Piotr Kuryło rusza na kolejną wyprawę! Gdzie tym razem?
Piotr w drodze do Grecji w 2007 roku. Nie miał wtedy jeszcze porządnego wózka – ciągnął za sobą dziwną konstrukcję z kilkoma kółkami. Fot. archiwum Piotra Kuryły
Przez niektórych nazywany jest Biegaczem z Żelaza, przez innych kosmitą, niektórzy myślą o nim jak o szaleńcu. Piotr Kuryło przebiegł już nie tylko Polskę, ale i świat. W tym roku planuje aż dwie wyprawy – na pierwszą ruszył 15 marca, a drugą zakończy Spartathlonem w Atenach.
Piotrowi kibicują setki biegaczy. Człowiek, który bez przymusu przemierza setki kilometrów tylko po to, żeby na przykład zwrócić oczy całego świata na problem konfliktów zbrojnych. Postanowiliśmy więc objąć obie jego wyprawy patronatem. Będziemy w miarę możliwości informować o tym, jak mijają kolejne etapy jego wyprawy. Na naszej stronie znajdziecie relację z podróży Piotra – stale uaktualniany tekst, w którym będą pojawiać się nowe wiadomości.
Piotr opublikował przebieg trasy na terenie Polski, od dnia startu – chętni mogą się przyłączać i towarzyszyć mu na trasie
Wyprawa pierwsza – w hołdzie Papieżowi i wokół Balatonu
Piotr Kuryło zamierza uczestniczyć w uroczystościach związanych z kanonizacją Jana Pawła II w Rzymie, która odbędzie się 27 kwietnia. Z domu wyrusza jednak 15 marca, by całą drogę do Watykanu pokonać biegiem. Zaplanowana trasa wiedzie na południe Polski, a dalej przez Słowację, Węgry, Austrię i Włochy. – Do Watykanu biegnę w hołdzie Papieżowi Polakowi i w intencji pokoju, w szczególności na Ukrainie. Także w intencji wielu ludzi, którzy w wydarzeniu na Facebooku proszą mnie o modlitwę – mówi Kuryło o swojej specyficznej pielgrzymce.
Ale to jeszcze nie koniec wyprawy! Powrót do domu jest zaplanowany mniej więcej na 20 czerwca, bo 30 maja Piotr zamierza wystartować w Ultrabalatonie – biegu na dystansie 212 km (!) wokół jeziora Balaton, czyli największego jeziora nie tylko Węgier, ale też całej Europy Środkowej.
– Pobiegnę tak, by wygrać, czyli z całych sił. To nie jest tylko przystanek na trasie – cała droga została zaplanowana tak, aby dużo przebiec, nim się dotrze nad Balaton – mówi Piotr o swoich planach wobec Ultrabalatonu.
Niezwykły ultramaratończyk ma do pokonania biegiem ponad 2 tysiące kilometrów.
Trasa Ultrabalatonu, 212 kilometrów. Niewiele jest jezior, wokół których można zrobić tak długi ultramaraton!
Ekwipunek
Piotr Kuryło cały sprzęt zabiera ze sobą. Wszystko spakowane będzie do specjalnego wózka, który będzie ciągnął za sobą. Niektórzy w ramach treningu ciągną za sobą opony, inni wolą z wózkiem przebiec setki kilometrów… Piotr zdradził nam, zresztą dość szczegółowo, co zabiera ze sobą.
– Dwa śpiwory, ciepła odzież, biegowa odzież na upał, 3 pary butów, 5 koszulek, 3 latarki, zapalniczka, nóż, kleje błyskawiczne (będę nimi kleił kawałki gumy do zdartych podeszw butów), prowiant: wafle ryżowe i zbożowe, serki, paszteciki drobiowe, miód, czekolady gorzkie, isostar w tabletkach, apteczka: opatrunki samoprzylepne, spirytus, maść antybakteryjna i maść chłodząca na stawy – wylicza. Mamy nadzieję, że także jego telefon komórkowy będzie ciągle przy nim, żeby mógł informować, co u niego!
Wózek Piotra na tegoroczną wyprawę. Całkiem komfortowo wygląda, prawda? Fot. archiwum Piotra Kuryły
Bez wyprawy nie usiedzi
W skrócie: zaczęło się od Maratonu Warszawskiego w 2003 roku. Piotr zobaczył w telewizji materiał o tej imprezie i zaczął biegać, choć ciężko to nazwać treningiem. Na przykład dwa razy w tygodniu biegał sobie dystans maratonu w czasie 3:30-3:40. Po pierwszym maratonie połknął bakcyla – przez 8 kolejnych lat przebiegł 50 maratonów i sporo dłuższych dystansów. W 2007 roku zajął drugie miejsce w Spartathlonie (246 km z Aten do Sparty), czego nie dokonał do tej pory żaden z Polaków. Pierwszy na mecie był Scott Jurek. Ach, przy okazji warto wspomnieć, że Piotr na wyścig dotarł… biegiem. Samotnie pokonał ponad 4000 kilometrów z Augustowa do stolicy Grecji, co zajęło mu 42 dni.
