Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Budzik, klawiatura, łącze – czyli dwa słowa o zapisach
Pierwszy alarm mam ustawiony na 20 listopada. Wtedy startują zapisy do 9. Półmaratonu Warszawskiego – dla mnie absolutnie „must be” wiosennej części sezonu. Co prawda w Warszawie limit jest wysoki (a czasami po prostu go nie ma), ale lubię mieć niski numer, a poza tym przelew za bieg jakoś mnie motywuje. I obliguje.
Ale o motywacjach będzie przy innej okazji. Dzisiaj będzie o zapisach. Pierwszy raz doświadczyłam tego uczucia kilka lat temu. Pewnego wieczoru, tuż przed północą, już prawie kładłam się spać, kiedy zapikał mi telefon. W SMS-ie była pilna informacja. Zamiast wślizgnąć się pod kołdrę – pognałam z powrotem do komputera, bo właśnie niespodziewanie ruszyły zapisy na pewien kultowy półmaraton na ścianie wschodniej. Wtedy zdążyłam. Półmaraton jednak okazał się mocno przereklamowany, więc od tamtej pory sypiałam raczej spokojnie.
Aż do roku obecnie nam jeszcze trwającego. Bo w tym roku moda na bieganie przybrała wymiar małej apokalipsy i zapisy na co ciekawsze imprezy kończyły się niedługo po ich otwarciu. Sieć obiegały informacje o kolejnych rekordach – kwadrans zapisów na Bieg Rzeźnika (ok. 500 miejsc), trzy godziny – na Maraton Karkonoski (też bodaj 500 miejsc), 20 minut – na Bieg ZOO – 1000 miejsc, no i wreszcie – 32 godziny na Bieg Niepodległości – 12 000 miejsc. Okazał się, że żeby wziąć udział w niektórych biegach, trzeba mieć nie tylko ustawione przypomnienie w telefonie czy innym kalendarzu, ale sprawne i szybkie połączenie internetowe.
Ja sama zresztą wzięłam udział w tym wyścigu. Na zapisy na Maraton Gór Stołowych czatowałam do północy, odświeżając stronę co kilka minut już godzinę wcześniej. Na Maraton Karkonoski zapisałam się w pięć minut po otwarciu zapisów – miałam nastawione wszystkie możliwe alarmy. Na Bieg Niepodległości, zamiast tradycyjnie – w ostatniej chwili w Biurze Zawodów – bodaj po 17 godzinach, jak okazało się, że liczba zapisów rośnie lawinowo i do następnego ranka limit może się wyczerpać (i się wyczerpał oczywiście). Zresztą, po maratonach górskich byłam już wprawiona.
Teraz siedzę nad kalendarzem na przyszły rok. Na Festiwal Biegowy już się zapisałam, wiadomo, Krynica przyciąga jak magnes. Pozostałe otwarcia zapisów zakodowane. Na wszelki wypadek ustawiam po kolei alarm w telefonie, alarm w komputerze, ‘wydarzenie’ w serwisie społecznościowym. 20 listopada – Półmaraton Warszawski (31 marca 2014). Pierwszy grudnia – zapisy do Szczawnicy (Harde Biegi, 26.04.2014). 1 lutego – Maraton Karkonoski. I pewnie Góry Stołowe. Patrzę w kalendarz, boldem podkreślam biegi, na których szczególnie mi zależy. Tradycyjne i ważne – Bieg Powstania Warszawskiego, Bieg Niepodległości, może jakaś szybka piątka w okolicach stolicy… Maraton Warszawski. Może jeszcze jakiś bieg w górach. Może…
Rozważam podłączenie szerokopasmowego Internetu. Inaczej może być kiepsko. I może klawiaturę powinnam wymienić, ta czasami działa za wolno…