – na fali sukcesu urosły także klasyczne formy biegania.

Jednym z przedsięwzięć powstałych na kanwie Bunion Derby było The Great Port Townsed to Port Angeles Bunion Derby. Wyścig na dystansie 52 mil (prawie 84km) przyciągnął w 1929 r. 22 chętnych. Większość stojących na starcie mężczyzn nie miała za sobą prawie żadnego przygotowania fizycznego. Przyszli, bo chcieli się sprawdzić. Głównie dwudziestolatkowie, pracujący fizycznie. Nie wyglądali jak ściganci – na sobie mieli luźne ubranie i tenisówki, ale w głowie silne przekonanie, że życie spędzone na uprawianiu roli czy sadzeniu drzew pozwoli im przetrwać ten długi dystans.

Na starcie wszystko wydawało się proste. Było to jedno z tych wydarzeń, których nie mógł przegapić nikt w okolicy. Dwudziestu dwóch startujących było otoczonych przez tłum około tysiąca widzów. Wydarzenie było transmitowane na żywo przez lokalne radio. Burmistrzowie trzech największych miast leżących przy drodze tego ultramaratonu pojawili się by swoimi przemówieniami zagrzać biegaczy do walki.

Niestety – po strzale startera dla większości stało się jasne, że płomienna mowa i tłum dopingujących nie wystarczy by pokonać tak długi dystans. 11 uczestników wycofało się po drodze, a ci co dotarli na metę mieli wykończone mięśnie i ogromne pęcherze. Zwycięzca – pracownik kamieniołomu, 32-letni John Gherke przybył na metę po 9 godzinach i 22 minutach z monstrualnymi pęcherzami. Ostatni na mecie Tony Sofie zmasakrował swoje stopy w okolicach 40-tej mili do tego stopnia, że krew wypływała z jego butów przy każdym kroku. Chciał się wycofać, ale widok pilnującego zagrody trzynogiego psa uświadomił mu, że on na dwóch nogach może przebyć to 10 mil dzielące go od linii mety. Udało się, ale dwa kolejne dni musiał spędzić w lokalnym szpitalu.

Ten i kilka innych wyścigów pokazało, że ludzie chcą biegać i chcą dokonywać wielkich czynów. Ameryka zawsze była podatna na wszystko co ekstremalne, przełomowe i nowatorskie i w ten nurt bardzo dobrze wpisały się ultramaratony. Jednak nigdy później żadne ultramaratońskie przedsięwzięcie nie zebrało takiego rozgłosu i zainteresowania jak Bunion Derby w 1928 roku.

route 66

Fot. Istockphoto.com

 Route 66 (Droga 66) 

Słynna, transamerykańska droga, zwana Drogą Matką czy Główną Szosą Ameryki, po której wiodła zdecydowana większość trasy wyścigu Bunion Derby, powstała w ramach krajowego programu rozwoju autostrad w USA w 1926 r. Najsilniej lobbującymi na jej powstanie byli amerykańscy biznesmeni – Cyrus Avery i John Woodruff, dla których połączenie dwóch wybrzeży kontynentu jednym szlakiem komunikacyjnym było życiowym marzeniem. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że nazwa autostrada w tamtych czasach nie miała wiele wspólnego z tym, co teraz kojarzy nam się z tym słowem – droga była jedno jezdniowa, w większości gruntowa, przez górskie tereny prowadziła serpentynami. Mimo to droga ta stała się inspiracją dla wielu amerykańskich umysłów i twórców. Piosenki o tytule „Route 66” nagrali m. in. The Rolling Stones i Depeche Mode. Poświęcono jej kilka filmów i powieści. Droga miała też ogromne znaczenie w czasach exodusu amerykańskich osadników ze wschodu na zachód w okresie głodu lat 30. XX wieku. Obecnie jej fragmenty przebiegające przez stany Illinois, Arizona i Nowy Meksyk stanowią narodową drogę krajoznawczą o nazwie Historic Route 66, będącą popularną atrakcją turystyczną Stanów.

Damian Gruszecki, „Wielki wyścig”, Bieganie grudzień 2008

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Damian Gruszecki

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Marcina Świerca nikomu, kto choć trochę kojarzy światek polskich biegów górskich, przedstawiać nie trzeba. Zawodnik, który jako jedyny z Polaków stawał na podium podczas festiwalu UTMB, czyli biegowej Ligi Mistrzów. Teraz, w 2024 roku, wraca […]

Dobrze jest wrócić. Znowu mogę biegać! Jeszcze powalczę na trasie. Marcin Świerc prosto z Pieniny Ultra Trail

W najbliższą sobotę i niedzielę odbędzie się DOZ Maraton Łódź, jedno z najważniejszych biegowych wydarzeń w Polsce. Organizatorzy przygotowali wiele atrakcji dla uczestników, a my mamy dla Was garść przydatnych informacji, które pozwolą Wam przygotować […]

Już w ten weekend: DOZ Maraton Łódź! Przygotuj się na wyjątkowe wydarzenie!

Mamy za sobą 9. już edycję lubianego i cenionego cyklu biegów przełajowych w mieście, czyli CITY TRAIL. Jakie zmiany czekają imprezę w związku z zakończeniem współpracy z Nationale-Nederlanden? Jakie było ostatnie pół roku? Ilu zawodników […]

Od Grand Prix Poznania do Grand Prix CITY TRAIL, czyli prawie dekada pięknej trailowej przygody w 10 miastach w Polsce

Pęcherze na stopach nie są niczym niezwykłym. Zapewne każdy borykał się z taką przypadłością przynajmniej raz. Medycyna ludowa zna wiele sposobów na pozbycie się pęcherzy. Nie wszystkie są polecane przez współczesną medycynę. Skąd się biorą […]

Jak szybko usunąć odciski i pęcherze ze stóp? Domowe sposoby na bolesne rany

Jak zakochać się w sporcie od najmłodszych lat? Czy bieganie to sport indywidualny? Kto najlepiej motywuje do bycia aktywnym? Czy grywalizacja ma sens? Czym jest ruch #długodystansZDROWI? Jak wygląda w praktyce employer branding i dlaczego […]

Sport mam we krwi od dzieciństwa, a o zdrowiu myślę długodystansowo. Ada Stykała. Ruch #długodystansZDROWI

Konkurs rzutu młotem z udziałem największych gwiazd tej konkurencji będzie głównym punktem tegorocznej odsłony Memoriału Czesława Cybulskiego. Na Stadionie POSiR Golęcin nie zabraknie również rywalizacji na bieżni i skoczniach. Od środy 24 kwietnia można kupować […]

Memoriał Czesława Cybulskiego już 23 czerwca! Rusza sprzedaż biletów

Jak wygląda proces projektowania nowych butów biegowych? Jakie czynniki trzeba w nim uwzględnić? Co wyróżnia najbardziej zaawansowane modele i w którym kierunku może pójść rynek butów biegowych w kolejnych latach? O tym i wielu innych […]

Rohan van der Zwet z ASICS: Nie podążamy za żadnymi trendami, ale sezon po sezonie wprowadzamy innowacje i udoskonalamy produkt po produkcie

W miniony weekend odbył się w festiwal Pieniny Ultra-Trail®, w ramach którego rozegrano PZLA Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich na trzech dystansach: Vertical, Mountain Classic oraz Short Trail. Był to dzień wielkiego triumfu Martyny Młynarczyk, […]

Pieniny Ultra-Trail®z rekordową frekwencją i rewelacyjnymi wynikami. Poznaliśmy mistrzów Polski w biegach górskich na 3 dystansach