fbpx

Triathlon > TRI: Wydarzenia > Triathlon

LOTTO Triathlon Poznań – relacja uczestnika

lotto poznan triathlon 2013-zawody-1197_resize

Fot. Archiwum autora

Pierwsze informacje o największym wydarzeniu triathlonowym na polskiej mapie sportowej w roku 2013, które miało mieć miejsce w Poznaniu, pojawiły się już pod koniec października zeszłego roku. Spory medialny szum, zapowiedzi imprezy jakiej do tej pory w Polsce nie było, zaangażowane instytucje oraz osobistości sprawiły, iż od samego początku zawody te stały się numerem jeden w kalendarzach sporej części triathlonistów w Polsce.

Jakby nie było, miały to być pierwsze zawody triathlonowe zorganizowane z takim rozmachem, a przede wszystkim wsparte i zorganizowane przez duże miasto – Poznań. Miasto, które wśród sportowców amatorów uchodzi za jednego z najlepszych organizatorów masowych imprez biegowych, i nie tylko. Skuszeni perspektywą startu w tak dużym triathlonowym przedsięwzięciu postanowiliśmy się zgłosić i my. My – czyli mała grupa amatorów bawiących się od kilku lat na różnego typu zawodach biegowych, a od zeszłego także triathlonowych, pod dźwięczną nazwą Tri Dream Team.

Początkowo zaplanowaliśmy Poznań Triathlon jako start nr 1 w sezonie 2013 na dystansie 1/2 IM. Niestety, jak powszechnie wiadomo, organizatorzy tego typu imprez w Polsce nie mają tendencji to dogadywania się co do terminów, więc niedługo potem pojawiła się w kalendarzu kolejna „największa” impreza spod szyldu tri zaplanowana na tydzień później i tam przenieśliśmy nasz start nr 1 na dystansie 1/2, decydując się w Poznaniu „polecieć treningowo” 1/4.

Przez całą zimę i wiosnę, szlifując swoją formę w śnieżnych zaspach i w łoskocie trenażerów, śledziliśmy informacje z przygotowań do organizacji imprezy w Poznaniu. Przez chwilę wyglądało na to, że może być problem z wodą, która została spuszczona w celu wyczyszczenia zbiornika, ale wszystko dobrze się skończyło. Organizatorzy zgrabnie podgrzewali atmosferę przez cały sezon przygotowań, budowali napięcie informując co i rusz, – a to o nowych sponsorach, a to poprawiając trasę rowerową, czy dokładając kolejne atrakcje dla startujących. Aż się chciało pojechać i zobaczyć na własne oczy co z tego wyniknie.

W drogę!

Wyjazd zaplanowaliśmy na piątek po pracy, aby jeszcze tego dnia odebrać pakiety startowe i móc się spokojnie przygotować do startu bez niepotrzebnego pośpiechu. Po przyjeździe na miejsce bez trudu odnaleźliśmy biuro zawodów, po chwili mieliśmy pakiety, byliśmy oznakowani opaskami i mogliśmy spokojnie zająć się sobą i swoim sprzętem. W pakiecie, który każdy zawodnik otrzymał, obok technicznej koszulki, paczki paluszków, butelki izotonika, batonika i nieodzownej garści ulotek zapakowanych w ładny, funkcjonalny plecaczek znaleźliśmy także „racebook” – bardzo ładnie opracowane, miłe w odbiorze, szczegółowe kompendium wiedzy na temat poznańskiego triathlonu. Wszystkie istotne informacje zebrane w jednym miejscu wraz z poradami – co i kiedy robić przed zawodami, tuż przed startem, w trakcie zawodów, o co zadbać, itd. Pozytywnego odbioru racebooka nie zmieniały nawet drobne mankamenty: malutka, nie dostarczająca żadnych szczegółów mapka trasy rowerowej oraz, jak się później okazało, błędne informacje o zasadach poruszania się na tym etapie. Mapce biegowej również nie zaszkodziłoby oznakowanie gdzie będą się znajdowały punkty odżywcze oraz strome podbiegi, którymi straszy organizator w opisie.

