Triathlon > TRI: Trening > Triathlon
Wiara i miara
W księgarniach można natknąć się na rozmaite książki i czasopisma dotyczące triathlonu, a w internecie nie brakuje artykułów, blogów i poradników dla trenujących triathlon. Sprawny internauta w ciągu kilku minut jest w stanie znaleźć… zupełnie sprzeczne zestawy zaleceń i wskazówek.
Fot. istockphoto.com
Joe Friel pisze o technikach Total Immersion i za priorytet uważa pracę nad długością kroku pływackiego, tymczasem Joel Filliol i Darren Smith powiedzą, że ich zawodnicy nigdy nie liczą cykli w trakcie pływania i wykorzystują przeróżne przyrządy, aby zwiększyć frekwencję, w dużej mierze kosztem długości kroku. Podobne dyskusje dotyczą robienia bazy, wykorzystywania nóg w pływaniu czy treningu na siłowni.
Nie ma w tym nic dziwnego – każdy z tych świetnych trenerów ma swoją koncepcję przygotowań. Treningowi sportowemu daleko do matematyki – tu nie zawsze 2+2=4, a do końcowego sukcesu może prowadzić wiele dróg. Jak więc zawodnik ma się w tym wszystkim połapać, skąd ma wiedzieć, co wybrać? Najprostszym wyjściem jest współpraca z trenerem, jednak nie każdy chce lub może zapłacić za wiedzę, doświadczenie i poświęcony czas.
W innym przypadku pozostaje stworzenie własnego programu na podstawie dostępnych materiałów i rad znajomych zawodników. Jednak w trudnych momentach w taki program łatwo zwątpić, a te na pewno się pojawią – gdy dopadnie nas kontuzja lub wejdziemy w malowniczo opisywane doliny zmęczenia, gdy duże obciążenie fizyczne i psychiczne utrudniają racjonalne podejmowanie decyzji. Wtedy kluczową sprawą jest wiara w to, co się robi, wiara w skuteczność wybranych metod. Parafrazując powiedzenie „lepszy kiepski plan niż brak planu”, możemy z przymrużeniem oka powiedzieć: „lepsza wiara w kiepski plan niż brak wiary”. Marginalizując wątpliwości, zrzucamy ze swoich barków ogromne pokłady stresu i napięcia, zmniejszamy obciążenie psychiczne i trenujemy z większą motywacją.
Co zrobić, żeby uwierzyć?
Trzeba mierzyć. Regularne wykonywanie testów sprawdzających poziom specyficznej wytrzymałości czy umiejętności technicznych pokaże nie tylko nasze mocne i słabe strony, lecz także da nam wiedzę na temat skuteczności naszych przygotowań. Dodatkowo testy same w sobie są świetnym bodźcem treningowym, uczą odporności psychicznej i radzenia sobie ze stresem. Oczywiście nie zawsze jest tak, że wyniki uzyskiwane na testach przekładają się na wynik na zawodach, ale w interpretacji konkretnych przypadków trzeba się zdać już tylko na zdrowy rozsądek i ewentualnie na doświadczenie osoby trzeciej.
Wiele z dostępnych propozycji treningowych opiera się na mocnym przeciążaniu organizmu, a proponowana periodyzacja wiąże się ze spadkiem naszych możliwości w okresie mocnego treningu. Tu znowu przyda się zdrowy rozsądek. Przestrzegam jednak przed wyszukiwaniem usprawiedliwień i wymyślaniem wymówek. Tak jak na giełdzie wielu inwestorów trzyma nierentowne pozycje mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi mówiących „sprzedawaj”, tak wielu zawodników uparcie trzyma się planów treningowych, które działają średnio lub kiepsko. Ocena skuteczności przygotowań wymaga elementarnej uczciwości wobec samego siebie; działania pozorne w niczym nie pomogą.
Jakie testy stosować?
Generalnie możemy testować albo poszczególne składowe treningu, albo sprawdzać, jak nasz organizm radzi sobie z wysiłkiem specyficznym, związanym z charakterem zawodów docelowych. Testowanie wyizolowanych czynników powinno być związane z konkretnymi cechami zawodnika, np. słabymi stronami czy ogranicznikami. W pływaniu może to być np. test GOLF/INDEX, związany z liczeniem cykli ruchowych i doborem prędkości czy sprawdzian na dystansie 50 m. W kolarstwie może to być np. maksymalny ciężar, jaki zawodnik może wziąć w przysiadzie, czy maksymalna moc, jaką zawodnik może wygenerować w ciągu 30 sekund. Testami specyficznymi mogą być np. w pływaniu 2000 m na czas, na rowerze test FTP, w bieganiu udział w zawodach na dystansie 10 km. Potem pozostaje tylko śledzenie trendu, zdrowy rozsądek i wyciąganie wniosków.
Tekst został opublikowany w „Miesięczniku Bieganie”, listopad 2013