Bieżnia mechaniczna zmienia charakterystykę biegu – to powszechna opinia. Obciążenie mięśni rozkłada się nieco inaczej i nawet starając się jak najlepiej odtworzyć zróżnicowanie tempa i terenu, będzie to tylko mniej lub bardziej udana symulacja. Czy oznacza to, że bieżnia jest złem koniecznym, treningiem drugiej kategorii wymuszonym klimatem?
Dobra. Masz już ręcznik, butelkę z piciem i garść dobrych chęci. Przed tobą maszyna, którą trzeba ujażmić. Ale jak? Czy robić taki sam trening jak na dworze? Czy może da się ją lepiej wykorzystać?
Żeby dziś przetworzyć choćby najważniejsze teorie treningowe, wysnuć z nich wnioski i spisać je na recepcie zawierającej środki niezbędne do kuracji polskiej lekkoatletyki, potrzebowalibyśmy komputera przynajmniej tak potężnego, jak ten, który wspiera budowę bolidu Formuły 1 Roberta Kubicy. Kiedyś wystarczył jeden, genialny mózg – Jana Mulaka.
Trening według Horwilla poza intensywnością odznacza się małą łączną objętością pracy w porównaniu z innymi systemami. Uważa on, że zwiększanie tygodniowej objętości powyżej ok. 120 km tygodniowo nie ma sensu. Jako bodziec stosuje się głównie różnego rodzaju interwały, jednak występują również bardzo intensywne biegi ciągłe.
Tim Noakes, autor „biblii biegania” The Lore of Running sformułował w swej książce 15 zasad, którymi należy kierować się podczas treningu. Ich stosowanie powinno zagwarantować rozsądne korzystanie z potencjału naszego organizmu. Jakie to zasady?
Nikt nie dyskutuje z tym, że warto pływać z trenerem i że jest to znacznie efektywniejsze niż samodzielne pluskanie się w basenie. Kolarze amatorzy coraz częściej sięgają po automatyczne mierniki rytmu pedałowania. Idąc ich śladem, może warto popracować nad techniką biegu?
Drugi zakres (znany też pod kilkoma innymi określeniami, a w literaturze angielskiej zwany „tempo run”) to jedna z podstaw przygotowań do startu w długim biegu. Jesień w pełni i niższe temperatury można świetnie wykorzystać do realizowania tego treningu. Jak to robić?
Błoto, kałuże do połowy łydki, kamieniste biegi, usiane korzeniami podbiegi. Stromo w górę, stromo w dół, a ścieżka wije się między drzewami. Czasem odsłania się widok, przy którym nie sposób uśmiechnąć się szeroko – „Niebrzydko tu!”. I co najważniejsze, w takich warunkach można biegać godzinami i nawet się nie zorientować.
Tak naprawdę nie trzeba posiąść żadnych wielkich tajemnic, by biegać szybciej. Podstawowe zasady są proste – można albo wydłużyć krok albo w ciągu minuty wykonywać ich więcej. Można też połączyć te dwa elementy.
Czy przebiegnięcie maratonu to początek kilkutygodniowego okresu, w którym możemy poprawiać życiówki na krótszych dystansach? A może odwrotnie – szykując się do maratońskiego rekordu powinniśmy najpierw zadbać o poprawienie wyników na krótszych odcinkach? Szkoły i podejścia są różne. Zastanówmy się, którą drogę wybrać.