Rafał Fazan. Poznań Triathlon

Zwiedzanie

Postanowiliśmy zająć się swoim sprzętem, więc korzystając z okazji zaprowadziliśmy nasze rowery do obecnego na zawodach serwisu Shimano-Polska, gdzie panowie z pełnym profesjonalizmem wyregulowali nam co potrzeba, wymienili zużyte, bądź zniszczone elementy i naprawdę dołożyli starań, aby nasze „rumaki” nas nie zawiodły w trakcie zawodów. Szczególne podziękowania dla pana Aureliusza – miło patrzeć jak ktoś „grzebie” przy rowerach z prawdziwą fachowością, a do tego robi to z przyjemnością.

W sobotę mieliśmy zaplanowaną godzinną przejażdżkę rozruchową, aby móc przy okazji ostatni raz przetestować rowery po podróży i ostatnich regulacjach. Chcieliśmy to zrobić wizytując przy okazji trasę niedzielnego wyścigu, ale przy otwartym ruchu na drodze krajowej nie starczyło nam odwagi, więc pokręciliśmy się przez godzinę dookoła Malty. Swoją drogą szkoda, że organizator nie zdecydował się przeprowadzić zorganizowanego objazdu trasy dla chętnych w przeddzień startu. Trasa niby prosta i bez niespodzianek, ale szczególnie dla nowicjuszy takie zaznajomienie się z terenem „walki” bardzo pozytywnie wpływa na samopoczucie.

Parę chwil spędziliśmy na „zwiedzaniu” Expo, jak na polskie standardy jedno z większych jakie widziałem. Jeszcze nie osiągnęliśmy poziomu imprezy rangi IM, gdzie można obejrzeć i dotknąć najnowszych „trendów” w sprzęcie i gadżetach spod znaku aero-carbon-superspeed-cosmic-dynamic, ale było wszystko, co triathlonista mieć powinien, na wypadek jakby zapomniał, a nawet znacznie więcej.  Pooglądaliśmy też dokładnie jak wygląda strefa zmian, jak są rozstawione boje. Przygotowania zmierzały ku końcowi i wszystko wyglądało na solidnie przygotowane.

Pod namową mojej startującej żony postanowiliśmy kontrolnie objechać jeszcze samochodem trasę rowerową, mimo, że wydawało się iż prościej być nie może. No i chyba dobrze uczyniliśmy. To co na otrzymanych przez zawodników materiałach wyglądało na prostą trasę niemal tam i z powrotem posiadało jeden drobny haczyk w postaci estakadowego zjazdu na drogę krajową 92, gdzie należało przejechać pod prąd małe rondko, wjechać na górę zjazdem też pod prąd i dalej kontynuować w stronę Kostrzynia pasem lewym, a po nawrocie lewą stroną prawego pasa zjechać na estakadzie również pod prąd po ostrym zakręcie i kontynuować już normalnie za rondkiem w stronę Malty. Z otrzymanych materiałów nijak nie dało się tych szczegółów wyczytać. Należy w tym miejscu przyznać, że organizatorzy zadbali o ten element i został on bardzo jasno i przejrzyście, z wykorzystaniem materiału filmowego, popełnionego niemal z narażeniem życia, pokazany i wytłumaczony na odprawie przedstartowej.

