Trening > Biegi górskie i ultra
Edyta Lewandowska wygrywa jako pierwsza kobieta open w historii legendarny Brazil135+ ultramarathon
Edyta Lewandowska triumfuje w legendarnym biegu Brazil 135+ ultramarathon, zaliczanych do najtrudniejszych biegów świata. To wydarzenie z tej samej kategorii, co mordercze: Spartathlon i Badwater. Nasza rodaczka wygrywa jako pierwsza kobieta open w histroii tej imprezy, wyprzedzając na mecie pierwszego mężczyznę o ponad półtorej godziny.
Jestem na gorąco po kilku godzinach snu i drodze z mety do Aquas de Prata, więc jest to news gorący jak klimat w Brazylii. Skutej mrozem Polsce może się przydać. Tym bardziej, że to wyjątkowe wydarzenie w historii Brazil Ultra Journey. Pierwszy raz kobieta wygrywa open. Spotykam się tutaj z ogromną życzliwością. Jestem wzruszona – tak swoją relację dla nas zaczyna Edyta Lewandowska.
Czym charakteryzuje się bieg i jak przebiegała rywalizacja? Pisze Edyta:
Brazil135+ ultramarathon to bieg wyjątkowy. Już sam dystans 217 km robi wrażenie. Oczywiście, są niszowe biegi dłuższe, ale ekstremalność Brazil135 polega nie na długości trasy. Przewyższenia na papierze też nie są jakieś wybitne. 5800 up i niecałe 5600 w dół na „góralach” mogą nie robić wrażenia. A jednak na całej długości trasy ma się zawsze albo pod górę, albo z góry. I mnóstwo tych podejść ma 10 lub więcej stopni. Pomimo odległości nie ma czasu na wytchnienie. Albo się wspinasz albo masz ostro w dół. Odcinki płaskie policzyć można na palcach.
Brazylijskie lato w porze deszczowej to też krótkotrwałe silne burze z deszczową nawałnicą, które z dróg tworzą najpierw rwące potoki, a gdy woda spłynie, pozostawia grząski, błotnisty teren. Doświadczyłam tego robiąc rekonesans trasy i byłam na to przygotowana. Podczas startu jednak nie spadła ani jedna kropla deszczu. W dzień 36°C, w nocy 23°.
Dwukrotnie cudem pominęłam wijącego się po drodze węża.
Poza tymi dwoma płazami, wszystko inne, miałam wrażenie, układa się po mojej myśli. Lubię ciepło. Doskonale się w nim czuję. Nie patrzyłam na rywalki bądź rywali. Byłam doskonale przygotowana. Kiedy tak się czuję, nie sprawdzam kto stoi obok na starcie. Wiedziałam tylko, że będą zwycięzcy Badwater, bo ten bieg jest mu bliźniaczy. Ma podobną formułę i jest też jego kwalifikacją, co przyciąga w Ameryce Południowej mocnych zawodników.
Podobno niektórzy narzekają na oznaczenia. Trasa wiedzie w 95% trudnym szlakiem legendarnej drogi pielgrzymkowej Camino da Fe, która według mnie oznaczona jest doskonale.
Nie miałam więc okazji się zgubić.
Start o 6 rano.
Bardzo długo biegłam jako trzecia open. Wieczorem byłam już jednak druga, ale sporo czasu poświęciłam na całkowitą zmianę odzieży przed nocą i straciłam kilka miejsc. Czułam, że komfort suchej odzieży będzie nocą wsparciem, może nawet okazać się kluczowy. Miałam rację. Po pierwszej w nocy nie mijały mnie już żadne pojazdy wsparcia innych zawodników. O 3:40 podjechało auto organizatora z informacją, że prowadzę i mam 4 km przewagi nad drugim zawodnikiem, którym był Simen Holvik, zwycięzca Badwater i drugi zawodnik Spartathlonu.
Dopiero wtedy pojawiła się myśl o wygraniu biegu open. Ostatnie 20 km, przy znów upalnym poranku, dłużyło mi się najbardziej. Po 27 godzinach i 29 minutach dobiegłam jako pierwsza kobieta w historii brazylijskiego ultra jako zwyciężczyni całych zawodów.
Jestem mega szczęśliwa, że najczęściej wypowiadanym dziś w Brazylii zwrotem w języku portugalskim jest „corredor da Polonia”. A przede mną przygotowania do Badwater. Open? Czemu nie? W końcu ultra jest kobietą.
Nam nie pozostaje nic innego, jak pogratulować i… trzymać kciuki za kolejne wyzwania. Byle w zdrowiu i z takim samym uśmiechem na ustach!
Brawo, Edyta!
A jeśli jesteście zainteresowani tym, jak wygląda rywalizacja nie tylko sportowo, ale i w piekle pogodowym, jakim jest start w Badwater czy Brasil135, posłuchajcie podcastu z Tomkiem Zyśką, który był gościem 21. odcinka podcastu z cyklu Czy tu się biega? który znajdziecie TUTAJ.
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.