Ludzie > Zdrowie i motywacja > Psychologia biegania > Zdrowie i motywacja
Gdy trasa wygrywa… O schodzeniu z trasy mówi Weronika Zielińska
Fot. istockphoto.com
Czy zakończyłeś kiedyś bieg, nie przekraczając linii mety? Czy postanowiłeś zejść z trasy? Jak się z tym czułeś od razu po? A jak po upływie kilku dni, tygodni? Jaki miało to wpływ na przyszłe starty? O swoim „odpuszczaniu” opowiada Weronika Zielińska.
Weronika Zielińska
Trener II klasy i instruktor kulturystyki. Była lekkoatletka specjalizująca się w biegach na 400 m. Mistrzyni Polski seniorek w biegu na 400 m przez płotki z 2007 roku. Trener w klubie biegowo-triathlonowym 12tri.pl.
Fot. Michał Puchalski / MEDIASPORT
Czym dla Ciebie jest odpuszczenie?
– Dla mnie odpuszczenie to przerwanie wysiłku fizycznego, niepodejmowanie zaplanowanego wysiłku fizycznego, zmniejszenie kilometrażu lub tempa.
Jeśli chodzi o biegaczy amatorów, to użyłabym stwierdzenia, że jest to „umiejętność” przerwania lub niepodejmowania wysiłku fizycznego albo celowe zmniejszenie objętości czy intensywności treningu. Powodem może być kontuzja, przemęczenie, choroba, przetrenowanie, złe odżywianie, zmęczenie psychiczne, ale może być to również efekt braku umiejętności radzenia sobie z kryzysem, który pojawia się podczas długotrwałego wysiłku lub realizacji planu treningowego.
Cała zabawa polega na odróżnieniu przemęczenia, przetrenowania czy choroby od kryzysu lub strachu przed zmęczeniem. Biegacz musi nauczyć się rozróżniać sygnały, które wysyła mu organizm. Ja dość dobrze znam siebie, swój organizm i charakter, i staram się uważnie wsłuchiwać w sygnały, które dostaję.
Jakie sytuacje wyzwalają myśl o odpuszczeniu?
– Najczęściej jest to narastające zmęczenie podczas treningu lub zawodów, monotonia biegu, pojawiający się ból.
Co wtedy dzieje się w głowie?
– Większości osób trening kojarzy się z zadowoleniem, dumą z siebie, stąd niewykonanie treningu oznacza niezadowolenie z siebie, poczucie „nie jestem dość dobry”. Dodatkowo sporo osób boi się, że gdy odpuści trening, to ich forma sportowa znacznie się pogorszy, nie osiągną wymarzonego rezultatu, przytyją kilka kilogramów itp. Ten strach nie musi być oczywisty, najczęściej siedzi gdzieś schowany w podświadomości. Dlatego niektórym tak trudno odpuścić, nawet pomimo kontuzji czy przemęczenia. U mnie, ale myślę, że również u innych osób, toczy się wtedy mała walka w głowie, przepychanka na argumenty. Co zyskam? Albo: czy rzeczywiście coś stracę, jeśli odpuszczę?
Jak sobie z tym radzisz?
– Jeśli pojawia się myśl, by zrezygnować lub nie iść na trening, motywuję siebie, mówię sobie „dasz radę”, „co to dla ciebie”. Przypominam sobie, jaki cel chcę osiągnąć. W trakcie startu wyobrażam sobie swój wymarzony wynik. Jeśli dopada mnie kryzys, a dopada zawsze, to powtarzam sobie: „Im szybciej będziesz biegła, tym szybciej będziesz na mecie i będziesz odpoczywać”. Zazwyczaj delikatnie przyspieszam, po czym wracam do starego tempa. Zawsze działa! Nie lubię się męczyć, więc robię wszystko, aby być jak najszybciej na mecie.
Jeśli jednak zdarzy mi się odpuścić trening, to na początku denerwuję się na siebie. „Ty cieniasie” – myślę sobie, „ale jesteś słaba” lub „jakie ty zamierzasz osiągnąć wyniki na zawodach?”. To najczęściej chodzi mi po głowie. Moja siła tkwi w tym, że nie trwa to długo. Zamiast oceniać siebie, próbuję znaleźć przyczynę. Może za mało spałam, źle zjadłam, postawiłam za wysoko poprzeczkę albo jestem psychicznie zmęczona. Nigdy nie oszukuję w rozmowie ze sobą. Potem notuję spostrzeżenia w dzienniczku i planując kolejne sesje, biorę to pod uwagę.
- Co takiego się dzieje, że postanawiamy zejść z trasy?
- Kiedy podejmujemy taką decyzję?
- W jaki sposób może ona wpływać na rozwój kariery?
- Jak wzmacniać siebie?
Kiedy ostatecznie odpuszczasz? Co przesądza o tym, że kończysz?