Rafał Fazan. Poznań Triathlon

Po powrocie pozostało odprowadzić rowery do strefy zmian, zgodnie z wytyczonym harmonogramem. Tutaj niestety przykra niespodzianka w postaci niemałej kolejki oczekujących. Ponad dwudziestominutowe oczekiwanie w trzydziestokilkustopniowym upale bez grama cienia nie należało do najprzyjemniejszych. Jak się okazało punktem tworzącym zator byli panowie kaligrafujący gigantycznej wielkości numery startowe na ramionach i nogach uczestników, co osiągało apogeum czasu trwania gdy do oznakowania podchodziła uczestniczka (nie muszę dodawać, że wszystkie uczestniczki były ładne i wyposażone w wytrenowane ciała, co w części tłumaczy panów z dużymi pisakami, acz nie poprawiało komfortu oczekiwania). Choć biorąc poprawkę na mizerną jakość i wielkość otrzymanych naklejek z numerami na rower, tym razem mogło mieć to uzasadnienie. Dalej procedura pozostawienia roweru przebiegała bez większych problemów: zdjęcie z rowerem do akt ochrony, znalezienie swojego miejsca w strefie (czytelność oznaczeń pozostawia pole do poprawy), tradycyjne przepychanki o to czyj rower będzie stał w którą stronę i czyja skrzynka z prawej, a czyja z lewej. Szkoda, że szczegóły tego typu nie zostają narzucone przez organizatorów, byłoby trochę mniej nerwów, ale to chyba kolejny urokliwy element tej dyscypliny.

Odprawa

Sobotni wieczór. Udajemy się całą ekipą do Term, gdzie siedząc na widowni nowoczesnego kompleksu basenowego, mamy okazję obejrzeć profesjonalnie przygotowaną, czytelną i zgrabnie poprowadzoną prezentację o tym co nas czeka następnego dnia. Z dużą ciekawością wyczekuję opowieści o trasie rowerowej.  Czytając w materiałach o ruchu prawostronnym i wyprzedzaniu „dużym łukiem po lewej stronie”, mając „oczami pamięci” obejrzaną trasę poprowadzoną na odcinku drogi 92 „w stylu angielskim” – lewostronnym, spodziewam się, że organizatorzy odpowiednio jasno wytłumaczą zasady poruszania się i wyprzedzania na tym etapie. Warto powtórzyć, że bardzo jasno i zrozumiale została pokazana część dotycząca przejazdu przez (pod) estakadę, natomiast tuż po tym pojawił się slajd z hasłem: „obowiązuje ruch prawostronny i wyprzedzanie lewą stroną”. Wyszło na to, że tylko ja byłem obejrzeć trasę, więc wyrywając się z tłumu zadałem pytanie uszczegóławiające o ten element wyścigu. Organizatorzy po krótkim zamieszaniu i naradzie ustalili, że na odcinku drogi krajowej 92 jedziemy lewą stroną przy jej krawędzi, a wyprzedzamy po stronie prawej przy osi jezdni. Szkoda, że ten istotny element uszedł ich uwadze wcześniej i nie znalazł szczególnej atencji ani w materiałach, ani w regulaminie, ani nie został przedstawiony z należytą uwagą, gdyż to jeden z istotnych czynników wpływających na bezpieczeństwo na zawodach.

Więcej niespodzianek na odprawie nie było, została przeprowadzona fachowo i zwarcie. Bez niepotrzebnego przedłużania zawodnicy mogli płynnie przejść na pasta party znajdujące się w tym samym obiekcie. Węglowodanowa wyżerka przedstartowa stała na wysokim poziomie. Oprócz makaronów było serwowane sushi(!), ciasta, ciasteczka i różne napoje. Po nieuniknionym odstaniu w kolejce każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Jeszcze wieczorny spacer nad jeziorem, ostatni rzut oka na okolice startu, ostatnie próby przepowiedzenia pogody na czas zmagań i pora udać się na spoczynek.

