Czytelnia > Czytelnia > Reportaże
Sierra Nevada
Fot. becausetheyrethere.com
Najgorsze były schody. Było ich kilkadziesiąt i stanowiły mój podstawowy test. Na wysokości 2300mnpm nie da się tak po prostu wejść po schodach, przynajmniej na początku. Znajdowały się w ośrodku sportowym w Pradollano, gdzie los rzucił mnie na 3 tygodnie.
Pradollano…
…to niewielka miejscowość w górach na południu Hiszpanii, 30 km od Granady. Sportowcy znają ją doskonale pod nazwą Sierra Nevada, a wielu z nich przygotowuje się tam latem do sezonu startowego. Miejscowość ta ma trzy podstawowe zalety treningowe: doskonałą bazę sportową (kilka sal gimnastycznych, boisko, bieżnia tartanowa, siłownia, basen i wiele innych). Po drugie, ośrodek znajduje się na wysokości 2300 m.n.p.m., a trenować można do wysokości nawet 3000 metrów. Po trzecie, latem poza trenowaniem nie ma tam kompletnie nic do roboty. Czyli: marzenie każdego trenera.
Schody…
…były niby zwykłe i niewinne, a w podstępny sposób odbierały tlen i wywoływały palący ból nóg. Na poziomie Warszawy pokonywałbym je bez większego wysiłku, tutaj stanowiły pierwszy dowód, że tlenu jakby mniej. Na początku podzieliłem je na trzy odcinki, które pokonywałem systemem interwałowym, z przerwami o długości dwóch zdrowasiek. Po paru dniach zredukowałem liczbę interwałów do dwóch, z zachowaniem długości przerwy. Po kolejnych dniach walk, pokonywałem je bez przerwy, ale za to ze stanem przedzawałowym na ich szczycie. Dopiero po dwóch tygodniach pokonywałem je „wbiegiem ciągłym” i bez nieprzyjemnych skutków ubocznych.
Na poziomie Warszawy pokonywałbym je bez większego wysiłku, tutaj stanowiły pierwszy dowód, że tlenu jakby mniej
Schody były dla mnie sygnałem, że nie można tak po prostu zacząć sobie trenować, potrzebna jest AKLIMATYZACJA. Na nizinach przy złym samopoczuciu szukamy wytłumaczenia w przyrodzie: nie mogę iść na trening bo pada (czytaj: jest mecz w telewizji) lub w fizjologii: nie mogę iść jeszcze na trening, bo niedawno jadłem i mam hipoglikemię (czytaj: dajcie mi spokój, chce mi się spać). W górach po prostu się aklimatyzujemy, czyli oswajamy organizm z wysokością głównie poprzez spacery i ćwiczenia hipodynamiczne (czytaj: leżenie odłogiem).
Ja…
…zacząłem od spacerów. Niby nic wielkiego, ale dyskutować się nie dało, a wszelkie próby dłuższych wywodów kończyły się wyborem: albo mówić dalej i się udusić, albo oddychać. Po czterech dniach wyszedłem na pierwszy trening biegowy, ale nie od razu w góry, tylko spokojnie na stadionie. Po kolejnych trzech dniach zacząłem wybiegać w góry.
Wszelkie próby dłuższych wywodów kończyły się wyborem: albo mówić dalej i się udusić, albo oddychać
Głównym treningiem był bieg na Veletę (3398 m.n.p.m.). To około 15 km jednostajnego podbiegu wijącą się drogą, o przewyższeniu ponad 1000 m. Mój najlepszy czas: 1 h 40 min. Jest to też ulubiony trening kolarzy, ponieważ prawie na sam szczyt prowadzi droga. Kolarze (narciarze biegowi też) wjeżdżają na nią startując z Granady, trasy ma około 47 kilometrów, a przewyższenie wynosi 2800 metrów i cały czas jedzie się pod górę!
Mulhacen (3482 m n.p.m.)…
… to kolejny cel treningowy. Dystans w obie strony około 40 kilometrów, a przewyższenie – 1100 metrów. Do tego dochodzi jeszcze suma podbiegów, która wynosiła ok. 2000 m.
Jeżeli ktoś planuje pobyt w wysokich górach, to musi jednak pamiętać, że najlepsze wyniki uzyskuje się dopiero po 2-3 miesiącach od powrotu
Dla biegaczy to idealne miejsce do budowania bazy wytrzymałościowej i siłowej. Niestety, nie udało mi się przekuć tego pobytu na życiówki z powodu kontuzji, jakiej nabawiłem się już po powrocie, ale korzyści z niego czułem jeszcze długo. Jeżeli ktoś planuje pobyt w wysokich górach, to musi jednak pamiętać, że najlepsze wyniki uzyskuje się dopiero po 2-3 miesiącach od powrotu. Dlatego też należy odpowiednio wcześnie zaplanować taki wypad w stosunku do startu docelowego.
Konrad Witek, „Sierra Nevada” Bieganie, lipiec-sierpień 2007