Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Jóźwik i Ennaoui wybiegały minimum na mistrzostwa świata
W kolejnym mityngu stadionowej Diamentowej Ligi, w amerykańskim Eugene, powalczyły Polki: Joanna Jóźwik na 800 metrów oraz Sofia Ennaoui na 1500 metrów.
Mityng w Eugene w stanie Oregon, rozgrywany jako memoriał Steve’a Prefontaine’a, amerykańskiego biegacza owianego legendą, był w tym roku zapowiadany jako wyjątkowy. Bardzo mocno obsadzono praktycznie wszystkie biegi – męskie i żeńskie 5000 metrów, 800 metrów kobiet, milę mężczyzn, 200 metrów kobiet, 3000 metrów z przeszkodami kobiet – zapowiadano wręcz ataki na rekordy świata. Rozgrywany w rzadko obecnie spotykanej formule dwudniowej, mityng nieco jednak rozczarował. Duży udział miała w tym pogoda – drugiego dnia upalna i wietrzna.
W piątkowy wieczór rozegrano bieg na 5000 metrów kobiet, na którym to dystansie Etiopka Genzebe Dibaba zapowiadała atak na rekord świata. Od czasów kłopotów jej trenera, oskarżonego o podawanie zawodnikom niedozwolonych środków, Dibaba nie biega jednak tak mocno, jak nas do tego przyzwyczaiła. W Eugene wygrała zdecydowanie, ze znakomitym czasem, ale do rekordu zabrakło bardzo dużo – 14 sekund. Etiopka uzyskała wynik 14:25,22, druga zawodniczka na mecie była daleko z tyłu, z wynikiem 14:36,80. Pozytywnie zaskoczył za to bieg na 3000 metrów z przeszkodami kobiet. Tu doszło do niecodziennej sytuacji. 600 metrów przed metą młoda Kenijka Celliphine Chespol zatrzymała się, aby poprawić but, który spadł jej z pięty. Mimo tego przerywnika biegaczka zaraz wstała, dogoniła grupę i zwyciężyła w znakomitym czasie – 8:58,78!
Drugiego dnia biegały nasze zawodniczki. 800 metrów kobiet było fenomenalnie obsadzone, na starcie stanęło siedem pierwszych biegaczek z Igrzysk w Rio de Janeiro. W tym trzy kontrowersyjne lekkoatletki „transgender”, z Caster Semenyą na czele. Jak przystało na Semenyę, nie dała przeciwniczkom szans. Tym razem do końca naciskała ją Kenijka Margareth Wambui i obie wpadły na metę niemal razem – 1:57,78 do 1:57,88. Semenya odniosła jednak kolejne zwycięstwo z rzędu. Nasza Joanna Jóźwik zaliczyła przyzwoity bieg, z wynikiem 2:00,77. Jest to minimum na mistrzostwa świata, ale w tej niezwykle mocnej stawce dało dopiero siódme miejsce. Podobnie wyglądał bieg Sofii Ennaoui na 1500 metrów. Polska biegaczka uzyskała minimum na mistrzostwa świata, wybiegując 4:05,74, ale dało to dopiero 10 miejsce w stawce 13 zawodniczek. Niestety, żeby liczyć się na tym dystansie, trzeba biegać dużo, dużo szybciej. Rekord świata wynosi 3:50, a w Eugene po mocnym finiszu zwyciężczyni uzyskała 3:59,67. Strata 5 sekund na ostatnim okrążeniu to niestety wiele. Na szczęście dla Polek jest to początek sezonu, do mistrzostw świata zostały dwa miesiące. Obie mogą być zadowolone z uzyskanych minimów i pewnie nieco rozczarowane słabymi miejscami.
Ozdobą dnia był występ Mo Faraha na 5000 metrów. Wydawało się, że bardzo mocna stawka sprawi, że Brytyjczyk po raz pierwszy od dawna może przegrać. Nic z tego! Farah nie tylko wygrał, ale zrobił to w bardzo swobodnym stylu. W trakcie biegu machał do publiczności, zachęcając do dopingu, a dwa okrążenia przed metą wyszedł na prowadzenie. Uniemożliwiał przeciwnikom wyprzedzenie, ciągle przyspieszając, na finiszu kontrolował sytuację. Pierwsze miejsce i czas 13:00,70 przypadły Brytyjczykowi, a cały bieg wyglądał nie jak ściganie z najlepszymi długodystansowcami świata, a jak szkolne zawody, na których mistrz daje lekcję początkującym.
I wreszcie ozdoba dnia – bieg na milę mężczyzn. Tu doszło do bardzo zaskakujących rozstrzygnięć. Wielki faworyt, czterokrotny zwycięzca tego mityngu, Kenijczyk Asbel Kiprop dobiegł… ostatni. W ogóle nie liczył się w biegu, a na czele dobiegło czterech jego rodaków. To sprawia, że jeden z najszybszych w historii biegaczy na 1500 metrów może mieć nawet kłopot z zakwalifikowaniem się do reprezentacji Kenii! Przedostatnie miejsce zajął inny znakomity Kenijczyk – Silas Kiplagat. Kolejny z faworytów, pochodzący z Dżibuti Ayanleh Souleiman, który jest z grupy treningowej Genzebe Dibaby i od pewnego czasu biega słabo, zaliczył jeszcze bardziej katastrofalną wpadkę – upadł i nie dokończył wyścigu. Błysnął też Amerykanin Ben Blankenship, który wyglądał, jakby pomylił okrążenia.Nie ma ich wiele, bo tylko cztery, ale biegacz 600 metrów przed metą ruszył jak szalony. Wyszedł na zdecydowane prowadzenie, ale po 300 metrach nagle zwolnił i dobiegł do mety dopiero na siódmym miejscu. Zwycięzcą został Kenijczyk Ronald Kwemoi, z niezłym czasem – 3:49,04.
Pełne wyniki mityngu dostępne po kliknięciu w link.