Niedziela jeszcze przed świtem powitała nas gromkimi grzmotami i ulewą, ale przynajmniej oznaczały one ochłodzenie tak bardzo przez wszystkich wyglądane. Rano okazało się, że niebo wciąż jest zachmurzone, ale jest sucho i chłodno (niegorąco), wręcz idealne warunki pogodowe na zawody. Po szybkim śniadaniu udajemy się do strefy zmian doglądnąć rowerów, zdjąć folie ochronne, którymi na szczęście je przykryliśmy (swoją drogą szkoda, że nie znalazły się takowe w pakietach startowych), dopompować koła, wyposażyć we wcześniej przygotowane bidony z piciem, przypiąć buty, umieścić w skrzynkach kask i buty do biegania, jeszcze numer, jeszcze okulary, ostatni rzut oka czy wszystko jest OK i powoli na start. Zostało pół godziny, więc powoli zakładamy pianki, atmosfera gęstnieje, miny coraz bardziej poważne, skupione.

Do boju!

Prowadzący zachęca do przechodzenia przez matę aktywującą chip i zmierzania na linię startu, do którego zostało kilkanaście minut, akurat, żeby się rozgrzać i obejrzeć pokaz Grupy Akrobacyjnej „Żelazny” już z wody. Jeszcze przed Grupą „Żelazny” całkiem udane akrobacje można było obejrzeć na wejściu do wody. Na stromych, pokrytych glonami betonowych płytach, każdy mógł zaliczyć gwałtowny wzrost tętna, niejeden widowiskową figurę akrobacyjną zakończoną lądowaniem w wodzie i gromkimi brawami obserwatorów, którzy mieli ten element jeszcze przed sobą. 200 m rozgrzewki i jesteśmy na linii startu czekając na „Żelaznych” i ich pokaz, czyli przelot dwóch samolotów, ciągnących smugi dymu, nad głowami startujących. Wrażenie super! Później, na filmach z imprezy wyglądało to jeszcze lepiej. Wszędzie dookoła ratownicy na deskach, skuterach, motorówkach, zadbano także o pływające pomosty na trasie, gdyby ktoś poczuł się słabiej. Można było czuć się bezpiecznie.

Jeszcze kilka minut i huk armaty daje sygnał do startu. Początkowa „pralka”, tak dobrze znany i lubiany element tej dyscypliny, myślę, że spełniła oczekiwania nawet najbardziej wybrednych. Dalej już prosto, nawet bardzo prosto. Żółte boje naprowadzające (normalnie wyznaczające tory kajakarskie na Malcie) co chyba 2 metry pozwalają wysnuć wątpliwość czy to jeszcze pływanie po wodach otwartych, w tle boi nawrotowej wysoki komin, na prawdę trudno się zgubić. Jeden nawrót, drugi i powrót do brzegu znów wzdłuż szeregu, tym razem czerwonych bojek, w tle maszty na brzegu ułatwiają dodatkowo nawigację (do dziś toczymy spory jakiego koloru były boje, bo każdy zapamiętał je inaczej). Wyjście z wody pełna profeska, szeroka, miła dla stóp rampa i pomagający wolontariusze, czego chcieć więcej. Wbieg do strefy zmian pod lekką górkę, znajduję swój rower, zdejmuję piankę, zakładam kask, numer, okulary i już mnie nie ma.

