W pogoni za życiówkami: Maniacka Dziesiątka
XII Maniacka Dziesiątka. Fot. Amadeusz Juskowiak, aiphoto.pl
Pierwsza edycja Maniackiej Dziesiątki odbyła się w 2005 roku. Ja byłem wtedy jednym z 362 zawodników, którzy pojawili się na mecie. Wyjazd na bieg do Poznania to była dla mnie prawdziwa wyprawa (był to mój drugi start w biegu masowym, a pierwszy w biegu ulicznym) i nie zdawałem sobie sprawy, że przez kolejne 11 lat będę pojawiał się w sobotę mniej więcej w połowie marca nad poznańską Maltą – aby sprawdzić się w biegu na dystansie 10km.
Zorganizowanych biegów w Polsce jest w tej chwili kilka tysięcy, zawodników kilkaset tysięcy (a może już milion?) – ale większość z nas ma podobne cele. Cele przy których realizacji Maniacka może nam pomóc. W zależności od poziomu zaawansowania – my amatorzy (ci z większym doświadczeniem) jako start docelowy na wiosnę traktujemy któryś z dużych maratonów lub półmaratonów. Jeśli poczytaliśmy trochę na temat przygotowania do takiego biegu lub stosujemy jakiś plan treningowy – na pewno będziemy szukać startu kontrolnego. Najlepiej żeby był to bieg, w którym osiągniemy rezultat który podbuduje nas przed ostatnimi tygodniami przygotowania – czyli taki gdzie łatwo o życiówkę. Odpowiedzią na te potrzeby jest Maniacka Dziesiątka.
I edycja Maniackiej Dziesiątki odbyła się w 2005 r.
Maniacka sprzyja nam z kilku powodów. Po pierwsze trasa biegu. Start znajduje się na ul. Baraniaka, a meta przy hangarach nad Jeziorem Malta – kilka metrów niżej, poza tym na trasie jest niemal całkowicie płasko, a dzięki temu że meta jest niżej niż start – nie jest przesadą użycie sformułowania, że trasa jest „z górki”. Co prawda jest to tylko kilka metrów i na treningu pewnie byśmy tego nawet nie odczuli – ale skoro biegacze opowiadają sobie o tym od lat – to mamy to tak głęboko zakorzenione w podświadomości, że nawet jakby było inaczej czulibyśmy, że jest „z górki”. A to pomaga.
Po drugie termin biegu. Maniacka odbywa się zawsze mniej więcej w połowie marca i mimo iż na przestrzeni lat zdarzało się, że w tym czasie leżał jeszcze nad Maltą śnieg lub w trakcie biegu zaczął padać grad – to w kontekście „życiówek” jest to termin bardzo sprzyjający. Strefa klimatyczna w jakiej znajduje się Polska powoduje, że bieganie w najbardziej popularnych wśród organizatorów miesiącach (najbardziej oblegane w kalendarzu od lat są: maj oraz wrzesień) – to dość duża loteria.
Może się zdarzyć, że w tym czasie trafimy na warunki idealne do „bicia życiówek” – lekkie zachmurzenie i 15 stopni Celsjusza, ale niestety może się też zdarzyć, że słupek rtęci na termometrze zbliżać będzie się do 30°C i taktykę na bieg będzie trzeba zmienić. Zamiast walki o życiówkę, będzie walka o przetrwanie.
Dodatkowym plusem wczesnego terminu jest fakt – że w marcu znajdujemy się zazwyczaj w reżimie treningowym. Amatorzy bardzo często mają w zwyczaju startować po kilka razy w miesiącu (niestety często przebiegając nawet kilka półmaratonów w miesiącu) – a niestety to nijak ma się do osiągania szczytowych możliwości naszego organizmu na konkretnym biegu. Maniacka Dziesiątka jest jednak na tyle wcześnie – że często jest naszym pierwszym poważnym startem po zimowych przygotowaniach. Dzięki temu łatwo naszemu organizmowi wykrzesać maksymalne możliwości.
Dlaczego ten bieg jest kultowy? Kiedy mowa o kultowości imprezy zazwyczaj argumentem, który ma to potwierdzić jest niesamowita atmosfera. Moim zdaniem jest to tylko mała część prawdy, Maniacka Dziesiątka nie ma bowiem niesamowitej oprawy do jakiej przywykliśmy przy okazji największych imprez. Nie ma tutaj wielkiego biegowego miasteczka, fajerwerków, czy pięknej strefy mety. Jest za to świetny termin i trasa.
VII Maniacka Dziesiątka
Organizator zadbał za to o takie „motywatory” jak różne kolory medali w zależności od miejsca jakie osiągamy na mecie (nie wiem jak było w tej edycji, ale w poprzednich pierwsza „100” otrzymywała medal złoty, kolejnych „500” zawodników srebrny, a reszta brązowy), czy zespoły muzyczne na trasie – a na mnie dobra nuta zawsze działa motywująco! Ponadto nawet zawodnicy na poziomie takim jak ja na Maniackiej mogą otrzymać „numer startowy” do jakiego przywykli zawodnicy z elity, czyli duże nazwisko zamiast nic nieznaczących cyfr. To też niezły motywator – zarówno dla tych wyróżnionych (trzeba przecież udowodnić, że to nie przypadek!) – jak i dla tych, który chcą udowodnić, że oni bardziej na wyróżnienie zasłużyli.
„Życiówkę” na Maniackiej Dziesiątce poprawiałem już 6 razy, ale tegoroczne 32:58 zapamiętam na długo i na pewno będę wszystkim ten bieg chętnie polecał (choć mogę być nieobiektywny).
I Maniacka Dziesiątka 00:42:22 PB
II Maniacka Dziesiątka 00:39:30 PB
III Maniacka Dziesiątka 00:36:38 PB
IV Maniacka Dziesiątka 00:36:11
V Maniacka Dziesiątka 00:39:53
VI Maniacka Dziesiątka 00:34:24 PB
VII Maniacka Dziesiątka 00:33:14 PB
VIII Maniacka Dziesiątka 00:34:38
IX Maniacka Dziesiątka 00:34:59
X Maniacka Dziesiątka 00:44:54
XI Maniacka Dziesiątka 00:34:08
XII Maniacka Dziesiątka 00:32:58 PB