– Mocny ból albo przekonanie, że wysiłek jest ponad moje siły. Muszę mieć pewność, że to nie jest kryzys, czyli strach przed zmęczeniem. Pamiętam, że żaden plan nie jest nieomylny i czasem mniej znaczy lepiej. Znam wiele przykładów osób, które umiały odpuszczać i osiągały wspaniałe rezultaty. Wychodzę z założenia, że nawet skrajne zmęczenie podczas treningu ma mi przynosić przyjemność. Jeśli sprawia, że mój nastrój znacznie się pogarsza i nie czuję satysfakcji z pokonywania siebie i swoich słabości, to znaczy, że mam dość i trening należy zakończyć.
Podam kilka przykładów. Mój znajomy zawsze trenował tylko z trenerem. Trener nie kontrolował przerw podczas treningów tempowych lub dystansu podczas wybiegania. Znajomy, jeśli czuł, że to konieczne, wydłużał odpoczynek lub skracał czas biegu. Osiągał wspaniałe rezultaty. Niestety raz pojechał na obóz z dziewczyną, która skutecznie uniemożliwiła mu oszukiwanie, a trener nie chciał słuchać, że on ma dość. Wrócił z wyjazdu przetrenowany, z kontuzją i cały sezon miał stracony.
Inny przykład, tym razem mój. Miałam całkiem fajne dwa sezony. Jeden jako juniorka młodsza. Z powodu bólu kręgosłupa wykonywałam połowę tego, co moja grupa treningowa. Trening siłowy ze sztangą okrojony do bezpiecznego minimum, treningi biegowe znacznie lżejsze od rywalek. Mimo wszystko wywalczyłam srebro na mistrzostwach Polski. Ważniejsze jest jednak to, że trenowałam i poprawiałam się jeszcze przez kilka lat, podczas gdy spora część z moich koleżanek szybko się wykruszyła przez brak postępów, kontuzje lub przetrenowanie.
Raz zeszłam z trasy biegu na 10 km. Był to kolejny start z rzędu. Miałam szanse na podium, więc byłam mocno zmotywowana do biegu. Po 3 km nogi, oddech i wszystko inne było w porządku, jednak byłam tak psychicznie zmęczona, że postanowiłam zejść z trasy. Zdałam sobie sprawę, że za często startowałam i miałam już dość takich wysokich obrotów. Na początku był żal, bo nagroda przeszła mi koło nosa, i poczucie porażki. Potem się ucieszyłam, bo miałam niezmęczone nogi, więc na wieczorną imprezę mogłam spokojnie założyć szpilki. Najważniejsze jest jednak to, że nigdy później nie zeszłam już z trasy biegu. Odróżniłam lenia od przemęczenia.
Legionowska Dycha – triumf Weroniki Zielińskiej. Fot. Gregory Fotografik
Jakie są konsekwencje zejścia z trasy, te krótko- i te długoterminowe?
– Tu jest haczyk. Ja odróżniam chochlika, który siedzi w mojej głowie i podpowiada „nie męcz się”, „obejrzyj telewizję zamiast biegać” od przemęczenia. Dlatego wychodzi mi to na zdrowie. Mimo że biegam od 15 lat (12 zawodowo, 3 amatorsko), jestem w miarę zdrowa (w miarę, bo jak każdy miewam kontuzje, boli mnie kręgosłup itp.) i nadal cieszę się bieganiem. Wciąż się poprawiam, mam ochotę wyznaczać sobie nowe cele. Moja motywacja jest na wysokim poziomie. Wierzę też, że starczy mi sił, aby biegać do starości.
Oczywiście zawsze się znajdzie ktoś, kto powie, że może mogłabym biegać szybciej, gdybym trenowała mocniej. To takie „gdybanie”, które dla mnie nie ma większego sensu. Amatorzy nie mają takiego zaplecza do regeneracji jak zawodowcy, pracują, sami muszą zrobić zakupy, gotować, nie mają czasu na drzemki w ciągu dnia, mają rodziny, dzieci – masę obowiązków. Nie ma szans, aby trenować jak zawodowiec. Znam swoje ograniczenia, nie robię nic na siłę i dzięki temu idę do przodu.
Natomiast czym innym jest odpuszczanie, kiedy dopada nas kryzys lub strach przed zmęczeniem. Odpuszczanie jest wtedy niebezpieczne. Przykład? Moja koleżanka specjalizowała się w biegu na 800 m. Podczas wyścigu na 1500 m zeszła po 700 m. Nie wygrała z kryzysem, choć nie był to wysiłek ponad jej siły. To spowodowało, że podczas kolejnych startów na tym dystansie schodziła zawsze w tym samym miejscu. Musiała stoczyć ze sobą potężną walkę, aby później w ogóle ukończyć rywalizację.
Gdybyś miała dać jedną radę naszym czytelnikom, byłoby to…
– Dobry plan treningowy jest przede wszystkim elastyczny, jest w nim miejsce na zmiany, dostosowuje się do ciebie, a nie wymaga, aby dostosować się do niego. Dużo lepiej dla naszych wyników i zdrowia jest przebiec kilka kilometrów za mało niż jeden kilometr za dużo.
Rozmawiał Remigiusz Kinas. Wywiad jest kontynuacją większego materiału pt. „Gdy trasa wygrywa” z numeru Biegania czerwiec 2015.