Blogi > Bartosz Mejsner > Blogi
Październik
Niedziela – ta od zmiany czasu na dłużej śpimy. Nie wiem co budzi mnie najpierw budzik, czy słońce- lipcowe, wcale nie październikowe. Chleb z miodem, butelka wody i do lasu. Las wyłożony miękkim, szeleszczącym, żółtym dywanem. W powietrzu oszustwo- pachnie latem, temperatura dochodzi do 20tu stopni, a to przecież ostatnia niedziela października. Biegam w kółko po znanej mi od dawna trasie, wszystko jest tu przewidywalnie trudne. Nie ma biegania po płaskim, góra, dół, pokrzywiony ten las- gdyby był przedmiotem, byłby to przedmiot bardzo nieudany- rzemieślnik do zwolnienia, Ktoś powiedział, że to kierat, ale mi to wystarcza, gubię się w nim i zapominam z niesłabnącą przyjemnością. Z jednej strony zawsze jedzie pociąg z drugiej, drogą oddzielającą las od wsi, biegnie stara kobieta. Kiedy widzę jej znajomą sylwetkę, gęba mi się śmieje. To spotkanie zawsze poprawia mi humor i zarazem zwiastuje coś dobrego. Gorąca kąpiel, jajecznica na pomidorach i świeży chleb- pachną i smakują lepiej.
Poniedziałek- późny wieczór- wciąż gorąco. Iluzja lata trwa. Bawię się w to z przyjemnością ubrany w krótkie spodnie i bluzkę bez rękawów. Zalew wita mnie mazurskimi dźwiękami, szekle i wanty biją w maszty żaglówek, wiatr szaleje w koronach drzew. Wieje tak mocno, że czuję się przestawiany z kąta w kąt. Teraz kiedy niewidzialna siła spycha wstecz, jest ciężko, ale ten wiatr to obietnica, że wracało się będzie jak na skrzydłach. Trudno się nie uśmiechać, trudno nie podskoczyć. Wyjątkowo dobrze smakuje takie bieganie. Gorąca kąpiel i spać, też z uśmiechem.
Środa – popołudnie, trudny dzień, pogoda się załamuje. Ta ulica jeszcze dwa, trzy lata temu była pusta, wydawała się wymarła i niepotrzebna. Dzisiaj obstawiona przez bloki nowego osiedla i dyskont spożywczy, trzeszczy w szwach, wieczny korek tkwi w szyjce skrzyżowania. Nic sobie nie robię z czerwonego światła. To moja ulica i koniec, to ja jestem tu u siebie. Szybciej i szybciej, przyjemność tkwi w środku, gdybym mógł zamknąłbym oczy ciesząc się tym co jest we mnie. Wracam w ciemne zacisze osiedla. Skryty w cieniu rozciągam się i obserwuję jak dwoje ludzi wrzeszczy na siebie w zamkniętym i głuchym dla mnie samochodzie. Z ust tryska ślina wymieszana z jadem. Życie w mieście. Dla mnie czas na gorącą kąpiel i ogromną porcję makaronu.
Czwartek