Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
HMŚ Sopot 2014: Adam Kszczot i Angelika Cichocka wicemistrzami świata! Dramat Lewandowskiego
Angelika Cichocka druga na mecie. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
Trzeci dzień Halowych Mistrzostw świata w Sopocie przyniósł Polakom srebrny medale Adama Kszczota oraz Angeliki Cichockiej. Ogromnym pechowcem okazał się Marcin Lewandowski, który po zajęciu trzeciego miejsca został zdyskwalifikowany za przypadkowe przekroczenie linii.
800 m kobiet – pierwsze srebro
800 metrów miało być w Sopocie polską konkurencją… i było! Na pierwszy ogień poszły kobiety. Angelika Cichocka miała w czasie biegu duże problemy. Na czele biegła cały czas Amerykanka Chanelle Price, a za jej plecami biegaczki zawzięcie walczyły o pozycję, przepychając się i zderzając. Polka momentami była na drugim miejscu, a chwilę później spadała na przedostatnie i znowu musiała przyspieszać i pchać się do przodu. Było to nerwowe bieganie, ryzykowne i można było mieć momenty zawahania, czy Angelice uda się wskoczyć na medalową pozycję.
Ostatecznie wszystko poszło doskonale. Polska biegaczka na ostatniej prostej ścigała się z dwiema przeciwniczkami. Kiedy wszystko wydawało się jeszcze możliwe, Białorusinka Arzamasowa potknęła się ze zmęczenia, a Szwajcarka Buechel opadła z sił. Angelika dobiegła do mety na drugiej pozycji, z bardzo dobrym czasem – 2:00,45, zostając wicemistrzynią świata! Widać było, że jest przygotowana na to, żeby w idealnym biegu zejść poniżej bariery 2 minut. Jest to największy w karierze sukces Cichockiej i nasza biegaczka po biegu nie kryła radości. Zapytana o to, czy gdyby nie te przepychanki, byłaby w stanie zaatakować Amerykankę, odpowiedziała, że trudna fizyczna walka z pewnością miała wpływ na wynik i że ma w sobie jeszcze rezerwy.
Angelika Cichocka biegnie po srebro. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
800 metrów mężczyzn – drugie srebro i (prawie) brąz
Bieg na dystansie 800 metrów mężczyzn poderwał na nogi całą halę. Wśród zawodników dwa polskie asy – Adam Kszczot i Marcin Lewandowski. Pierwsze 100 metrów to szalony wyścig o to, kto zajmie najlepszą pozycję. Praktycznie wszyscy biegacze pędzili z maksymalną szybkością. Nieoficjalne, ręczne pomiary wskazały, że ta pierwsza setka została pokonana w 11,9 sekundy – to jest zabójcza prędkość. Naturalnie szybki Adam Kszczot znalazł się na dobrej pozycji, a bardziej wytrzymały, ale ciut wolniejszy Marcin Lewandowski niemal na samym końcu. Trener i brat Marcina, Tomek, szalał przy barierkach i krzyczał, żeby Marcin za wszelką cenę przeskoczył do przodu.
Tak się też stało. Marcin, nadrabiając nawet po trzecim torze, minął 2-3 zawodników i znalazł się w samym czubie. Kolejny zakręt – i nagle 200 metrów przed metą Polak już prowadził. Wysiłek związany z tym szarpnięciem był jednak na tyle duży, że na kolejnej prostej Marcin nie był w stanie odeprzeć ataku kolegi z reprezentacji Adama. 100 metrów do mety – i na prowadzeniu znajdowało się dwóch Polaków, pierwszy Adam, drugi Marcin. Cała hala szalała, jeden z amerykańskich dziennikarzy stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział takiej atmosfery podczas zawodów lekkoatletycznych.
200 m przed metą Polacy wychodzą na prowadzenie. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
Na ostatnim wirażu polskie święto zostało jednak popsute. Mistrz świata ze stadionu, Mohammed Aman, szarpnął resztka sił i zdołał wyprzedzić obu biegaczy. Naciskamy ze wszystkich stron Marcin popełnił błąd, stracił rytm i jedną nogą wypadł za krawężnik. Jak potem powiedział, został popchnięty z tyłu, przebiegł jeszcze kilka kroków i dopiero wtedy siła odśrodkowa pchnęła go poza linię. Nie było tego widać na telewizyjnych powtórkach, tam zdawało się, że Marcin wystawił nogę nienaciskany, sam z siebie. Niczego by to zresztą nie zmieniło, sędziowie międzynarodowi byli na tych zawodach bardzo restrykcyjni. Za to samo został zdyskwalifikowany Nick Willis w męskim biegu na 1500 metrów oraz dwie zawodniczki z biegu kobiecego.
