Czytelnia > Czytelnia > Reportaże > Slider
Jak wygląda praca komentatora sportowego?
Po niedzielnym maratonie w Nowym Jorku dzielę się z czytelnikami kulisami pracy komentatora sportowego – jak wygląda telewizyjny maraton od środka?
W niedzielę miałem okazję komentować dla stacji Eurosport największy maraton świata – Nowy Jork. I chociaż w roli sprawozdawcy sportowego pojawiam się w różnych miejscach od wielu lat, jest to tylko moje dorywcze zajęcie, podejmowane od czasu do czasu. Dlatego mogę spojrzeć na nie świeżym okiem człowieka z zewnątrz i pokazać wam, jak tam jest.
To, co może zaskoczyć komentatora, to bardzo duża samodzielność i związane z tym obowiązki. Pamiętajmy, że prywatna telewizja, taka jak Eurosport, nie finansuje się z dotacji państwowych. Działalność musi się bilansować i przynosić zysk, a już samo wykupienie praw telewizyjnych jest dużym wydatkiem, nie wspominając o technicznych aspektach działalności. W związku z tym na komentatora nikt nie czeka z czerwonym dywanem. Sprawozdawców sportowych różnych dyscyplin jest tam wielu. Każdy pracownik ma swoje obowiązki, jest zaganiany, dlatego przychodzący na miejsce świeżak, jeśli nie opiekuje się nim bardziej doświadczony kolega komentator, może czuć się zagubiony. Wszelkie materiały przygotowuje się samodzielnie, o wszystkie aspekty techniczne trzeba dopytać człowieka, którego uda się złapać – najlepiej realizatora danej transmisji, który kontroluje ją z innego pokoju.
Większość maratonów odbywa się w bardzo niewygodnej porze – w niedzielę rano. To czas, kiedy warszawska redakcja Eurosport jest jak wymarła, a jeśli nie ma się własnej przepustki, wyzwaniem jest już samo dotarcie do budynku. Twierdzy strzeże płot oraz liczne drzwi magnetyczne, przed którymi można stać i płakać cały dzień, jeśli nikt w redakcji akurat nie usłyszy (lub nie chce słyszeć) domofonu.

Na miejscu okazuje się, że znajomość danej dyscypliny to tylko jedna z wielu umiejętności potrzebnych komentatorowi. Kto wie, czy nie pomniejsza! Człowieka, który zasiada przed monitorem, atakuje mnogość bodźców i najważniejsze jest ich opanowanie oraz kontrolowanie. Na ekranie widać bieg, obok stoi komputer, w którym sprawdza się wyniki i potencjalne ciekawostki. Na stole leżą własne notatki, woda do przepłukania gardła… ale to nie wszystko. W słuchawkach regularnie słyszy się komunikaty techniczne operatora transmisji – w Eurosporcie jest to przede wszystkim operator międzynarodowy, mówiący po angielsku. Widzowie go nie słyszą, komentatorzy – owszem. Informuje o szczegółach technicznych transmisji, w tym krótkich przerywnikach oraz przerwach reklamowych. Dla przykładu – operator zgłasza się trzy minuty przed reklamą i informuje, że będzie przerwa. Potem ponawia komunikat minutę przed, czasami 30 sekund przed, a dziesięć sekund przed początkiem reklamy zaczyna głośno odliczać w dół. Komentator w tym czasie powinien bez przerwy mówić po polsku, jednocześnie patrząc w ekran, komputer oraz słuchając komunikatów po angielsku w słuchawkach.
To jednak nie koniec bodźców. Odezwać w słuchawkach może się także operator polski, siedzący w studiu kilkadziesiąt metrów dalej. Jeśli transmisję prowadzimy z partnerem, należy słuchać także jego, żeby nie dublować wątków i w odpowiednim momencie włączać się do wypowiedzi. W słuchawkach leci także ciągła transmisja angielska, którą można jednak wyciszyć. I dodatkowo często przebijają się odgłosy biegu – wśród nich spiker z mety czy startu. Zdarzyło mi się prowadzić transmisję Maratonu Warszawskiego ze studia na mecie – wtedy do bodźców dołącza spiker mety oraz – w przypadku otwartego studia – różni mniej lub bardziej przypadkowi goście. W czasie jednego z Półmaratonów Warszawskich otwarte studio znajdowało się na wysokości mety, co oznaczało, że do transmisji włączali się biegacze przekraczający metę, wykrzykujący pozdrowienia, życzenia czy też groźby.