Zamieszanie

Przepisowo za linią wsiadam na rower i pędzę. Zaczęło padać. Dojeżdżam do estakady, zgrabnie wjeżdżam na górę po już mokrym asfalcie, wyjeżdżam na prostą i widzę przed sobą jakieś 3-4 osoby. Doganiam je kolejno i wyprzedzam. Zgodnie z moimi obawami w kwestii stronności poruszania się na tym odcinku odprawa wprowadziła wyłącznie zamieszanie. Jedni jadą lewą stroną, inni prawą, wyprzedzają też różnie. Ja postanowiłem jechać środkiem, niech wyprzedzający sobie sam wybierze, wg którego wariantu chce to robić. W czołówce problem niemal nie występuje, pojedynczy kolarze co kilkadziesiąt metrów, ale tam gdzie będzie tłum może być różnie. Doganiam ostatniego zawodnika, którego miałem w zasięgu wzroku, wyprzedzam już nie pamiętam, z której strony, przez chwilę zaświeca mi się myśl, że wyszedłem na prowadzenie, w końcu nikogo przed sobą nie widzę aż po horyzont, czyżbym aż tak wysoko wyszedł z wody? Dojeżdża do nas sędzia na motorze i gwiżdżąc przeraźliwie każe się cofnąć zawodnikowi, którego wyprzedziłem. Oho, myślę, wzięli się ostro za drafting, będzie wreszcie porządek. Chwilę później zawodnicy na przeciwnym pasie jadący z przeciwka sprowadzają na ziemię moje sny o byciu na prowadzeniu, po dojeździe do nawrotu jestem dwudziesty.. Gorsze jest to, że zobaczyłem, że Bartek jest zaraz za mną. Cisnę ile wlezie, deszcz siecze, z przeciwka jadą kolejni znajomi, a za chwilę peleton chyba 30tu kolarzy gna łykając wszystkich po drodze. Sędziów poza tym jednym na początku już na trasie nie widziałem… Czy z tym w ogóle da się coś zrobić? Posty na forum niestety potwierdziły moje obserwacje i co do praktyk jazdy w grupie i co do braku sędziów na trasie. Obawiam się, że częściowo spowodowanym takim a nie innym wyznaczeniem trasy rowerowej i jej organizacji, oni po prostu nie mieliby którędy przejechać. Szkoda zawodników takich jak moja żona Barbara, wkładających sporo serca i pracy w trening na rowerze przez całą zimę i wiosnę, co pozwala im wyprzedzić i poprawić się o kilkadziesiąt pozycji na tym etapie, ale trzymających się zasad przez co inne kilkadziesiąt osób przemyka koło nich w tempie i składzie zbliżonym do pociągów na centralnej magistrali kolejowej w drodze do Zawiercia.
Na ostatniej prostej przegania mnie Bartek, taki wstyd, cała przewaga z pływania poszła w… Wpadamy do strefy tuż po sobie, na szczęście dla mnie wciąż jeszcze nie opanował zsiadania w biegu. Wybiegając wrzeszczę do niego, żeby się tak nie grzebał na przebieganiu, a w tym samym momencie do mnie kilka osób na raz spod zasłony parasoli tu i tam, żebym natychmiast przekręcił numer. Przez chwilę myślałem, że mnie zdyskwalifikują, ale przynajmniej się dowiedziałem gdzie byli sędziowie.

Rafał Fazan. Poznań Triathlon

Woda wszędzie

Na biegu miło było zobaczyć dopingujących ludzi, mimo cały czas padającego deszczu, ofiarnych i uśmiechniętych wolontariuszy, którzy zawsze na początku starają się tak podawać napoje, żeby nie zostać ochlapanym, znajomych i synka, grupę spinningową, z którą się nawzajem trochę ponakręcaliśmy. Drugie kółko, więc jeszcze raz tych samych wolontariuszy już nie dbających o wodę chlapiącą na nich z przechwytywanych w biegu kubków, przechodniów pod parasolami bijących podnoszące na duchu brawa, znowu znajomych i synka i wreszcie finisz i tłumy wzywające do ostatniego wysiłku, wyciągnięte ręce do przybijania piątek, speaker coś tam krzyczący i meta! Lekko oszołomiony odbieram medal od kogoś ważnego (nie dość, że facet to na elegancko i trzymają nad nim parasol) – musi jestem wysoko. Przechodzę do strefy finiszu i nie wiem za co złapać najpierw. Piwo, lody, kanapki, izotoniki, woda, zostaję przy napojach i kanapkach. Za chwilę na metę wpada zziajany Bartek, trochę później żona moja Barbara (dość szybko, dobrze to rokuje), Damian, Robert, Marcin, Rafał. Cały Tri Dream Team w komplecie na mecie. Miał być upał i leżaki, a przydałaby się folia termiczna do owinięcia się na mecie. Trochę zmarznięci od stania na deszczu zmykamy na kwaterę się wykąpać i ubrać w suche ciuchy, a tak naprawdę sprawdzić wyniki. Mamy trzy razy pudło w kategoriach wiekowych i Barbarę dodatkowo na 8. miejscu w generalnej kobiet. Udała nam się wycieczka do Poznania na zawody nie ma co! Wielkie podziękowania dla naszych trenerów!

