Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Eliud Kipchoge mistrzem olimpijskim w maratonie. Henryk Szost zszedł z trasy
Po wspaniałej walce w deszczowym Rio mistrzem olimpijskim w maratonie został główny faworyt, Kenijczyk Eliud Kipchoge. Polacy wypadli słabo.
Warunki do biegania maratonu były w niedzielę w Rio de Janeiro kiepskie. Temperatura na starcie wynosiła 20 stopni i stopniowo rosła, osiągając 24 stopnie na mecie. Padał deszcz i wilgotność sięgała momentami 100%. Do tego wszechobecne kałuże były niebezpieczne na śliskim asfalcie. Na samej mecie zdarzyło się kilka upadków.
Rywalizacja rozegrała się podobnie jak w biegu pań. Tempo było umiarkowane i wzrosło dopiero na ostatnich 10 kilometrach. Półmaraton został pokonany po drodze w 1:05:55. W czołówce z początku biegło nawet 70 zawodników, ale grupka stopniowo topniała. Nie było jednego wyraźnego lidera, ale w czubie cały czas trzymał się m.in. Kenijczyk Eliud Kipchoge oraz Amerykanin Galen Rupp. Po 30 kilometrach grupa stopniała do 8 osób i wtedy szarpnął Etiopczyk Lemi Berhanu, znany m.in. ze zwycięstwa w Orlen Maratonie dwa lata temu. Przyspieszenie okazało się zabójcze dla większości biegaczy, w tym dla… samego Berhanu, który najpierw machał do innych, żeby pomogli mu nadawać tempo, a dwa kilometry dalej odpadł z czołówki. Na 35. kilometrze sytuacja była dość jasna. Podobnie jak wśród kobiet, zostało trzech kandydatów do medalu, reszta zawodników biegła ze sporą stratą. Byli to: Kipchoge, Galen Rupp oraz Etiopczyk Feyisa Lilesa.
Nie trzeba było długo zastanawiać się, kto zdobędzie jaki medal, bo szybko Eliud Kipchoge postanowił rozstrzygnąć rywalizację. Przyspieszył bardzo mocno i biegł równym, dynamicznym krokiem, jak na bieżni, gdzie przed laty zdobył tytuł mistrza świata na 5000 metrów. Przez chwilę trzymał się go Lilesa, ale zaraz odpadł. Galen Rupp został 50 metrów z tyłu i w takiej kolejności zawodnicy dotarli do mety. Druga połowa biegu była znacznie szybsza. Kipchoge osiągnął czas 2:08:44, Lilesa 2:09:54, a Rupp w trudnych warunkach, w dopiero drugim maratonie w życiu i tydzień po piątym miejscu w finale 10 000 metrów, poprawił o ponad minutę życiówkę czasem 2:10:05. Przez chwilę wydawało się, że na ostatnim kilometrze Amerykanin podgoni jeszcze Etiopczyka, ale Lilesa kontrolował sytuację, a Rupp był kompletnie wyczerpany.
Na finiszu – bez niespodzianek
Zwycięstwo Kipchoge nie było zaskoczeniem. Już kilka miesięcy temu pisałem o nim jako o najlepszym maratończyku świata i kandydacie do rekordu świata. Także Etiopczyk Feyisa Lilesa jest znaną postacią w światowym maratonie – to m.in. brązowy medalista mistrzostw świata sprzed czterech lat. Galen Rupp dla wielu może być niespodzianką, ale na pewno nie dla jego trenera. Alberto Salazar od lat przygotowywał Amerykanina pod kątem biegania maratonu i uważał, że w olimpijskiej rywalizacji, gdzie nie ma „zająców”, a biegi rozgrywane są zwykle długim finiszem, Rupp ma szanse nawet na zwycięstwo. Zgodnie z przewidywaniami potoczyły się też losy kontrowersyjnych reprezentantów Etiopii i Kenii. Etiopia wyznaczyła do składu mało doświadczonego Tesfaye Aberę zamiast rekordzisty świata na 5000 i 10 000 metrów, Kenenisy Bekele, a Kenia – posła Wesleya Korira zamiast rekordzisty świata w maratonie Dennisa Kimetto. Obaj zeszli z trasy.
Polacy na Igrzyskach w maratonie
Bardzo słabo wypadli Polacy, kolejny raz udowadniając Polskiemu Związkowi Lekkiej Atletyki, że szkolenie maratończyków chyba nie ma sensu. Rekordzista Polski, Henryk Szost, zszedł z trasy, a wicemistrz Europy, Yared Shegumo, prawdopodobnie nie zaleczył kontuzji, bo pobiegł wolniej niż tydzień wcześniej, w większym upale, Iwona Lewandowska w biegu kobiet. Z czasem 2:31:54 zajął 128. miejsce. Najlepszym z Polaków okazał się tegoroczny zwycięzca Orlen Maratonu, Artur Kozłowski, który zajął 39. miejsce z czasem 2:17:34. Każdy z Polaków stosował inną taktykę. Artur od początku biegł swoim równym, spokojnym tempem, podczas gdy Henryk Szost do 23. kilometra trzymał się z czołówką. Yared Shegumo od początku zostawał mocno z tyłu i nawet nie nawiązał walki.