Mówiąc inaczej – komentowanie wydarzenia sportowego oznacza przede wszystkim zdolność płynnego mówienia w warunkach bodźców płynących ze wszystkich stron. Nie można tych bodźców ignorować – należy ich słuchać drugim uchem, często po angielsku, mówiąc jednocześnie o czymś zupełnie innym po polsku. To, że komentatorom zdarza się zamilknąć, urwać w pół zdania, stracić wątek, wynika najczęściej z zaskoczenia jakims niespodziewanym komunikatem nadanym w słuchawkach. Prawdziwi rutyniarze mówią bez przerwy do widzów, obserwując wydarzenia na ekranie i komentując je, jednocześnie słuchając operatora w słuchawkach oraz – wyłączając na chwilę dźwięk specjalnych przyciskiem – wymieniając uwagi offline z partnerem obok. I, oczywiście, nie tracąc żadnego z wątków. Osoba zupełnie początkująca w takich warunkach kompletnie baranieje, zapomina o wszystkim, czego się w życiu nauczyła i co słyszała, jest w stanie wyduszać z gardła jedynie pojedyncze banały. Poza wszystkimi szczegółami technicznymi pamiętajmy o zwykłej tremie, która potrafi sparaliżować, jeśli dopuści się do świadomości informację, że transmisji słucha kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy ludzi. Wiem o tym, bo tak właśnie brzmiałem podczas pierwszego występu w Eurosporcie, kilkanaście lat temu.
Czy w tych warunkach ma się możliwości sprawdzenia dodatkowych informacji w komputerze? Przy pracy z partnerem tak, ale należy być bardzo szybkim i – oczywiście – jednocześnie czytać informacje w internecie, słuchać mówiącego partnera, nasłuchiwać potencjalnego zgłoszenia operatora w słuchawkach oraz oglądać bieg. W przypadku maratonu w Nowym Jorku, gdy byłem samodzielnym komentatorem, w praktyce nie ma możliwości sprawdzenia czegokolwiek. Znalezienie i przeczytanie informacji w internecie trwa kilkadziesiąt sekund, a to zbyt długa przerwa w transmisji. Jeśli nie ma się czegoś w głowie, ewentualnie w notatkach przed sobą, przepadło!
Prawdziwym skarbem transmisji jest partner taki jak znany kibicom biegowym z Eurosportu Janusz Rozum. Statystyk i sędzia biegowy z ogromnym doświadczeniem, mający w głowie setki tysięcy wyników, statystyk, faktów oraz rekordów lekkoatletycznych z ostatnich kilkudziesięciu lat. Inny będzie się zastanawiał, który z licznych panów o nazwisku Kosgei biegnie na ekranie, ale nie Janusz Rozum. Pamiętajmy, że transmisje biegowe są relatywnie trudne. W biegu startuje kilkudziesięciu biegaczy i kilkadziesiąt biegaczek elity, mających szanse na wygraną. Co bieg są to nowe nazwiska, nowe twarze, czesto egzotyczne nawet dla fachowców. Krajobraz się zmienia, warto wiedzieć, gdzie biegacze znajdują się w danym momencie, międzyczasy trzeba przeliczać na bieżąco, a jednocześnie słuchać wszystkiego dookoła. Zdarza się, że trzeba ignorować fałszywe dane, np nieprawidłowe międzyczasy, pomylone nazwiska, dystans pozostały do przebiegnięcia. W dynamicznym środowisku transmisji maratońskiej tego typu błędy zewnętrzne zdarzają sie regularnie. Podobnie jak biegnący na czele zawodnicy, których wcześniej nie było na dostarczonej mediom liście startowej.
Oczywiście istnieją i się momenty łatwiejsze, ale chyba w żadnych sporcie nie zdarzają się sytuacje, gdy na prowadzenie wychodzi ktoś o kim nie ma żadnej informacji, nikt nie kojarzy jego twarzy, nazwiska, osiągnięć. A niemal taka sytuacja miała w tym roku miejsce w Nowym Jorku. Bieg w trudnych warunkach wygrała praktycznie nieznana wcześniej Kenijka, Sharon Lokedi, której jedynym znaczącym sukcesem było wygranie niszowych Akademickich Mistrzostw USA na 10 000 metrów, pięć lat wcześniej.
Poza samym komentowaniem zdarzają się momenty niespodziewane. Kilka lat temu podczas komentarza do Maratonu Warszawskiego musiałem wyskoczyć z budki i przeprowadzić zupełnie nieplanowane wywiady z VIPami startującymi w biegu. Pół biedy, gdy był to akurat Marcin Dorociński, ale o co pytać aktora czy społecznika, o którym nigdy się nie słyszało?
A jeśli ktoś czuje się zachęcony… to w tym tygodniu powtórkę/skróty Maratonu Nowojorskiego można w Eurosporcie obejrzeć jeszcze kilka razy. W czwartek o 11:00, 16:30 i 1:30, w sobotę o 3:00 w nocy, w niedzielę o 10 rano. Oprócz tego dodatkowe powtórki w kanale Eurosport 2. Do usłyszenia!