Czytelnia > Felietony > Wydarzenia
Chomiczówka, Chomiczówka – fenomenalna sezonu rozbiegówka
Tydzień minął od XXXI Biegu Chomiczówki (i IX Biegu o Puchar Bielan), a tymczasem nierozstrzygnięta pozostaje sprawa pewnej prowokacji. Czy ktoś może wytłumaczyć fenomen tego biegu – to pytanie z fan page Miesięcznika Bieganie [KLIK] wywołało małą burzę. Ale szczerze prawdę napisawszy, gdyby mi ktoś opowiadał o biegu na tysiąc osób po osiedlowych uliczkach wśród gierkowskich (i późniejszych) wieżowców w środku zimy – też chyba nie byłabym przekonana…
Ja jednak miałam to szczęście (albo niefart), że o Chomiczówce chyba nikt nigdy mi nie opowiadał zanim tam nie trafiłam. A trafiłam ładnych parę lat temu, w epoce, kiedy tysiąc uczestników to miał Półmaraton czy Maraton Warszawski, a w Biegu Powstania startowało ok. 200 osób. Na Chomiczówce było ich trochę więcej, ale też bez przesady. Od tamtej pory w niedzielę stycznia regularnie melduję się na Bielanach. O licznych zaletach Biegu Chomiczówki i Biegu o Puchar Bielan tak naprawdę już pisaliśmy [KLIK]
Warto jednak o kilku atutach przypomnieć, a kilka podkreślić, bo okazują że nad tym biegiem jednak ktoś pracuje i słucha opinii uczestników. Czynię to z pewną niechęcią, bo jeżeli za bardzo bieg pochwalę, to może się zdarzyć, że w przyszłym roku nie zdążę się zapisać. W tym roku miejsca rozeszły się w jeden czy dwa dni – i to powoli niestety zaczyna być standard.
Kiedyś zapewne zaletą Chomiczówki był jej termin. Dzisiaj to argument słaby, bo nie jest to jedyna impreza w tym czasie (mam na myśli szeroko pojmowaną zimę) – uliczna, z atestem, z oprawą profesjonalnego biegu. W samej tylko Warszawie praktycznie co weekend, w soboty i w niedziele można biegać na bardziej lub mniej domierzonych trasach. Dzień przed biegiem odbywa się bardzo atrakcyjny triathlon zimowy organizowany przez WOSiR, są biegi noworoczne, Falenica, Parkrun, biegi w okolicznych miejscowościach, o całej Polsce nawet nie wspomnę. A jednak – w trzecią niedzielę stycznia na Bielany ciągną tłumy biegaczy. I to nie tylko, choć również też, na spotkanie z dobrymi znajomymi.
Możliwe, że data ma znaczenie. Trzecia niedziela stycznia – to trzecia niedziela stycznia, łatwo zaplanować w kalendarzu z dużym wyprzedzeniem. I sprawdzić, jak działa aktualnie realizowany plan treningowy – zwłaszcza, jeżeli planujemy np. kwietniowy maraton.
Możliwe też, że znaczenie ma trasa. I to bynajmniej nie ze względu na swoje walory sportowe czy wybitną urodę, o nie! Raczej ze względu na to, ze od lat się nie zmienia, więc może stanowić jakiś punkt odniesienia i oceny własnej dyspozycji. Poza tym ma atest, a zatem życiówki się liczą. A życiówkę wbrew pozorom i licznym zakrętom – można tu zrobić. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu organizatorzy coraz więcej wagi przywiązują do stanu trasy – i ten jest zazwyczaj dobry lub bardzo dobry, ewentualnie średni – tu niestety decyduje pogoda.
Pewnie liczy się też dystans. Biegów na 15 km nie ma znowu AŻ tak dużo w kalendarzu. Zwłaszcza w centralnej Polsce. Sądzę po sobie – rzadko biegam dwa (Mińsk Mazowiecki w maju) czy więcej (już w dalszych okolicach). Biegi na piątkę, od kiedy jest parkrun – nieco spowszedniały, ale piątek z atestem też nie ma dużo, a w zimie raczej o nie trudno.
To co na pewno ma znaczenie – to cena. 25 zł w tym roku za start w jednym, a dla niektórych – w dwóch biegach – to bardzo atrakcyjna kwota. Tym bardziej, że w pakiecie startowym po raz drugi niespodzianka z dzielnicy Bielany – rok temu była czapka i chyba szalik, w tym – komino-czapka w przepięknym turkusie. Świetne posunięcie – zamiast nieśmiertelnych koszulek. Taką czapkę czy komin od razu można założyć.
Co jeszcze jest takiego na Chomiczówce?
Potwornie długa ceremonia nagradzania stu tysięcy kategorii (choć klasyfikacje się dublują z open), ciągnące się w nieskończoność losowanie nagród (które od dwóch lat o prostu omijam, ale które jednak pozwalało w pełni wykorzystać walor towarzyski imprezy). Szatnie. W tym roku wreszcie zobaczyłam na drzwiach kartkę, że dwie z szatni są damskie. I takie pozostały, nawet jakiś prysznic się znalazł, choć mocno chłodnawy. Ale i tak byłam od wrażeniem tych kartek. Okazuje się, że można.
Są wolontariusze. To zazwyczaj mocny element imprezy, w tym roku rozczulili mnie zupełnie tym, że bili brawo w szatnio – wydając nam depozyty.
I jest wreszcie, na całym zapleczu imprezy, skoro o atmosferze mowa, nieśmiertelny zapach Ben Gaya czy innej maści rozgrzewającej. Bo wiadomo, jak zimno, to trzeba się rozgrzać. Maścią. Może ten menthol tak przyciąga…?