Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia
Drogo, egzotycznie, elitarnie. Maraton w Dubaju
To nie będzie tania impreza. Choć też nie tak kosztowna, jak jeszcze kilka lat temu, kiedy sam bilet lotniczy kosztował tyle, co średnia krajowa. Dzisiaj do Dubaju można polecieć za kilkaset zł (są jeszcze bilety na koniec stycznia). Coraz szersza jest też oferta ekonomicznych noclegów – na to jednak warto uważać. Niestety, nie najniższe jest wpisowe (120 USD), sporo kosztuje także wiza.
Ale dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na taki wydatek – Standard Chartered Dubai Marathon może być wielką przygodą. Chociaż o życiówkę w tym jednym z najbogatszych miast świata łatwo nie jest, mimo że lokalne władze robią, co mogą. Między innymi po raz kolejny lekko zmieniły przebieg trasy, żeby była jeszcze szybsza, o ile to możliwe. Trasa dubajskiego maratonu wiedzie bowiem szeroką nadmorską dwupasmówką (po cztery pasy w każdą stronę), która cała jest oddawana do dyspozycji biegaczy, których w maratonie startuje ok. 2500 (w 2013 r., wcześniej było to ok. 1700 osób). Kilka lat temu trasa była właściwie jedną ponaddwudziestokilometrową agrafką, dzisiaj ma aż dwa nawroty, podobno dzięki temu jest jeszcze bardziej płaska i jeszcze szybsza.
O dziwo, mimo teoretycznie szybkiej i komfortowej trasy, mimo gigantycznych nagród dla zwycięzców (200 000 USD za pierwsze miejsce, zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn), mimo zapowiedzi ogromnych premii za rekord świata (nawet milion dolarów) , mimo tego, że przez lata gwiazdą maratonu był Haile Gebrselassie – rekord w Dubaju nie padł. Chociaż ciśnienie na wynik jest coraz większe, a młodzi zawodnicy z Afryki bez respektu podchodzą do osiągnięć mistrzów, zatem rekord może być tylko kwestią szczęścia. Ubiegłoroczną edycję wygrał Etiopczyk Lelisa Desisa z czasem 2:04:45, bijąc rekord trasy. Drugi zawodnik była na mecie cztery sekundy później, a trzeci dobiegł w 2:04:49. Poniżej 2:05 dobiegło w sumie 5 zawodników.
Nie ten klimat, nie ten czas…
Dla Polaków bieg w Dubaju może być trudnym wyzwaniem mimo płaskiej trasy. Największym problemem jest zmiana strefy klimatycznej. Co prawda w styczniu w Dubaju też nie ma upałów, ale jednak różnica między temperaturą ok. 20 st. C, która w tym czasie jest normalna w tamtym klimacie, a przykład -20 st. C, które w końcu stycznia mogą panować nad Wisłą nie pozostaje bez wpływu na dyspozycję organizmu. Dodatkowym utrudnieniem może być wysoka wilgotność powietrza, która powoduje, że po pół godzinie po wschodzie słońca ubranie klei się do ciała, a oddychanie staje się czynnością wymagającą pewnego wysiłku. Kolejnym czynnikiem, który trzeba wziąć pod uwagę, to bardzo wczesna godzina startu. 7.00. czasu miejscowego, czyli jakaś czwarta nad ranem czasu polskiego. O tej porze nasz organizm pracuje jeszcze na zwolnionych obrotach. Warto wcześniej zrobić rozgrzewkę i wypić mocną kawę. Chyba, że ktoś wcześniej trenował o takich godzinach, ale moje możliwości adaptacji to jednak przekracza.
Ze spraw organizacyjnych warto pamiętać, że na trasie w Dubaju dostaniemy tylko wodę i izotoniki (co 2,5 km od 5. kilometra). Niespecjalnie też jest gdzie dokupić żele, więc lepiej je mieć ze sobą. Bo nawet woda z siedmiogwiazdkowego Burj Al Arab, podawana przez wyfraczonych kelnerów, specjalnie energetyczna nie jest.
Nie samym bieganiem…
Do Dubaju warto pojechać na kilka dni. Nie tylko dlatego, że warto się tak zaaklimatyzować. Także dlatego, że podczas samego biegu raczej wielu atrakcji nie zobaczymy i przyda się kilka chwil na zwyczajne, niebiegowe zwiedzanie. Najlepiej jednym z licznych autokarów turystycznych. Warto też zboczyć z trasy wiodącej śladami centrów handlowych (zdecydowanie największa atrakcja, niektóre z zewnątrz sprawiają wrażenie wielkich muzeów) i zagłębić się w starszą część miasta. To tam jest prawdziwa egzotyka.
