Czytelnia > Czytelnia > Reportaże
Biegacz kontra koń, Zombie Race czy Uciekająca Panna Młoda? Przedstawiamy dziwne biegi
Wyścig Man vs Hosre. Fot. Getty Images
Organizatorzy biegów masowych próbują coraz bardziej uatrakcyjnić nam zabawę poprzez tworzenie dość oryginalnych zawodów. Możemy pościgać się z koniem, założyć szpilki lub suknię ślubną lub pobiegać tyłem. Każdy, kto szuka czegoś zupełnie nowego, znajdzie coś dla siebie.
Biegacz kontra koń
Co wyróżnia małą miejscowość Llwantryd Wells? To tutaj nieprzerwanie od 1980 roku odbywa się wyścig człowieka z koniem. Skąd wziął się pomysł na tak osobliwy wyścig? Musimy sięgnąć pamięcią trzydzieści kilka lat wstecz. To wtedy, w jednym z walijskich pubów, przy kuflu piwa dyskutowało dwóch mężczyzn. Sprzeczali się, czy możliwe jest, aby człowiek, w trudnym terenie, pokonując dystans kilkudziesięciu kilometrów, wyprzedził konia. Burzliwej rozmowie przysłuchiwał się właściciel tawerny, Gordon Green, który postanowił sprawdzić kto ma rację. W 1980 roku rozegrały się pierwsze zawody z udziałem publiczności. Niestety, koń okazał się szybszy.
Dwa lata później szanse pomiędzy koniem a człowiekiem wyrównują się, koń wyprzedza biegacza tylko o kilka sekund. Dopiero po 25 latach człowiekowi udaje się pokonać konia. Huwoi Labbowi zajmuje to 2:05, dzięki czemu prześciga najszybsze zwierzę aż o 2 minuty. Zwycięstwo zostaje powtórzone 3 lata później. Dokonuje tego Florien Holtinger, z przewagą aż o 11 minut.
Maraton właściwie to tylko nazwa umowna, ponieważ dystans biegu wynosi ok. 35 km i prowadzi przez liczne wzniesienia, podbiegi i zbiegi, przez co szanse człowieka na wygraną rosną. Jednak mimo niełatwej trasy i faktu, że koń nosi całkiem spory bagaż w postaci jeźdźca, tylko dwie osoby odniosły sukces. Możliwe, że organizatorzy będą musieli czekać kolejnych kilka lat na powtórkę.
Szpilki biegają
Od wielu lat trwa debata na temat tego, jakie buty wybrać, aby zapobiegać kontuzjom, czy zdecydować się na obuwie oferujące sporą porcję amortyzacji czy minimalizm. Niektóre kobiety wcale się nad tym nie zastanawiają, bo biegają na wysokich obcasach. Dystans wyścigów nie przekracza zazwyczaj 100 m, ale ukończenie zawodów może być problemem. Nie ma żadnych ograniczeń co do płci – czasami ze szpilkami próbują swoich sił panowie.
Dotychczas najszybciej 100 m w pantofelkach pokonała Julia Plecher z Niemiec. Zajęło jej to jedynie 14,5 s, co jest imponującym wynikiem. Biegi na szpilkach odbywają się na całym świecie – począwszy od Polski aż po Australię. W naszym kraju rywalizacja została zapoczątkowana przez magazyn dla kobiet Glamour w 2007 roku i dotychczas odbyło się siedem edycji biegu. Wyścig kusi nie tylko ze względu na dziwną formułę – na zwycięzców czekają cenne nagrody za trzy pierwsze miejsca – od 2000 do 5000 zł. W wielu biegach ulicznych nie ma szansy, żeby tyle zarobić, więc może warto powalczyć.
Bieg tyłem
Zapewne wielu z nas biegało tyłem, ale raczej dla zabawy lub w trakcie tańca, ale tylko niektórzy brali udział w Mistrzostwach Polski Biegu Tyłem, odbywających się jako impreza towarzysząca Biegu Katorżnika w Lublińcu. W przeciwieństwie do biegu na szpilkach, na zwycięzców czeka właściwie tylko gloria i sława, a przede wszystkim świetna zabawa. Ile kilometrów trzeba pokonać? Niewiele – tylko milę. Na zawodach organizatorzy dokonują podziału na kobiety i mężczyzn, trasa biegnie wzdłuż asfaltu.
