Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt > Buty do biegania > obuwie trailowe > Sprzęt
Salomon Thundercross: trailowa przygoda w najlepszym wydaniu
Jest takie powiedzenie, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. I dlatego wiemy dobrze – mówiąc pół żartem, pół serio – że w trailowym obuwiu maratonu na asfalcie się nie biega. Ale jeśli mamy w planach półmaraton lub inny dystans w górach czy dłuższe wybieganie w mocno zróżnicowanym terenie – to wszechstronne wsparcie jest już mile widziane. I tu na scenę wchodzi Salomon Thundercross. I jest to naprawdę mocne grzmotnięcie! Zapraszam do recenzji.
Wiecie, co najbardziej lubię w bieganiu w terenie? Piękne otoczenie natury i zróżnicowane podłoże, które nie pozwalają na nudę. Wręcz przeciwnie – wymuszają maksymalną koncentrację przy każdym kroku, na każdym kilometrze. Tu nie ma miejsca na nieuwagę i zamyślenie, bo to mogłoby nas kosztować przy dobrych wiatrach mały uraz, a przy większym pechu – nawet porządną kontuzję. Dlatego też bieganie w terenie i w górach wymaga bardzo dobrego sprzętu, by można było się skupić na samym treningu, bez myślenia, czy jest wygodnie i stabilnie. Czy Salomon Thundercross podołał temu zadaniu?
Grzmot z oddali
Kiedy dostałam paczkę z Salomon Thundercross do testu, aż się sama do siebie uśmiechnęłam: lepszego momentu nie mogłam sobie wymarzyć! Przede mną była wyprawa biegowo-trekkingowa do Gruzji z ekipą Tour De Zbój. Dodatkowo w planie miałam treningi crossowe i starty w dwóch trailowych biegach. Tu dodam, że testowany model jest częścią bardzo ciekawej kolekcji Salomon na jesień i zimę 2023/2024.
Nie lubię wielkich słów i staram się ich nie nadużywać. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprzęt biegowy, ale tu od razu poczułam, że trafił swój na swego. But okazał się świetnie dopasowany i wygodny. Nie za twardy, nie za miękki, sprężysty, a to pozwalało sądzić, że podczas biegania będzie po prostu wygodnie. A agresywny bieżnik w postaci gęsto rozstawionych, konkretnie wyglądających kołków był dla mnie zapowiedzią bezpieczeństwa na szlakach górskich i crossowych.
I do tego szerokość buta: dla mnie idealna. Bo choć stopę mam raczej węższą niż szerszą, to ilość miejsca w bucie okazała się dokładnie taka, jak potrzebuję. Zwłaszcza uwzględniając puchnięcie stopy związane z wysiłkiem oraz z temperaturą otoczenia, która tego lata i jesieni jest wyjątkowo wysoka. Ten oryginalny system SensiFit™ Salomona uzupełnia zresztą gumowy otok, dający ochronę palcom przed uderzeniami o skały, kamienie. Oj, działa on, działa. I wspólnie z pozostałymi elementami tej technologii dopasowuje but do stopy tak zgodnie z jej anatomią, ale przy tym również z uwzględnieniem właściwości terenu. Bo on, jak wiadomo, także wymusza określone ruchy stopy. Stąd z jednej strony poczucie dobrego trzymania, stabilności i dopasowania, a z drugiej – dobre czucie podłoża, czyli mój “kontakt z bazą”.
Kaukaskie szczyty i podlaskie lasy, czyli burze nam niestraszne
Testując Thundercrossy w różnym terenie znalazłam jeszcze jeden plus tego systemu trzymającego stopę. Buty zabrałam ze sobą na obóz biegowo-trekkingowy Tour de Zbój do Gruzji i tam miałam okazję je dość mocno wyeksploatować przy chodzeniu i bieganiu na dużych (jak na mnie) wysokościach i przy całkiem sporych ekspozycjach. Oznaczało to zatem zarówno wchodzenie i wbieganie pod górę, jak i zbiegi – miejscami bardzo ostre. Wiecie, że to może boleć? W końcu stopa pracuje w kilku kierunkach, dlatego bez stabilnego trzymania w bucie można niestety dorobić się problemów z paznokciami – albo obicia, albo nawet utraty.
Thundercrossy spisały się na medal: wszystkie paznokcie wróciły ze mną do Polski. I niestraszne nam były nawet luźne kamienie, skały i szczeliny, a także piargowa nawierzchnia jednego z kaukaskich szczytów. Szczególnie na niej ustabilizować stopę było podwójnie ciężko nie mówiąc o tym, że nie było się czego złapać przy pokonywaniu drogi w dół. Tu, oczywiście, z pomocą przyszły mi również kije, ale praca stóp, zwłaszcza na takim zmęczeniu, musiała być perfekcyjna. Tu sprzęt zawieść nie mógł, gdyż to mogłoby się dla mnie źle skończyć.
