Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Bieganie zawodowe. Czy można wierzyć Kenijczykom?
Mistrzyni olimpijska w maratonie sprzed kilku miesięcy, Kenijka Jemima Sumgong, została złapana na stosowaniu EPO. Jako efekt pojawia się pytanie – czy można wierzyć w kenijskie superwyniki?
Mamy w wyczynowym bieganiu ciekawe kilka ostatnich lat. Afera goni aferę. Ledwo zdąży się zdyskwalifikować Rosjan, wpadają Turcy albo Marokańczycy. Wybucha spór o to, czy mistrzyni bieżni i jej dwie koleżanki medalistki są kobietami, mężczyznami czy czymś pośrednim. Potem unieważnia się prawie całe składy finałów biegów sprzed kilku lat, bo zamrożone próbki pokazują, że prawie wszyscy używali niedozwolonych środków, a krył ich sam szef światowej federacji. I wreszcie wpadają maratończycy. Najpierw ci słabsi i tu wytłumaczenie jest łatwe – byli słabi, chcieli być mocniejsi, więc wypili kompot ze sterydów. Problem zaczyna się jednak, gdy wpadają coraz mocniejsi. Taki Matthew Kisorio w półmaratonie łamał godzinę. Niejaki Wilson Erupe pobiegł 2:05 w maratonie. A potem mieliśmy Ritę Jeptoo, najmocniejszą maratonkę świata i największą dopingową wpadkę ostatnich lat w biegach ulicznych. Cóż, Rita została właśnie przebita i to przez swoją koleżankę treningową – Jemimę Sumgong, która parę miesięcy temu zdobyła w Rio złoty medal olimpijski w maratonie. Była pierwszą kenijską mistrzynią na tym dystansie, jest jedną z nielicznych złotych medalistek, które zostały złapane na dopingu. Nie ma co, galeria sław.
Dodajmy do tego inne kenijskie osobliwości. W Polsce wpadł na koksie zwycięzca maratonu w Poznaniu, Edwin Yator, a w Singapurze złapano wielokrotnego zwycięzcę wielu polskich biegów, w tym maratonu w Dębnie, Cosmasa Kyevę. Wszystko to w czasach, gdy Kenijczycy kompletnie zdominowali bieganie uliczne i dokonują cudów. W lutym w Tokio mało znana kenijska biegaczka, jak się teraz okazuje, trenująca razem z Jemimą Sumgong, wygrywa wielki maraton, biegnąc drugą połowę szybciej niż kiedykolwiek pobiegła sam półmaraton. Jej inna koleżanka w Pradze w jednym starcie bije cztery rekordy świata, w tym na 10 kilometrów po drodze w półmaratonie! I jest także nieznaną biegaczką, nie mająca wcześniej na koncie większych sukcesów.
Przez lata spekulowano o źródle kenijskich wyników – wyjątkowa genetyka, bieda, motywacja do uprawiania sportu? Kolejne wpadki każą jednak zadać pytanie, czy to wszystko nie jest jednym wielkim oszustwem? Bo jak się okazało parę lat temu, nikt Kenijczyków nie badał, w ich kraju nie było odpowiedniej infrastruktury. Do tego eksplozja wielkiej formy biegaczy z tego kraju następuje w latach 90. XX wieku, wraz z upowszechnieniem się EPO, środka poprawiającego wytrzymałość. A za biegaczami stoją podejrzani włoscy doktorzy, którzy wcześniej doprowadzili do ruiny zawodowe kolarstwo. Sami zawodnicy bezczelnie, prosto w oczy kłamią w wywiadach.
Obecna wpadka Jemimy Sumgong to ogromny cios dla świata biegów. Gdy teraz się na to patrzy, widać kolejne sygnały ostrzegawcze. To kolejny przypadek dopingu w stajni Gabriele Rosy, znanego włoskiego menedżera. Koleżanka treningowa już złapanej Rity Jeptoo. Progres uzyskała w zaawansowanym wieku i zrobiła zaskakujący skok, z przeciętnej zawodniczki do dominantki w świecie. Już wcześniej informowano o wpadce sterydowej w jej przypadku, ale podobno była to pomyłka, leczenie kontuzji. W zeszłym roku dokonała biegowego cudu – wygrała maraton w Londynie mimo szokującego upadku i uderzenia głową w asfalt. Czy Kenijczycy mają głowy z żelaza czy może źródła ich sukcesów są podobne jak w przypadku maratonek z Rosji?
Trudno nie zadawać sobie tego pytania, tym bardziej, że wpadek jest coraz więcej i są coraz bardziej spektakularne. To nie przypadek – po prostu w końcu zaczęto badać w Kenii. World Marathon Majors, seria największych światowych maratonów, na własną rękę ufundowała 600 dodatkowych testów – 150 najlepszych maratończyków i maratonek ma być badanych co roku poza zawodami. I właśnie na tym teście wpadła Sumgong. Do tej pory łapano głównie na zawodach, a jak się mówi, żeby wpaść w taki sposób, trzeba być wyjątkowo mało inteligentnym. EPO wypłukuje się z organizmu w ciągu kilkunastu godzin i żeby kogoś przyłapać, trzeba mieć wyjątkowe szczęście. Można domniemywać, że część oszustów unika i kontroli, i wykrycia. A tylko w ciągu kilkunastu miesięcy złapano dwie najlepsze maratonki świata.
Jak się broni Kenia? Sama Sumgong w wyjątkowo głupi sposób – powtarza tylko, że jest niewinna i że ciężko trenuje. Jej włoski menedżer Rosa utrzymuje, że kolejne wpadki to efekt mnożenia się w Kenii nielicencjonowanych lekarzy, którzy namawiają zawodników do stosowania dopingu. I że on nie ma z tym nic wspólnego. Tymczasem, gdy parę lat temu Niemiec Seppelt zrobił reportaż o tym, że doping w Kenii jest dostępny łatwiej niż aspiryna, nie bardzo mu wierzono.
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach i pozostaje tylko mieć nadzieję, że oszuści zostaną wyłapani co do jednego. Na razie do galerii hańby dołącza Jemima Sumgong, która jednak mimo wykrycia dopingu, możliwe, że nie straci swojego złotego medalu z Rio de Janeiro. Test miał miejsce w lutym, czyli kilka miesięcy po przeprowadzeniu Igrzysk. I chociaż zdrowy rozsądek podpowiada, że należałoby wymazać wszystkie jej wyniki, prawo stanowi inaczej. Na razie wykluczono ją tylko z listy startowej z Londynu, gdzie miała bronić tytułu mistrzowskiego. I zablokowano przelew na 500 tysięcy dolarów, który miała otrzymać jako najlepsza maratonka świata. Po Ricie Jeptoo, już zdyskwalifikowanej.