Rekordy Polski w dyscyplinie znacznie odbiegają od rekordów świata. U nas rekord biegu tyłem kobiet na milę wynosi 8:59 (ustanowiony przez Katarzynę Żurek, Kokotek 2010), mężczyzn – 5:57 (Roman Spławski). Natomiast na świecie najlepszy okazali się – Stefania Zambello (Włochy, 7:34) oraz Thomas Dold (Niemcy, 5:46, 59). Zostało zatem jeszcze wiele do nadrobienia.
Uciekająca panna młoda
Do tej pory organizowany w Belgradzie – stolicy Serbii i na Słowacji bieg sukien ślubnych, podczas którego uczestniczki przebierają się za panny młode i rywalizują, doczekał się również polskiego odpowiednika. Obowiązywały stroje ślubne, co nie oznacza, że kobiety musiały zakładać suknię.
We wrześniu kobiety pokonały 500 m na warszawskiej Agrykoli. Nagrodą za zwycięstwo był voucher 2000 zł na wymarzoną suknię ślubną. Bieg miał charakter charytatywny – cały dochód ze sprzedaży pakietów został przekazany Julii Torli, poruszającej się na wózku. Możemy więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Bieg w pionie
Skocznia służy nie tylko narciarzom, ale również biegaczom. W tym roku na szczyt biegacze musieli dotrzeć po pokonaniu stromych 300 metrów skoczni Orlinek w Karpaczu. W Kill the Devil Hill 86. zawodników wdrapywało się na samą górę. Pod koniec praktycznie nie było możliwości biegu, jedynym sposobem na pokonanie trasy jest czołganie się.
Tegoroczny rekord ustanowił Piotr Łobodziński (3.17). Wśród kobiet najlepsza była Danuta Piskorowska (4.10). Czasy wskazują na to, jak wiele wyzwań czekało podczas wspinania się na sam szczyt. W przyszłym roku organizatorzy mają zamiar powtórzyć imprezę na większą skalę – uczestnicy pokonają 4 skocznie – w Zakopanem, Szczyrku i Wiśle.
Kill The Devil Hill fot. archiwum organizatora
Zombie Race
Halloween po raz drugi? Dlaczego nie? Gratka dla fanów horrorów i opowieści o wampirach. Będą się bać również za dnia. Adrenalina wzrośnie jeszcze bardziej i pognamy z prędkością błyskawicy uciekając przed Zombie. Podczas zawodów musimy pokonać nie tylko ciężką trasę, pełną przeszkód. Czekają na nas niemiłe niespodzianki w postaci mrocznych potworów.
Wyścig rozgrywa się na dystansie 5 km dla biegaczy początkujących oraz 15 km dla bardziej zaawansowanych. W ramach biegu rozgrywany jest konkurs na najlepszy kostium Zombie kobiecy i męski, najbardziej zabłoconego faceta i kobietę. Po biegu organizatorzy zapewniają konkursy – najszybszego jedzenia udka z indyka, Muddy Dance Party i zawody w przeciąganiu liny. Tylko dla poszukiwaczy mocnych wrażeń!
Beer Belly Run
Na szczęście nie musisz cierpieć na ciążę spożywczą ani hodować piwnego brzucha, aby móc wystartować w zawodach Beer Belly Run. Dystans do pokonania to tylko dwie mile, ale niektórzy mogą nie sprostać zadaniu, z jednego prostego względu. Co pół mili czeka na nas stacja piwna. Są również cele dobroczynne – dochód jest przeznaczany na organizację charytatywną zajmującą się dziećmi chorymi na raka.
Beer Belly Running. Fot. beerbellyrunning.weebly.com
The Big Man Run
Szczupłym biega się o wiele lżej. Nie muszą ciągnąć zbędnego balastu, jakim jest nadmiar tkanki tłuszczowej. Jednak nawet dla takich osób organizatorzy wymyślili coś niebywałego – the Big Man Run, bieg, gdzie jedynym ograniczeniem jest… waga. Im więcej, tym lepiej.
Zawody początkowo dopuszczały wyłącznie zawodników o wadze nie mniejszej niż 190 funtów (ok. 86 kg), a w punktach żywienia czekały na nich hot-dogi i piwo, jak przystało na potrzeby Big Mana. Zasady zmieniły się, nie trzeba ważyć aż tyle, ale warunkiem uczestnictwa jest jedzenie hot dogów i picie piwa. Skąd wiadomo, czy przestrzegają reguł? Wszyscy uczestnicy są ważeni przed startem!