Blogi > Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie > Blogi > Wioletta Frankiewicz
Szybka i wściekła czyli Wioletta Frankiewicz powraca – podstępny Achilles
Wioletta Frankiewicz Fot. www.wolisphoto.com
Wiola Frankiewicz – olimpijka z Aten i Pekinu, 14-krotna Mistrzyni Polski, rekordzistka kraju w biegu na 3000 m z przeszkodami i 5000 m w hali, brązowa medalistka Mistrzostw Europy od niedawna także mama, wraca do sportu po blisko rocznej przerwie. O swoim powrocie i związanych z nim problemach opowiada w felietonach na magazynbieganie.pl – tym razem o czającej się podstępnie kontuzji.
Kanapa, łóżko, leżanka – ulubione miejsce każdego sportowca. Ulubione po treningu, zawodach, czy innym sprawdzianie miejsce przeradza się jednak w koszmarne więzienie gdy leżakowanie staje się przymusem, a nie wyborem. Przymusem, bo sama przecież nie chcę spędzać tam kolejnych godzin, ale jak każą to trzeba. Banda fizjoterapeutów! Jakoś bardziej ich lubię jak mnie coś boli, ale nienawidzę gdy każą odpuszczać trening – mówią mi, że lepiej 3 dni nie biegać. Jak można 3 dni nie biegać?! Czy oni w ogóle wiedzą co to znaczy?!
Pozycja horyzontalna
Często wydaje mi się, że Ci wszyscy „magicy” od kończyn to spiskują razem z nią przeciwko mnie. Tak z nią, z tą podstępną kontuzją, czającą się od dłuższego czasu i planującą na mnie atak w momencie gdy ja już prawie finalizuję swój plan powrotu na sportowe areny.
Z arenami to właśnie związany jest taki jeden co mu nie poszło pod Troją i mści się teraz na mnie. Nie wiedzieć czemu szanowny Achilles i jego (a właściwie moje) ścięgno dokuczają mi od kilku tygodni niemiłosiernie. Coś mnie ciągnie, coś boli. Kilka dni odpoczywam i jest OK, ale zaraz mi puchnie i znowu odpuszczam… i tak w koło. Wyleczyć tego szybko się nie da, więc cały plan treningowy można odłożyć na półkę w kategorii „niezrealizowane”.
A było tak pięknie
Jeszcze kilka tygodni temu pisałam jak to pięknie wraca się do biegania po ciąży. Wydolność taka jak nigdy, noga się kręci, nic tylko biegać. No i biegałam. Czasami BC2 kończyłam po 3:22 min/km! A 20 km biegałam po 4:30 kończąc w tempie 4:15 min/km przy minimalnym zmęczeniu – wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale jak urodzicie to uwierzycie. Moim Everestem było ukończenie bez większego zmęczenia zabawy biegowej 30 x 300 m po 57 sek z 1 min przerwy między odcinkami. Co więcej, jak ukończyłam to już myślałam o następnym treningu. Naprawdę czułam się rewelacyjnie.
Moja radość długo jednak nietrwała, bo kilkanaście treningów dalej okazało się, że „silnik” faktycznie jest mocny jak nigdy, ale niestety „karoseria” jakby nie podąża jego śladem. Wszystko przez to, że narząd ruchu nie został odpowiednio do takich obciążeń zaadoptowany. Przekonałam się, że tak długa przerwa (prawie rok bez biegania) nie pozwala szybko wrócić na poziom, na którym skończyłam sezon 2012.
Nie ma tego złego…
Dla mnie obecna sytuacja jest o tyle komfortowa, że nie muszę się nigdzie spieszyć. Do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro pozostały jeszcze ponad 2 lata, więc jest trochę czasu na odpowiednie przygotowanie organizmu do zwiększenia przebiegu. Gdyby taka dolegliwość przytrafiła mi się kilka lat temu to pewnie już byłabym w wielkiej panice. Teraz, gdy mam dziecko to ono jest dla mnie najważniejsze. Bardziej martwi mnie katar córki, który trwa tydzień niż to, że mój Achilles dostał w piętę. Chwilę po lekarskiej diagnozie kontuzja w ogóle spadła z podium mojej listy zmartwień, bo po katarku na drugim miejscu plasują się rosnące pierwsze ząbki, a na trzecim dziwne reakcje na wprowadzane nowego pokarmu – nie wiedzieć czemu jakoś brokuły nie łechtają jej podniebienia.
Poza tym dziecko „zmusza” mnie do pozytywnego myślenia. Normalnie wyłączenie z treningu rozłożyłoby mnie na łopatki, ale w obecnej sytuacji rodzinnej nie ma takiej opcji. No bo jak tu marudzić, gdy budzę się rano, a z łóżeczka wygląda mała uśmiechnięta buźka.
Szybka i wściekła czyli Wioletta Frankiewicz powraca cz. 1
Szybka i wściekła czyli Wioletta Frankiewicz powraca cz. 2 – codzienna układanka