Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie > Polecane
„Fantazja” jest wrogiem wielu ultrasów – rozmowa z Magdą Łączak przed Biegiem Rzeźnika
Magda Łączak i Paweł Dybek – trening na Majorce. Fot. Jan Wierzejski
Magda Łączak i Paweł Dybek są jak lawina. Mają potężną moc zmiatania wszystkiego, co stanie im na drodze. Szybcy i wściekli. W 2010 roku ustanowili rekord Biegu Rzeźnika (9:32) i dali się obiegać tylko jednemu męskiemu zespołowi. Teraz nadszedł czas na kolejne starcie z bieszczadzką trasą. Kto wie, może tym razem uda im się stanąć na najwyższym stopniu podium, zostawiając w tyle wszystkie zespoły?
Wracacie z Pawłem Dybkiem na Bieg Rzeźnika po pięciu latach. Czego się po sobie spodziewacie w tej edycji? Celujecie w jakiś czas?
– Faktycznie od pięciu lat nie biegaliśmy Rzeźnika, a ostatni start wspominamy bardzo miło. Ostatnio sporo startowaliśmy (w ciągu ostatnich 6 tygodni startowaliśmy w UltraMallorca i Trasvulcanii), dlatego sami nie wiemy, czy zdążyliśmy się zregenerować. Nie jest to start priorytetowy dla nas, co nie oznacza, że będziemy się ociągać na trasie. Chwilowo przestaliśmy myśleć o czasie, szczególnie że w Bieszczadach jest znów tak samo jak 5 lat temu, czyli jest bardzo błotniście. Pada deszcz, a „szlaki płyną”. To bardzo wpłynie na tempo poruszania się. Mamy nadzieję pobiec szybciej niż 5 lat temu. Taki jest plan, a plany fajnie jest realizować.
W Waszym życiu od tamtej pory zmieniło się bardzo dużo. Masz na koncie między innymi 3. miejsce w mistrzostwach świata w długodystansowym biegu górskim, wygrałaś z rewelacyjnym wynikiem w pierwszej dziesiątce w open w Krynicy…
– Tak, od 2010 roku w naszym życiu sportowym zmieniło się właściwie wszystko. Przede wszystkim zaczęliśmy biegać regularnie, 6-7 razy w tygodniu. Zaczęliśmy trenować z planem i trenerem – Izą Zatorską. W tamtych czasach byliśmy dużo twardsi – to pozostałość po rajdach przygodowych. Teraz na pewno jesteśmy szybsi. Z roku na rok jest coraz lepiej.
Co macie za sobą już w tym roku? Poza Majorką, w której obydwoje zajęliście najwyższy stopień podium?
– Majorka była bardzo udanym obozem treningowym i startem również. Wydawało nam się, że start na 66-kilometrowej trasie nie będzie zbyt obciążający dla organizmu i że nie wpłynie to źle na kolejny start 3 tygodnie później na La Palmie. Trochę się przeliczyliśmy. Szczególnie Paweł, który pracuje ciężej niż ja, nie zdążył wypocząć. Poza tym za ciężko trenował pomiędzy startami i dlatego po starcie w Transvulcanii mamy wielki niedosyt. Mnie paradoksalnie w pewnym stopniu uratował ból Achillesa po Majorce, który spowodował ograniczenie liczby treningów. Trochę to źle rozegraliśmy, ale Majorka zaplanowana była dużo wcześniej, dlatego myślę, że na La Palmę wrócimy za rok na zawody, a może wcześniej na obóz treningowy.
Wróćmy do Biegu Rzeźnika. Co najbardziej pamiętasz z tamtej dla Was rekordowej edycji?
– Bieganie w butach z kolcami w mega błocie. Pamiętam, że na pierwszym odcinku do Jeziorek Duszatyńskich trzeba było przejść przez potok, zwykły, nic szczególnego. Ale po tych opadach to był rwący strumień i dla mnie głęboki po tyłek. Paweł mnie tam trzymał, żeby mnie woda nie porwała. Jeśli pogoda się utrzyma (w tej chwili cały czas pada), to historia ma szanse się powtórzyć.
Wówczas o mały włos nie wygraliście w generalce – myślisz, że teraz moglibyście coś takiego osiągnąć?
