Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Niezwykłe emocje w maratonie w Londynie
Eliud Kipchoge i Stanley Biwott świętują na mecie Maratonu Londyńskiego 2016. Fot. PAP
Maratoński pojedynek gigantów w Londynie nie rozczarował. Niewiele zabrakło do rekordu świata, a sam bieg obfitował w dramatyczne wydarzenia i zaskakujące zwroty akcji.
Jak pisaliśmy w zapowiedzi, tegoroczny maraton w Londynie zapowiadał się na bieg wszech czasów. I tak rzeczywiście było. W maratonach zdarza się, że zbyt duża liczba mocnych biegaczy obniża jakość wyścigu. Faworyci są ostrożni i czekają na to, co zrobią rywale. Tym razem sytuacja rozwinęła się inaczej. Od startu najlepsi maratończycy świata: Eliud Kipchoge, Wilson Kipsang, Dennis Kimetto, Stanley Biwott i Kenenisa Bekele rzucili się do wściekłego ataku. Pierwsze 5 kilometrów, lekko spadkowe, pokonali w tempie na 2 godziny w maratonie – w 14 minut i 16 sekund. Tempo było tak mocne, że rady nie dawali wynajęci „zające” – Eliud Kipchoge musiał ich kilkukrotnie poganiać, żeby wyszli na prowadzenie. Grupa biegaczy mimo niezwykłego tempa nie była mała. W czołówce pozostawał jeszcze mistrz świata, Erytrejczyk Ghirmay Ghebreslassie oraz Etiopczycy: Sisay Lemma, Tilahun Rgassa oraz Abera Kuma.
Po dziesięciu kilometrach tempo niewiele spadło – 28:37, wciąż był to bieg na rekord świata. Jedenastoosoboowa czołówka pozostawała bez zmian. Wydarzył się jednak pierwszy upadek – na ziemi znalazł się były rekordzista świata Wilson Kipsang. Jego kolano po biegu wyglądało jak tatar.
Do półmetka dotarło jeszcze ośmiu biegaczy i jeden „zając”. Międzyczas 1:01:24 jest najszybszy w historii maratonu i wciąż zapowiadał rekord świata. Wilson Kipsang mimo upadku pozostawał w czołówce, ale problemy zaczął mieć aktualny rekordzista świata, Dennis Kimetto. Aktywny był Eliud Kipchoge, znakomicie wyglądał też rekordzista świata na 5000 i 10 000 metrów, Etiopczyk Kenenisa Bekele.
Jak się okazało po biegu, Bekele biegł szaleńczo mimo bardzo ograniczonych przygotowań. W 2015 odpuścił zupełnie bieganie i zrobił 11 miesięcy przerwy, żeby wyleczyć kontuzję ścięgna Achillesa. Dopiero w styczniu zaczął się ruszać, a prawdziwy trening zaczął 7 tygodni przed biegiem! Gdy trener powiedział mu, że może ruszyć w Londynie ze słabszą grupą, Etiopczyk odpowiedział, że nie jest psychicznie gotowy, żeby biec ze słabymi zawodnikami. Wystartował więc w rekordowym tempie i zapowiadało się, że może nawet wygrać. Po 25 kilometrach wydarzył się jednak drobny wypadek, który pokrzyżował mu plany. Kenenisa cały czas miał problemy z łapaniem napojów – opuścił pięć punktów żywieniowych. Na 25. kilometrze koniecznie chciał się napić, musiał więc mocno zwolnić, niemal się zatrzymać. Czołówka od razu mocno odskoczyła. Co zrobił mistrz bieżni? Mimo tempa na rekord świata jeszcze bardziej przyspieszył i dogonił pierwszych zawodników. Ten zryw kosztował go jednak zbyt wiele i kilka kilometrów dalej Bekele zaczął odstawać. Ostatecznie dobiegł do mety na trzecim miejscu z czasem 2:06:36, który i tak można uznać za bardzo dobry.