Tak o Piotrze napisał w swojej książce „Jedz i biegaj” Scott Jurek (s. 186):
Przybiegł do Grecji z rodzinnego kraju, pchając przed sobą przerobiony wózek dziecięcy, do którego zapakował cały swój sprzęt. Po drodze zrobił przystanek w Rzymie, żeby spotkać się z papieżem. Podziwiałem jego determinację, ale uznałem, że musi być wykończony, i dlatego nie zaliczyłem go do grona poważnych rywali.
Była też Polska wzdłuż i wszerz – Piotr najpierw przebiegł ze wschodu na zachód (z Terespola do Frankfurtu nad Odrą), a potem z północy na południe (z Jastrzębiej Góry do Zakopanego). W 2008 roku przebiegł z Fatimy w Portugalii przez Lourdes i Częstochowę do Augustowa. Dwa lata później wyruszył w podróż, która zajęła mu równo rok. Był to Bieg Pokoju – Kuryło postanowił obiec Ziemię, aby zwrócić uwagę wszystkich na ból i cierpienie, jakie wywołują ciągle konflikty zbrojne na całym świecie. Po drodze był w Niemczech, Holandii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, USA (odwiedził 13 stanów), Rosji (przebiegł Syberię), Kazachstanie, Łotwie i Litwie. Całą drogę lądem pokonał na własnych nogach.
Rowerowy maraton pokoju do Władywostoku. Fot. archiwum Piotra Kuryły
Była też wyprawa kajakowa, ale w nietypowym kierunku – z Gdańska, przez całą Polskę, w górę rzeki. Wedle hasła wymyślonego przez jego kolegę: „Zawsze pod prąd”. Był też rowerowy maraton pokoju, z Lizbony do Władywostoku – prawie 15 tysięcy kilometrów. Tym razem postanowił mówić głośno o cierpieniu, jakiego doświadczają dzieci w wyniku konfliktów zbrojnych. Właśnie dlatego wyprawa ruszyła w Dzień Dziecka.
Wszystko, aby pomagać – filmik o Piotrze Kuryło
Piotr, rocznik 1972, wychował się we wsi Pruska Wielka. Po każdej wyprawie wraca w swoje skromne, rodzinne strony. Ciągle powtarza:
Nie ma ludzi z małych wiosek, są tylko ludzie z małymi marzeniami.
Wyprawa druga: zdobyć Ateny
Piotr ma pewne rachunki do wyrównania. W 2007 roku nie udało mu się zwyciężyć w Spartathlonie – 246-kilometrowym biegu z Aten do Sparty. Był „zaledwie” drugi, a wyprzedził go tylko Scott Jurek. Tym razem Piotr nie zamierza nikomu ustępować miejsca na trasie.
Scott Jurek o Piotrze w relacji ze Spartathlonu 2007 („Jedz i biegaj”, s. 188):
Przed sobą miałem już tylko Polaka. Niedoświadczony zawodnik, który w takim wyścigu obejmuje prowadzenie już po kilkunastu kilometrach, biegnie ku autodestrukcji; taki, który po czterdziestu kilometrach nadal jest na czele stawki, też dąży do samozagłady, ale jest przy tym bardzo, bardzo zdeterminowany; ten sam biegacz, który wciąż jest liderem po osiemdziesięciu kilometrach, ma nierówno pod sufitem – albo wcale nie był taki niedoświadczony, jak mi się zdawało. Tak czy owak stanowił zagrożenie.
Spartathlon 2007. Scott Jurek Wyprzedził Piotra dopiero po 190. kilometrze. Kuryło pokonał Brazylijczyka Valmiera Nunesa (po prawej), który wygrał wyścig w 2001 roku i jest rekordzistą trasy Badwater Ultramarathon (217 km). Fot. archiwum Piotra Kuryły
Żeby dobrze się przygotować do imprezy – Piotr oczywiście na nią pobiegnie. Tak, z Augustowa do Aten. Wyruszy z domu 9 sierpnia. W Spartathlonie wystartuje 26 września. Nastawia się na wynik ok. 22 godzin. Nie zamierza rzecz jasna dopiec do stolicy Grecji tuż przed imprezą. To byłoby nierozsądne, prawda? Dobiegnie tam wcześniej i będzie odpoczywać cały… tydzień. Tak, siedem dni na regenerację.
– Tydzień na odpoczynek wystarczy, bo po miesiącu biegu od świtu do nocy forma jest tak wielka, że mięśnie nie potrzebują odpoczynku – potrzebuje go układ nerwowy, więc się śpi – tłumaczył nam Piotr, gdy spytaliśmy go, czy na pewno wie, co robi…
Trasa do Aten będzie prowadziła z Polski przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię i Grecję. Bieg trwający ponad miesiąc, a do tego w sierpniu – nie zazdrościmy! Ale Piotr przecież nie przejmuje się tak błahymi niedogodnościami jak wysysający energię upał. On po prostu napiera!
– Do Grecji pobiegnę w intencji pokoju, zwracając uwagę na to, że w Starożytności w czasie igrzysk przerywano wojny – mówi Piotr o swojej drugiej tegorocznej podróży.
Więcej o wyprawie do Aten będziemy pisać w wakacje. Trzymajcie kciuki za Piotra!
Bieżące informacje u nas oraz na Facebooku.
Więcej o Piotrze można poczytać na jego stronie internetowej,
a także w Leksykonie Polskich Maratończyków (s. 254).