Zresztą, egzotykę widać już zaraz po wylądowaniu. To widać już na lotnisku. Większość mężczyzn jest ubrana w kandury, sięgające kolan białe szaty, na głowach mają białe chusty lub arafatki. Są wysocy, mają jasną karnację, czarne oczy i czarne włosy. Nie wyglądają specjalnie przyjaźnie, kiedy skanują tęczówkę oka specjalną kamerą, a człowiek czeka, czy dostanie ta pieczątkę, czy nie, i absolutnie nie rozumie dźwięków tutejszej mowy.
Inny świat… komunikacji
Z lotniska do miasta najlepiej jechać taksówką zresztą taksówki to dosyć ekonomiczny i zarazem wygodny sposób przemieszczania się po mieście. Warto korzystać, zwłaszcza w drodze na start maratonu, bo w nocy komunikacja miejska nie jest dobrym rozwiązaniem. A dla osób przyzwyczajonych do średniej warszawskiej ceny będą przyjemnym rozczarowaniem.
Można tez, w ramach poznawania egzotyki, skorzystać z autobusu. T swoista lekcja miejscowych zwyczajów. Na przykład na pętli do autobusu najpierw wsiadają wszystkie kobiety, a potem panowie, ilu się zmieści. Pierwsze trzy rzędy siedzeń w autobusie jest oddzielonych od reszty szybą z pleksi i to miejsca zastrzeżona dla kobiet. Oczywiście kobiety mogą siadać i gdzie indziej, ale w wyznaczonym miejscu raczej nie usiądzie żaden miejscowy pan. Pełny autobus nie zatrzymuje się na przystankach pośrednich. Można stać godzinę przy tej czteropasmowej trasie i na próżno czekać.
Egzotyka i kontrasty
Dubaj jest też miastem pełnym kontrastów. Umowne nowe, nowoczesne miasto od starej części, Deiry, która kiedyś była oddzielną wioską, a dzisiaj stanowi część tego wielkiego organizmu, oddziela Dubai Creek, kanał, który wcina się na kilka kilometrów w głąb lądu. Nad brzegiem kanału stoją wysokie konstrukcje z betonu, szkła i stali, a na kanale cumują łódki, które mogły tu cumować równie dobrze 50 i 80 lat temu. Głównym środkiem transportu przez kanał pozostają abry – wodne taksówki, drewniane łódeczki z silniczkiem elektrycznym, kierowane głównie przez przybyszów z południowo-wschodniej Azji. Do takiej łódeczki wsiada na raz jakieś 15-20 osób. W ciągu dnia łódeczki pływają jedna za drugą, wieczorem odbija ich od brzegu po kilkanaście jednocześnie. O dziwo, obywa się bez kolizji. Nad tym wszystkim górują drapacze chmur, jedne z najwyższych budowli na świecie. A pomiędzy nimi – tradycyjny arabski suk, gdzie można kupić fantastyczne szale, targ złota, gdzie można dostać oczopląsu na sam widok prezentowanej biżuterii, muzeum historyczne, gdzie wpuszczają bez biletów, dokarmiają i jeszcze pytają o wrażenia…
Wiza, czyli niestety kosztowne formalności
Mankamenty wyjazdu? Niestety, Polacy do Dubaju muszą mieć wizę. W Warszawie nie ma ambasady Zjednoczonych Emiratów Arabskich, nie ma też żadnego przedstawicielstwa konsularnego. Najbliższa placówka – w Berlinie. Warto skorzystać z usług jednego z licznych operatorów turystycznych, którzy pośredniczą w załatwianiu formalności. Trzeba mieć przygotowany kolorowy skan stron paszportu ze zdjęciem, kolorowy skan zdjęcia dokumentowego, kopię biletu lotniczego oraz informacje o miejscu zatrzymania w Dubaju. Po weryfikacji danych (3-5 dni) otrzymamy mailem promesę wizową, którą trzeba pokazać przy odprawie już w Dubaju, gdzie urzędnicy imigracyjni na miejscu wbijają wizę (uprzednio na przykład skanując tęczówkę). Koszt wizy turystycznej 7-dniowej to 497 zł, wiza 96-godzinna z biletem Emirate Airlines kosztuje 347 zł. Operator może oferować wraz z wizą opcję zakwaterowania, ale to ostatnie zdecydowanie lepiej wyszukać na własną rękę i mieć konkretny adres przed złożeniem wniosku o wizę.
Standard Chartered Dubai Marathon 2014
Data: 24 stycznia 2014 r. (piątek)
Start: 7.00. czasu miejscowego
Wpisowe: 120 USD
Biegi towarzyszące: 10 km oraz bieg otwarty na 3 km
Odbiór pakietów: od wtorku do czwartku (21- 23 stycznia)
Zapisy: www.dubaimarathon.org/race-info/how-to-register