Triathlon > TRI: Ludzie > Triathlon
Helen Jenkins nie biega bez sensu [FELIETON]
Fot. pixabay.com
W połowie stycznia miałem przyjemność uczestniczyć w inauguracyjnym treningu fundacji Gordona i Tany Ramsay – GTR100. O samej idei i zaproszonych tam zawodnikach będzie jeszcze czas opowiedzieć później, a dziś chciałbym się skupić na ciekawej rozmowie, która odbyła się w hotelowym lobby z Helen Jenkins, dwukrotną mistrzynią świata ITU.
Jest za ślisko
Spotkaliśmy się tam w gronie zaproszonych gości na śniadaniu, przed wyjazdem do Surrey Sport Park, gdzie odbywała się główna impreza. W rozmowie z mężem Helen – Markiem (olimpijczykiem z Aten), dowiedziałem się, że nie wyszła na poranny trening biegowy, ponieważ spadł marznący na chodnikach śnieg z deszczem i ryzyko kontuzji było zbyt duże. Zapytałem więc, kiedy ten trening „odrobią”, ponieważ plan dnia jest bardzo napięty. Okazało się, że wcale nie mają zamiaru odpracować porannego biegania. Sytuacja zmusiła do opuszczenia jednostki treningowej, ale nie ma to wpływu na dalszy plan.Oczywiście w kontekście jednego dnia jest to istotna zmiana, lecz w dłuższej perspektywie nie ma większego znaczenia. Jeżeli byłby to trening istotny, przeorganizowaniu uległby plan tygodniowy, lub miałby swoją wersję alternatywną w przypadku komplikacji, takich jak zła pogoda, awaria sprzętu czy nieczynny basen.
Dlaczego trener z zawodniczką nie zmieniają planu dnia? Helen Jenkins odpowiada, że wprowadziłoby to niepotrzebną nerwowość, przestawianie innych treningów czy zaplanowanych spotkań, skrócenie czasu na odpoczynek. W tym szczególnym dniu ważne były też zobowiązania sponsorskie, które są integralną częścią życia zawodnika wyczynowego. Do zobowiązań tych należy podchodzić z takim samym profesjonalizmem jak do treningu.
Rozmowa z morałem
Zdałem sobie właśnie wtedy sprawę, jak bardzo „amatorskie” było moje pytanie o odpracowywanie treningu. Ilu z nas nie potrafi przejść obojętnie obok treningu, który wypadł nam z rozkładu? Ilu z nas postanawia zmieścić go za wszelką cenę pomiędzy obowiązkami zawodowymi lub rodzinnymi? Tym właśnie bardzo często różnimy się od doświadczonych zawodników – przykładamy zbyt wielką wagę do pojedynczych zdarzeń, tracąc z oczu szerszą perspektywę. Spróbujmy jasno zdefiniować cele w przyszłości, a drobne potknięcia po drodze przestaną wydawać nam się istotnymi problemami. Żyje i trenuje się wtedy znacznie łatwiej.Własne doświadczenia
Wielokrotnie zmieniałem swój plan dnia z powodu treningu, który trzeba było przesunąć. Wielokrotnie prosto z niego biegłem do pracy, bez choćby pięciu minut odpoczynku. Pamiętam jak nasza olimpijka, Anna Jakubczak, której opowiadałem o swoim planie dnia powiedziała mi, że przecież cała para z tego treningu idzie w gwizdek, jeżeli pomijam regenerację. Często zdarzało mi się ruszać do porannego biegu po ekspresowym ubieraniu się, bez najprostszej nawet rozgrzewki. Wszystko to, aby zdążyć z wykonaniem normy.W rzeczywistości „normy”, jakie sobie zakładamy, są często zbyt ambitne. Wprowadzają dużo niepotrzebnego stresu w dziedzinie życia, która dostarczać ma nam przyjemności.
Najważniejsza obserwacja z weekendu w gronie najlepszych zawodników na świecie (Varga, van Lierde, Jenkins, Brownlee) to spokój i plan dnia, w którym na wszystko jest miejsce. Na trening, książkę, pracę, przyjaciół. Jeżeli u nas ta równowaga ulega zachwianiu, zastanówmy się czy te proporcje są na pewno zdrowe. Bo przecież sport to zdrowie, rozumiane na wiele sposobów…