Na ostatniej prostej Adam Kszczot utrzymał rytm i chociaż przegrał z Amanem, obronił drugą pozycję – mieliśmy drugiego wicemistrza świata! Marcin do ostatniej chwili walczył z Brytyjczykiem Osagiem. Kiedy na telebimach wyświetlono, że zwyciężył z nim o jedną setną sekundy, rozległ się ryk radości.
Niestety, już w pierwszym wywiadzie Brytyjczyk stwierdził, że nie ma się co spieszyć z gratulacjami, bo biegnąc za Lewandowskim zauważył, że tamten postawił nogę za linią i doniósł o tym komu trzeba. Mieliśmy 20 nerwowych minut oczekiwania i ostateczny werdykt był bardzo smutny dla polskiej ekipy – Marcin został zdyskwalifikowany…
Na podium oraz konferencji prasowej z medalistami Adam Kszczot nie okazywał radości. Jak stwierdził, odebranie Marcinowi medalu kompletnie popsuło mu radość z własnego sukcesu.
Chwila radości jeszcze przed dyskwalifikacją. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
3000 metrów kobiet – Pliś siódma
Zaskakująco dobrze wypadł start Renaty Pliś na dystansie 3000 metrów. Po eliminacjach sama zawodniczka nie tryskała zbytnim optymizmem i stwierdziła, że lepiej czuje się na 1500m, a na trójkę namówił ją trener. Nie była przekonana do tego wyboru, miała świadomość, że rywalki są zdecydowanie szybsze. Ostatecznie rywalizacja odbyła się bardzo po jej myśli. Bieg był wolny i z każdym kolejnym okrążeniem szanse Polki, która regularnie ściga się na 800 i 1500 metrów, rosły. Renata trzymała się na końcu stawki, ale na ostatnich 400 metrach finiszowała skutecznie i osiągnęła najlepsze miejsce w karierze.
Przed nią znalazły się tylko biegaczki z Afryki: dwie Kenijki oraz cztery Etiopki, startujące w barwach różnych krajów, m.in. Holandii. Wybór trenera okazał się dla Polki korzystny – swoją niezłą prędkością finiszową pokonała zawodniczki z wyraźnie lepszymi życiówkami. Zwyciężyła aktualna rekordzistka świata na tym dystansie, Genzebe Dibaba.
Bieg na 3000 metrów kobiet. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
3000 metrów mężczyzn
Trójka mężczyzn była jednym z najciekawszych wydarzeń w Sopocie. W finale znalazło się kilka gwiazd, m.in. utytułowany Bernard Lagat. Dodajmy do tego Galena Ruppa oraz Camerona Levinsa, czyli podopiecznych Alberto Salazara, oraz jak zwykle mocnych Etiopczyków i Kenijczyków – a otrzymamy niezwykle elektryzującą rywalizację.
Bieg był ekstremalnie wolny przez pierwsze dwa kilometry. Na czele biegł Nowozelandczyk Robertson i nikt nie próbował go wyprzedzać. Trwała jednak zawzięta walka o dobrą pozycje przed finiszem. Mistrzem takich rozgrywek jest zawsze Bernard Lagat. Tym razem było podobnie – okrążenie przed metą Lagat znalazł się na drugim miejscu, tuż za plecami prowadzącego Kenijczyka Ndiku, gotowy do ataku.
Okazało się jednak, że niemal 40-letniemu Lagatowi nie starczyło już szybkości, aby pokonać 21-letniego rywala. Na ostatniej prostej Ndiku okazał się mocniejszy. Lagat został wicemistrzem świata, trzeci Dejen Gebremeskel z Etiopii, a na czwartym miejscu przybiegł Amerykanin Galen Rupp.
Ciasna grupa w biegu na dystansie 3000 metrów. Fot. Kamil Nagórek, expedi.pl
Sztefety 4×400 metrów
Sztafety były naszą ostatnią szansą medalową. Kobiety wypadły dość przeciętnie – zajęły przedostatnie miejsce w finale i od początku widać było, że nie są w stanie włączyć się do rywalizacji najlepszych. Mężczyźni walczyli dłużej. Po dwóch zmianach na czele znajdowały się cztery sztafety, a kolejne zaczęły dość mocno zostawać z tyłu. Niestety, skończyło się tylko na czwartym miejscu. Już przed ostatnią zmianą widać było, że Polacy też zaczynają tracić dystans do podium. Ostatecznie przegraliśmy z Amerykanami, Brytyjczykami i Jamajczykami.