I sprzęt nie zawiódł. Ani w Gruzji, ani w podwarszawskich lasach czy na urokliwym Podlasiu, gdzie zawitałam w ramach PGE Ultramaratonu Nadbużańskiego. Start na około 16-kilometrowym dystansie Szpurta przyniósł mi dobrą 6. lokatę wśród kobiet i nagrodę w kategorii wiekowej. Zawdzięczam to umiejętności pokonywania własnych słabości (bo trochę ich było!), znajomości mielnickich lasów (to mój trzeci start w tej imprezie) i właśnie dobrze dobranym butom.
Dlaczego również tam Thundercrossy spisały się świetnie? Nadbużański słynie z bardzo technicznych odcinków lasu, gdzie na tzw. Głogach ćwiczyliśmy stabilizację, równowagę i koordynację w ciele i maksymalną koncentrację – słowem, wszystko, czym charakteryzuje się trailowe i górskie bieganie. Aaaaależ to była jazda bez trzymanki! Korzenie, piach, liście i pędy zieleni, leśne serpentyny i single tracki góra-dół-góra-dół – to wszystko wymagało podeszwy, która pozwoli mi się nie zaplątać o własne nogi i to, co pod nimi, ale wręcz da pełen komfort panowania nad trasą.
Myślę, że w dużej mierze to zaleta właśnie podeszwa Contagrip®, ale to nie wszystko. Bo pod stopami jest przecież jeszcze pianka. Sporo pianki zatopionej w podeszwie środkowej (27 mm z przodu buta i 31 mm pod piętą; drop wynosi 4 mm). To EnergyFoam – tworzywo lekkie i responsywne, które daje nam amortyzację i wygodę równolegle z dynamiką. Jak to rozumieć? Podczas biegu w terenie nawet przy dużym zmęczeniu wynikającym z kilometrażu czy trudności nawierzchni stopa miała wsparcie. Spotkanie z kamieniami i korzeniami nie było bolesne dla podeszwy stóp, a mięśnie nie musiały walczyć o przetrwanie, bo amortyzacja dawała wytchnienie przy nawet wielogodzinnym albo bardzo intensywnym (Szpurt to w gwarze podlaskiej szybki bieg) wysiłku.
Pomylenie z poplątaniem? Nie tym razem
To, na co zwróciłam uwagę od razu, to materiał wierzchni, z pozoru mało przepuszczający powietrze, który okazał się miłym zaskoczeniem. A także system sznurowania, który najpierw musiałam rozkminić, by go potem pokochać – już od drugiego zastosowania. Te sznurówki to oczywiście znany z innych modeli Salomona system Quicklace™, który stanowią cienkie sznurki ze stoperem. Rewelacyjna sprawa, gdy chcesz się skupić na ruchu i bezpieczeństwie i nie w głowie ci poprawianie sznurówek w butach. Co zrozumiałe, oczywiście. Tak jak napisałam wyżej, musiałam się tego systemu nauczyć, by wiedzieć, kiedy i jak naciągać sznurki, w którym miejscu je przepleść i jak chować je do kieszonki na to przeznaczonej. A komfort braku myślenia o tym, kiedy mi się rozwiąże sznurówka i czy tym razem uda się jej nie przydeptać – bezcenne!
Jak się sprawdził Salomon Thundercross?
Salomon Thundercross to według mnie model rzeczywiście uniwersalny, bo moje nogi odnalazły się w nim na różnych nawierzchniach, z różnym natężeniem ruchu i tempem, przy różnej nawierzchni. Dystanse, które w nim pokonywałam, jednorazowo wynosiły od 12 do nawet 35 kilometrów. Za każdym razem było wygodnie i stabilnie. Nie oczekiwałam cudów podczas deszczu w lesie i na mokrych skałach, niemniej stopa nigdy mi nie uciekła – ani na zewnątrz, ani nie przesuwała się w bucie. Podeszwa z wygodną pianką i dobrze ulokowanymi kołkami oraz te rewelacyjne sznurówki to cechy, za które najbardziej polubiłam Thundercrossy. Po około 150 spędzonych razem kilometrach mogę tego buta z czystym sumieniem polecić. Powiem więcej: już nie mogę się doczekać kolejnych wspólnych treningów i trailowych startów.
Sprawdź bieżącą cenę Salomon Thundercross na stronie producenta.
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.