Ręcznik chłodzący – gadżet czy przedmiot pierwszej potrzeby? [TEST]
Mission EnduraCool wyglądają jak lepszej jakości turystyczne ręczniki. Małe, poręczne, szybkoschnące. Jednak ich szczególną właściwością jest chłodzenie rozgrzanego podczas letniego treningu organizmu. Sprawdziliśmy, czy naprawdę działają.
Do ręczników chłodzących przymierzałam się długo. Szczególnie po tym, gdy przeczytałam instrukcję użycia. W skrócie brzmi ona: ręcznik namoczyć i przyłożyć do skóry. Świetnie, tyle, że w ten sposób każdy zwilżony zimną wodą materiał jest w stanie nas schłodzić. Czy to będzie zwykły, bawełniany ręcznik, koszulka czy chusta wielofunkcyjna, a nawet skarpetka. A jednak ręcznik chłodzący ma pewną właściwość, jakiej nie posiada żaden „zwykły” kawałek materiału: dłużej trzyma niską temperaturę.
Zwykły ręcznik bardzo szybko podłapuje temperaturę ciała i z otoczenia. Tymczasem jak przekonuje producent, ręcznik Mission jest w stanie utrzymywać właściwości chłodzące nawet do dwóch godzin.
Ręczniki chłodzące w praktyce
Ręczników Mission używałam głównie podczas upałów, gdy termometr wskazywał nawet 30 stopni. Szczególnie je doceniłam po długim wybieganiu, intensywnym treningu lub zawodach, na mecie których czułam, że jestem na granicy przegrzania. Wtedy wystarczyło, że nawilżony ręcznik kładłam sobie na karku, by poczuć ulgę i w miarę sprawnie wrócić do równowagi.
Czy ręcznik rzeczywiście chłodzi przez kilka godzin? Szczerze mówiąc… nie wiem. Nie było bowiem potrzeby, aby go trzymać na skórze tak długo. Zdejmowałam go maksymalnie po godzinie, bo zwyczajnie robiło mi się chłodno. Przez ten czas nie musiałam ręcznika dodatkowo moczyć, po prostu spoczywał na moich ramionach i oferował delikatne chłodzenie.
Ręcznik sprawdził się również podczas weekendowych wyjazdów. Jest ultra lekki i miły w dotyku. Po zwinięciu zajmuje bardzo mało miejsca.
„Zwykły” czy Techknit?
Firma Mission obecnie oferuje dwa rodzaje ręczników chłodzących. Jak widać na zdjęciu, znacząco różnią się strukturą: jeden z nich (Techknit) jest w 100 proc. wykonany z poliestru oraz model starszy, który w składzie ma 10 proc. nylonu. O ile właściwości chłodzące mają podobne, to o wiele bardziej do gustu przypadł mi Techknit (po lewej). Jest milszy w dotyku, bardziej kompaktowy, niesamowicie lekki. „Zwykły” jest nieco sztywniejszy, bardziej czuć jego obecność na szyi. Nie są to jednak różnice tak znaczące, bym którykolwiek z modeli miała skreślić.
Podsumowanie
Ręczniki firmy Mission nie są tanie: 69,99 oraz 79,99 za Techknit. Sporo, jak na niewielki kawałek materiału. Jednak przyznaję, że jest on niezastąpiony nie tylko po treningach w upale, ale również na wszelkie wakacyjne wyjazdy. Szybko przynosi ulgę i pomaga sprawnie dojść do równowagi. Przy tym wszystkim zajmuje niewiele miejsca (mieści się nawet do maleńkiej kamizelki biegowej).