Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Pogotowie prezentowe biegacza
Fot. istockphoto.com
Tak, to już. Temperatura spadła lekko poniżej zera, gdzieniegdzie już leży śnieg, niewątpliwy znak, że nadszedł cudowny miesiąc obdarowywania się prezentami i upominkami. Serwisy dla biegaczy, biegowe magazyny i blogerzy prześcigają się w kolejnych propozycjach prezentów dla biegaczy – od skarpetek po zaawansowane gadżety elektroniczne.
Trochę nie rozumiem, dlaczego pomysły na prezenty dla biegaczy są w mediach do nich skierowanych, może chodzi o to, żeby biegacz wiedział, czego się spodziewać, albo frustrował tym, czego nie ma i z różnych powodów mieć nie będzie. Ale w tych wszystkich pogotowiach prezentowych brakuje mi takiego przeznaczonego dla biegaczy, których najbliżsi, jakkolwiek rozumieją ich pasję, to jej nie podzielają. I taki bliski nie-biegacz za nic nie doceni skarpetek uzbrojonych w systemy odprowadzania, doprowadzania, dotleniania i reanimowania. Ani nawet ciężkiego jak cegła sportowego zegarka, który może i jest trzy razy droższy od normalnego, ma GPS i wysokościomierz, ale tego nie widać, i w sumie po co to normalnemu człowiekowi…?
Tak, jestem zdania, że w mediach dla biegaczy powinny się pojawiać ściągi z tego, co biegacz może podarować swoim bliskim i znajomym, a nie – co dostać może. Od czasu jak stepper, który w najlepszej wierze wstawiłam rodzicom pod choinkę, wylądował w najciemniejszym kącie pawlacza, w dobieraniu prezentów staram się być bardziej… społecznie dostosowana. Co nie znaczy, że nie przemycam elementów biegowych. Chociaż zdecydowanie nie jest to zestaw kibica.
Jako że już za chwile Mikołajki – to garść ekspresowych pomysłów na upominki drobne, które, choć z biegowej półki, mogą znaleźć uznanie nawet jednostkom wybitnie asportowym.
Takie na przykład łańcuchy na buty. W pierwszym odruchu mogą budzić zrozumiałe zdziwienie i nawet pewną niechęć, bo ani nie są specjalnie ładne, ani nie wydają się potrzebne. No i, prawdę pisząc, jednak trochę niszczą buty. Ale doskonale sprawdzą się jako prezent dla cioci czy babci, która zimą coraz rzadziej wychodzi z domu z obawy przed poślizgnięciem. A że nieatrakcyjne? Cóż, wszystko jest kwestią opakowania.
Albo na przykład opaski kompresyjne. Zapomnijcie o skarpetkach, opaski rządzą. To nie tylko lanserski gadżet biegowy i narzędzie regeneracji po długim biegu. Takie opaski to też doskonały prezent dla tych, którzy w pracy przemierzają niezliczone kilometry, pracują na stojąco, albo najzwyczajniej w świecie mają problemy z żylakami. Jeżeli przekonacie mamę, żeby założyła to różowe paskudztwo – będzie Wam wdzięczna, a za rok będziecie kupować nowe.
Bielizna termoaktywna. To też prezent uniwersalnego zastosowania, może nawet bardziej dla cywilów niż dla biegaczy. Bo w gruncie rzeczy, kiedy człowiek biegnie – to się rozgrzewa i bielizna termiczna przydaje mu się maksymalnie przez trzy tygodnie w roku – te, kiedy temperatura spada poniżej minus 20 stopni. A w cywilu? No cóż, o tym się nie mówi, ale długie gacie w naszym klimacie mają swoje zastosowanie. Z tym, że takie gacie to już prezent z natury intymnych i raczej nadaje się na upominek w gronie bliskorodzinnym, w dalszym – już niekoniecznie.
Czołówka. Idealny prezent dla poszukiwaczy skarbów, majsterkowiczów i kierowców. Przydaje się nie tylko wtedy, kiedy padną wszystkie bezpieczniki w domu. Albo gdy trzeba znaleźć jakąś zgubę w ciemnym kącie.
Książka o bieganiu. Ale uwaga! Nie każda. Jacka Danielsa jednak odłóżcie dla kolegi biegacza. Normalny człowiek nic z tej książki i tak nie zrozumie. Za to „Ultramaratończyk” może spowodować, że bliscy zaczną bardziej rozumieć Waszą pasję. Biografie Usaina Bolta i Mo Faraha idealnie nadadzą się na prezent dla przyszłych adeptów sportu. „Jedz i biegaj” – tylko dla ludzi o mocnym charakterze, u słabszych bowiem książka może wywołać chęć zaeksperymentowania z własną dietą. Jeszcze groźniejsza jest „Ukryta siła”, która naprawdę może zrobić wodę z mózgu. „Dogonić Kenijczyków”, wbrew obawom i tytułowi, to też krok do zrozumienia biegacza. Ale takie „Czternaście minut” z kolei jest szalenie hermetyczne i mało który nie-biegacz przeczyta je właściwie. Tak, książki to niby uniwersalny prezent, ale trzeba być ostrożnym. A bliskiej kobiecie zawsze można podarować „I jak tu nie biegać”.
Chociaż książka dla bliskiej kobiety to zawsze ryzykowna sprawa. Zresztą, dla mężczyzny w sumie też. I tak, piszę to ja, która książki uwielbiam i czytam pasjami. Ale mężowi już dawno powiedziałam, że nie chcę w prezencie ani książek, ani płyt… Bo książka jest taka bezosobowa, można ją dać zawsze i każdemu.
Co zatem dla najbliższego, który na sam dźwięk słowa „bieganie” dostaje gęsiej skórki? Może dzień albo chociaż pół dnia – bez biegania? Może kawa w ulubionej kawiarni, taka slow-coffee zamiast kawy w biegu? Może wieczór w teatrze albo na koncercie? A może tylko wspólne popołudnie bez patrzenia na zegarek, nawet jeżeli to najnowszy model Polara czy inne Suunto?