Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Polski du Medoc, czyli I Lubuski Maraton Szlakiem Wina i Miodu okiem uczestnika
Mają Francuzi swój Marathon du Medoc, którego trasa wije się pomiędzy winnicami, a każda z nich zaprasza uczestników do suto zastawionych stołów, gdzie degustować można lokalne wyroby, ma też i Polska swój Maraton Szlakiem Miodu i Wina. Pierwsza edycja biegu odbyła się w minioną sobotę w polskim zagłębiu winnym.
Historia tradycji winiarskich w województwie lubuskim ma przeszło 800 lat tradycji, a udokumentowane bartnictwo sięga korzeniami do XVI wieku. Także w okresie powojennym to tu była największa w kraju wytwórnia win i najwięcej winnic, a już w latach sześćdziesiątych utworzono dział winiarski w Muzeum Ziemi Lubuskiej.
W 2002 roku rozpoczął się w okolicach Zielonej Góry renesans uprawy winorośli, a jednocześnie powstawały specjalistyczne gospodarstwa pszczelarskie. W końcu pszczelarze i winiarze z województwa lubuskiego powołali pierwszy w kraju szlak wina i miodu. Zatrzymując się na 14 przystankach, można zwiedzać winnice i obiekty, degustować „boskie trunki”, smakować pszczelarskie wyroby, nocować i cieszyć się życiem. O tym, jak biegaczy przyjęło zagłębie polskiego winiarstwa pisze dla magazynbieganie.pl uczestnik I Maratonu Szlakiem Miodu i Wina, Robert Karpiński z teamu Spartanie Dzieciom.
I Lubuski Maraton Szlakiem Wina i Miodu
I stało się … I Lubuski Maraton Szlakiem Wina i Miodu, z cierpliwością oczekiwany przez biegaczy pragnących odpoczynku od bicia kolejnych „życiówek”, odbył się.
Założenia organizatorów były proste. Pokazać piękno ziemi lubuskiej oraz to co ona posiada najcenniejsze – polskie winnice. W ramach samego biegu miała odbywać się degustacja wina i miodu, a atmosfera przypominać raczej radosny truchcik niż twardą rywalizację. Trzeba przyznać, że pomysł nie jest nowy i formuła biegu została zapożyczona z Le Marathon du Medoc. Każdy, kto był na maratonie we Francji, zdawał sobie sprawę, że przełożenie tamtej atmosfery na polskie warunki nie będzie łatwe…
Jednak już przed samym startem okazało się, że biegacze wczuli się w zamierzenia organizatorów. Co niektórzy założyli na siebie zamiast standardowego stroju biegowego różnego rodzaju przebrania. Byli gladiatorzy, rusałki, Grecy. Byli i żołnierze, ale jak się okazało – przyjechali po to, żeby zabezpieczać bieg. Wszyscy uczestnicy uśmiechnięci i rozluźnieni. Brak było tak znajomego na wielu imprezach biegowych widoku rozgrzewających się zawodników i zapachu „adrenaliny” w powietrzu.
Już po kilku pierwszych kilometrach od startu okazało się, że biegacze podzielili się na tych „tylko biegnących” oraz tych podziwiających okoliczne krajobrazy i delektujących się atmosferą biegu.
Trasa biegu była ciekawa i malownicza. Widok winnic, zielonych krajobrazów czasami zatykał dech w piersi. Trasa okazała się też wymagająca, co zresztą jasno dawali do zrozumienia organizatorzy w opisie biegu. Wiele podbiegów, leśne drogi, piach oraz asfalt i słońce powodowało, że wielu biegaczy „oczekiwało” z utęsknieniem na punkty nawadniania. Pierwszym sprawdzianem prawdziwości zapewnień organizatorskich okazał się punk zlokalizowany na 10 kilometrze. Był to pierwszy punkt, na którym można było posmakować smaku wina. Dla tych, którzy preferowali standardowe metody nawadniania, była woda i izotonik, a dla głodnych – winogrona, banany i arbuzy.
Punkty nawadniania były zlokalizowane albo w samych winnicach, albo w ich pobliżu. Bieg przez pole, na którym rosły winogrona, robił niesamowite wrażenie. Sama obsługa punktów była sprawna i nie odbiegała od przyjętego sta
standardu na innych imprezach biegowych. Nie wiadomo jednak czy to efekt atmosfery, czy też samych biegaczy powodował to, że wolontariusze, policjanci, żołnierze i właściciele winnic byli cały czas uśmiechnięci, przesympatyczni i skorzy do rozmów. Sami mieszkańcy żywo reagowali na biegaczy i samoistnie organizowali własne punkty nawadniania.
Organizatorzy biegu, dobrze widoczni poprzez swoje żółte koszulki, monitorowali każdy aspekt biegu. Dochodziło do sytuacji, gdzie jadąc samochodem padało pytanie o samopoczucie każdego napotkanego biegacza, co było bardzo miłe i rzadko spotykane na innych biegach.
Meta maratonu znajdowała się również w winnicy o pięknej nazwie „Julia”. Tu można było spokojnie usiąść i kto jeszcze tego nie zrobił, posmakować regionalnego wina.
Impreza kończąca I Lubuski Maraton Szlakiem Miodu i Wina oprócz dekoracji i wyżywienia dodatkowo oferowała wszystkim biegaczom przepyszny chleb ze smalcem, oczywiście wino i pamiątkowy kieliszek do wina. Na scenie występowali regionalni artyści, a wszystko zakończyło się ogólnym tańcem uczestników, do którego dołączyli się żołnierze i mieszkańcy. I tak do godziny 22:00 ….
Trzeba przyznać, że jak na pierwszą edycję biegu organizacja stała na bardzo wysokim poziomie.
Pomysł organizatorów, żeby po pierwsze zunifikować swoje koszulki, po drugie – monitorować cały czas trasę biegu okazał się bardzo dobry. A siły i środki przeznaczone na zabezpieczenie, oznaczenie i obsługę trasy spowodowały to, że można było czuć się bezpiecznie na przysłowiowym każdym kilometrze.
Sami biegacze też stanęli na wysokości zadania, gdyż połączenie biegu, wina i słońca mogło się zakończyć różnie. A skończyło się – ogólną zabawą !
Wyniki:
Kobiety:
1 AGNIESZKA STANIEWSKA 4:04:20
2 HANNA SYPNIEWSKA 4:10:56
3 BOŻENA REDŁOWSKA 4:12:17
Mężczyźni:
1 ROBERT KOPCEWICZ 3:03:23
2 TOMASZ PEISERT 3:04.32
3 SEBASTIAN GRODECKI 3:06:52
Relacja: Robert Karpiński
Zdjęcia Robert Karpiński, Katarzyna Dobaj