Czytelnia > Trening > Teoria treningu > Trening
Bieganie w górach – czas i dystans mijają inaczej
Błoto, kałuże do połowy łydki, kamieniste biegi, usiane korzeniami podbiegi. Stromo w górę, stromo w dół, a ścieżka wije się między drzewami. Czasem odsłania się widok, przy którym nie sposób uśmiechnąć się szeroko – „Niebrzydko tu!”. I co najważniejsze, w takich warunkach można biegać godzinami i nawet się nie zorientować.
Bieganie po górach dla niektórych jest zjawiskiem niewyobrażalnym. Brud butów, nóg, pot lejący się po karku na długich podejściach, chmary muszek tworzące aureolę dookoła głowy, ciężki oddech i długie, trudne odcinki w dół, które spuszczają łomot mięśniom – to wszystko zniechęca ich, nawet jeśli dookoła rozciągają się niebiańskie widoki. Dla innych góry to żywioł – zbiegi to prawdziwa zabawa, jak na wesołym miasteczku, a im szybciej – tym fajniej. Trud, jaki niesie ze sobą wspinaczka i późniejsza świadomość, że dookoła jest już tylko w dół, a my przecież właśnie tu wbiegliśmy, chociaż kiedyś na podejściu wyplulibyśmy płuca – są tym, o czym się marzy. Bieganie w górach jest trudne, ale nie ma w sobie niczego z monotonii. Niespodzianki, wyzwania czekają na każdym kroku, nawet w miejscach, w których biegaliśmy już wiele razy. A czas płynie całkowicie inaczej, szybciej. Gdy wdrapiesz się na górę, orientujesz się, że minęła już godzina, gdy zachce Ci się jeść, minęły 2-3.
Beskid Żywiecki, wycieczka biegowa w październiku. Fot. Krzysztof Dołęgowski
Kto nie odnajdzie się w górskim bieganiu?
Żeby jednak cieszyć się bieganiem po górach trzeba mieć w sobie trochę szaleństwa, trochę zacięcia turystycznego, lubić przełamywać swoje słabości, zwłaszcza w niekontrolowanych warunkach. Bieganie po górach nie jest dla wszystkich. Biegacz, który doskonale czuje się w mieście, lubi czystość, za wszelką cenę chce odizolować stopy od wilgoci i krzywi się gdy zszarzeją jego śnieżnobiałe skarpetki – raczej nie ma czego szukać w górach. To również nie dla osób, które martwią się, że biegając po płaskim lesie mogłyby skręcić kostkę, bo w górach, na karkołomnych zbiegach – skręcenie może się zdarzyć nawet najlepszym. I to jest „part of the game”. W górach nie rozkochają się ci, którzy nie lubią deszczu, którzy nie lubią trudu, którzy przede wszystkim w dzienniczku treningowym liczą kilometry i chcą mieć tempo pod kontrolą, albo uważają, że przejście do marszu chociaż na chwilę to już nie jest bieganie.
Podczas górskich treningów zdarzają się drobne wypadki. Ale to część zabawy i dla górskich biegaczy – żaden problem. Fot. Magda Ostrowska-Dołęgowska
W górach bieganie jest nieobliczalne
Wielu ludzi traktuje wyścigi w górach jako kolejny poziom w ich biegowym rozwoju, choć nie mieli z nimi nic wspólnego wcześniej. Chcą pobiec na dystansie ultra, w górach – bo jest jeszcze trudniej. Chcą się sprawdzić, zrobić dobry wynik. Dla niektórych góry są rozczarowaniem. Dla wielu z nich to ciekawa przygoda, ale jednak wynik słaby, mokro, zimno i „niebezpiecznie”. Często podchodzą do takiego biegu jak do maratonu, chcą trzymać się jakiegoś tempa albo wybierają jedzenie, które jest stworzone „dokładnie by sprostać potrzebom sportowców”. Tymczasem – wielokrotnie organizm woła o kawałek sera czy kabanosa, „mokrą” kanapkę albo o coca-colę. Najprawdopodobniej nie da się dobrze biegać po górach nie będąc z nimi oswojonym, nie lubiąc takiego środowiska.
Lake District, góry w Anglii, trening w lipcu. Na kamienistym zbiegu trzeba pewnie stawiać stopy, szybko mini przebierać i nie zastanawiać się za dużo. Ciało samo znajdzie sposób żeby się ustawić. Fot. Magda Ostrowska-Dołęgowska-
Zbiegi to taniec z przeszkodami
W górach trzeba umieć się poruszać, nauczyć ciało reagować na stałe wytrącanie z równowagi, stąpać po kamieniach, korzeniach, wydłużać, skracać krok i umieć skakać szybko między kamieniami, albo po nich. Sztuka szybkiego zbiegania to umiejętność balansowania, pozbycia się strachu. Generalnie mówi się, że w łatwiejszym terenie, na szutrze, asfalcie nachylonym w dół należy robić małe kroki i pochylić się do przodu, wówczas pomoże nam grawitacja. W trudniejszym terenie ta zasada nie działa. Tu lepiej obniżyć trochę środek ciężkości, sadzić długie susy, zbiegać bokiem, albo podskakiwać jak bocian, wyrzucać nogi bardziej na boki, wszystko w zależności od tego czy biegniemy po kamieniach, błocie, korzeniach czy trawie. Na zbiegach trzeba być bardzo elastycznym, reagować na zmieniające się podłoże, czasem odbić się ledwie od kamienia nie przenosząc nań środka ciężkości. Nie patrzeć dokładnie pod nogi ale oceniać teren na parę kroków w przód. Co więcej – trzeba to robić naturalnie, bo zbyt dużo myślenia tylko szkodzi technice.
Trening w górach – Babia Góra. Fot. Krzysztof Dołęgowski
Podbiegi czy podejścia?
W biegu pod górę nie ma wielkiej filozofii. Liczy się siła, równy oddech, niespieszne ale spokojne, ustawiczne zdobywanie wysokości. Im dłuższy dystans tym większy sens ma podchodzenie, nawet w miejscach, gdzie bylibyśmy w stanie biec. Trzeba myśleć o całym dystansie, rozłożyć siły i zastanowić się – czy będę podbiegać przy takich nachyleniach pod koniec biegu? Jeśli nie – nie ma sensu robić tego już teraz, bo potem będzie brakować sił nawet na prostsze rzeczy.
Lake District, trening w górach w lipcu. Fot. Krzysztof Dołęgowski
Tym, którzy polubią góry – te odpłacą się pięknymi widokami, wielką satysfakcją i dobrą formą. Nie ma chyba sposobu na bardziej naturalne i przyjemne ćwiczenie siły biegowej.