Na tym etapie wyścigu liczyło się już głównie dwóch biegaczy. Eliud Kipchoge i Stanley Biwott. Ten pierwszy w maratonie przegrał tylko raz w życiu i do pokonania go potrzebne było ustanowienie rekordu świata. Drugi to zeszłoroczny zwycięzca z Nowego Jorku. W okolicach 35. kilometra zaprzepaszczono szanse na rekord świata. Biegacze zaczęli się nieco czaić, przyglądać sobie, oceniać szanse zwycięstwa. Kipchoge zachęcał Biwotta do prowadzenia, ten wolał zostać z tyłu. Dopiero na kilku ostatnich kilometrach Eliud Kipchoge mocno ruszył. Biegł dynamicznym, szybkim krokiem, doskonałym technicznie, odbijając się ze śródstopia, jak na bieżni. Nic dziwnego, jest to przecież były mistrz świata na 5000 metrów. Biwott został z tyłu, a Kipchoge ku swojemu zaskoczeniu dopiero na ostatniej prostej zobaczył, jak blisko jest rekordu świata. Na zryw było już za późno, chociaż finisz był sprinterski. Ostatecznie na mecie czas 2:03:05, drugi w historii na regulaminowej trasie, tylko 8 sekund wolniej od rekordu świata. Ale styl w jakim Kipchoge osiągnął wynik, pokazuje, że rekord jest zdecydowanie w zasięgu, a kto wie, czy i nie złamanie 2:02. Na drugim miejscu Stanley Biwott, na trzecim Kenenisa Bekele. Mistrz świata, Ghirmay Ghebrslassie, dobiegł czwarty, a były rekordzista świata, Wilson Kipsang – piąty.
Londyn okazał się pechowy dla polskiego pretendenta do wyjazdu na Igrzyska, Marcina Chabowskiego. Do 30. kilometra Polak biegł w grupie na wynik 2:10-2:11. Wtedy nastąpiło jednak dramatyczne załamanie tempa – z 3:07 na 3:21/km. Polak zszedł z trasy i był to kolejny bieg, w którym spotkał się ze straszliwą ścianą, po pamiętnych mistrzostwach Europy w Zurychu, gdzie prowadził do 34. kilometra.
W biegu kobiet zabrakło aż takiego wyniku jak u panów, a zwyciężczyni była pewnym zaskoczeniem. Po bardzo mocnym początku czołówka odpuściła „zająców”. Krótko przed osiągnięciem dwóch godzin biegu miał miejsce wypadek, który rozstrzygnął rywalizację. Etiopka Aselefech Mergia przypadkowo podcięła Kenijkę Jemimę Sumgong i obie upadły, pociągając za sobą jeszcze faworytkę, Mary Keitany. Kenijka Keitany nie otrząsnęła się już z wypadku i ostatecznie zeszła z trasy. Najgorzej wyglądała Sumgong, która mocno uderzyła głową o asfalt. Pokazała jednak niezwykły hart ducha. Wstała i ruszyła mocno, przez pewien czas łapiąc się tylko za czoło. Na mecie była pierwsza w czasie 2:22:58! Afrykanie pokazują nie tylko talent, ale i niezwykłą moc ducha. Podobnie przecież upadł Wilson Kipsang, a podczas niedawnych mistrzostw świata w półmaratonie także późniejszy mistrz, Geoffrey Kamworor. Również Aselefech Mergia dobiegła do mety, na piątym miejscu.
Upadek w czasie biegu:
Drugie miejsce zajęła ubiegłoroczna zwyciężczyni, Etiopka Tigist Tufa, a trzecie rekordzista świata w półmaratonie, Kenijka Florence Kiplagat. Na uwagę zasługuje znakomite, czwarte miejsce Białorusinki Wolhy Mazuronak w czasie 2:23:54. Pamiętajmy jednak, że ostatnia Białorusinka, która wskoczyła na podobny poziom, Aleksanda Duliba, została wkrótce złapana na dopingu. Szefem lekkoatletycznego związku Białorusi został niedawno Maksym Dewiatowski, dwukrotnie łapany na dopingu. Dlatego trudno się ekscytować wynikiem Mazuronak.
Jedenasta w Londynie była Katarzyna Kowalska. Polka niedawno poprawiła rekord kraju w półmaratonie, a tutaj przez pewien czas biegła na rekordowy wynik na dystansie dwukrotnie dłuższym. Pod koniec jednak osłabła i ostatecznie do rekordu było daleko, zabrakło też 6 sekund do wyrównania najlepszego czasu Kasi – osiągnęła 2:29:47 przy rekordzie życiowym 2:29:41. Zawodniczkę będziemy jednak mogli oglądać podczas Igrzysk w Rio De Janeiro, bo już dwukrotnie pobiegła szybciej od wymaganego minimum.
Wyniki maratonu w Londynie po kliknięciu w link.