– To był przypadek. Maciek Więcek z Michałem Jędroszkowiakiem, którzy byli drudzy, mocno osłabli na końcówce, więc ich wyprzedziliśmy. Nie celowaliśmy w taki wynik i był on dla nas wielką i bardzo miłą niespodzianką. Na pewno nie celujemy w tym roku w wynik w generalce. Interesuje nas tylko sprawdzenie siebie na tej trasie. No i to będzie pierwsza od 5 lat szansa pobiegania razem z Pawłem. Nie było okazji przez te lata spędzić tylu godzin w górach na szlaku razem. Mnie ta perspektywa bardzo cieszy. Aktualnie na treningach uczę Pawła spokoju, bo ja biegam jednak dużo wolniej niż on. Nie chcę, żeby był rozczarowany na zawodach.
Rozczarowany? Wyniki na zawodach pokazują, że zaczynasz coraz bardziej deptać mu po piętach! Ostatnio, podczas Transvulcanii, nawet przybiegłaś na metę przed nim. Czy to był „wypadek przy pracy”?A może Wasza moc się wyrównuje?
– To tylko pozornie wygląda, jakbym go doganiała. Nie mam szans na dogonienie Pawła. Nie w tym życiu. Transvulcania to był Pawła wypadek przy pracy. Chciał jednak poznać trasę i postanowił nie rezygnować. Co uważam – warto docenić. Transvulcania zresztą nawet w moim wykonaniu nie była dobrze rozegranym startem. Może gdybyśmy po Majorce pojechali odpocząć i trochę potrenować, byłoby inaczej, ale po 3 tygodniach nieobecności w pracy i perspektywie kolejnego tygodniowego wyjazdu, po niecałych dwóch tygodniach obecności w pracy, trzeba było gnać z robotą. To była cena, którą musieliśmy zapłacić, mając tego pełną świadomość. A to, co dzieli mnie i Pawła, to ciągle nie dreptanie po piętach. Owszem, nie jest to przepaść, ale tyle nadgonić to niełatwa sprawa. Niestety na Pawła wyniki ma bezpośredni wpływ jego praca.
To znaczy?
– Jak ma dużo ciężkiej pracy, to gorzej biega. Niestety wbrew obiegowej opinii nie jesteśmy zawodowcami. Zawodowo chodzimy do pracy, jak zwykli ludzie. Choć mamy jak na polskie warunki bardzo duże wsparcie, dzięki markom SALOMON, SUUNTO i ETIXX, pozwalające na bieganie na wysokim poziomie.
Emelie Forsberg Anna Frost Magda Łączak – Mistrzostwa Świata Skyrunning 2014 Fot. Jan Wierzejski
Gdzie widzicie pole do poprawy w stosunku do Waszego poprzedniego rekordu w Biegu Rzeźnika? Co wówczas zrobiliście źle?
– Poprzedni Rzeźnik nie miał niestety słabych punktów. Wszystko się udało, dlatego wiemy, że mimo że jesteśmy szybsi, poprawienie tamtego czasu (9:32) nie będzie łatwe. Biegło się nam idealnie. Końcówkę Paweł mnie przetargał na holu, ale taki był plan. Mieliśmy super „support crew”. Nie celowaliśmy w wygranie generalki, raczej chcieliśmy utrzymać pozycję.
A jakie grzechy, według Was, popełniają ludzie, którzy nie osiągają oczekiwanych rezultatów w Biegu Rzeźnika?
– Wydaje mi się, że „fantazja” jest wrogiem wielu ultrasów. Na Rzeźniku dawno nas nie było, ale na ultra takie początkowe długie i dość płaskie kilometry pokonywane są przez wielu zbyt szybko. Na ultra niestety za zbyt mocne tempo na starcie płaci się wysoką cenę w drugiej części zawodów. Poza tym warto nie zabierać ze sobą całego dobytku! Czasem chciałabym zobaczyć, co niektórzy mają w plecakach, to musi być ciekawe. Myślę też, że wielu z nas za wysoko stawia sobie poprzeczkę. Mnie to też się czasem zdarza, a to nie jest potrzebne. Wysoko postawiona poprzeczka nie służy biegom ultra. Trzeba dać z siebie wszystko, a jakie cyferki na mecie to opiszą, pokaże przyszłość. Często niepotrzebnie wyeksploatujemy się, chcąc osiągnąć jakiś czas na danym punkcie, a to nie zawsze przekłada się na lepszy czas na mecie.
Ok, skoro Rzeźnik nie jest startem kategorii A, to co jest Waszym priorytetem w tym roku? Gdzie będzie można Wam pokibicować?
– Następny ważny start to Mistrzostwa Europy w Val d’Isere ICE TRAIL TARENTAISE. Jesienią prawdopodobnie Mistrzostwa Polski w Krynicy na 100 km i prawdopodobnie GRAND TRAIL DES TEMPLIERS we Francji, na które dostaliśmy niedawno zaproszenie.