Rafał Fazan. Poznań Triathlon

Chwila odpoczynku i wracamy na metę dopingować kończących dystans długi, w międzyczasie wychodzi słońce i grzeje bez litości, mimo, że atmosfera wkoło i tak mocno rozpalona przez speakerów, publiczność i finiszujących zawodników. O piętnastej odbieramy bez większych zgrzytów rowery, pakujemy się i czekamy na dekoracje zwycięzców. Finałowy pokaz Grupy Akrobacyjnej Żelazny dodał splendoru, aż zakręciło się w głowie. W miłej atmosferze odbieramy przepiękne statuetki. Jeszcze pamiątkowe fotki i trzeba wracać. Niestety nie będzie nam dane zobaczyć koncert u ani pokazu sztucznych ogni.  Szkoda, że organizator nie zadbał o tło przy dekoracji zwycięzców równie ładne jak sama brama mety. Patrząc za kilka lat na zdjęcia z wręczania pucharów byłoby widać z jakiej to imprezy, a tak pozostaje logo RedBull pod stopami, więc z upływem czasu i postępującą sklerozą mogę „niechcący” sprzedać synowi, że to z mistrzostw świata w akrobatyce motocyklowej…
Zawody zdecydowanie udane, zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym. Miejsce idealne do tego celu, można by się pokusić o nieco bardziej atrakcyjną trasę rowerową, bezpieczniejsze wejście do wody, różne kolory czepków dla różnych dystansów, ładne i duże naklejki z numerami na rower, oznaczenie kategorii wiekowych na numerach startowych (i dziurkacz w pakiecie), rampę na i tak bardzo efektownej mecie, ale to wszystko w sumie szczegóły. Poza wpadką ze stroną jazdy i wyprzedzania na odcinku rowerowym trudno się do czegoś przeczepić, wszystko przygotowane i zorganizowane na najwyższym poziomie, widać było na każdym kroku, że stoi za tym ekipa z dużym doświadczeniem, wyobraźnią i profesjonalnym podeściem. Nie mogę już dziś powiedzieć, czy Poznań zostanie stolicą polskiego triathlonu, ale fajnie było tu być i startować i na pewno te zawody będą ważną pozycją w naszych kalendarzach startowych na przyszłe lata.
Przy okazji szczególne podziękowania dla cioci Moniki i cioci Ani, które dzielnie nas wspierały opiekując się równocześnie naszym synkiem. Gdyby nie Wy mielibyśmy najwyżej jeden pucharek…

Do zobaczenia!

Relacja: Rafał Fazan

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Po pięknej nie tylko z powodu pogody majówce czas na kolejny aktywny biegowo weekend. Gdzie odbędą się najważniejsze imprezy tego weekendu? Jakie dystanse, jaki charakter wydarzenia? Przygotowaliśmy krótki przewodnik. Dla każdego coś dobrego Powiedzmy sobie […]

Co, gdzie, kiedy? Najważniejsze imprezy biegowe drugiego weekendu maja

Czym i kim zajmuje się obesitolog i co ma to wspólnego z kardiologią? Jak leczy się chorobę otyłościową? Czy leczenie farmakologiczne szybko przynosi rezultaty? Jak dużą rolę w leczeniu odgrywa psychika? Co ludzie są w […]

A Ty jakie masz relacje z jedzeniem i… z samym sobą? Rozmowa z obesitolożką i kardiolożką Anną Ścibisz

Bieszczady to góry, które znają chyba wszyscy. To tam od ponad 20 lat odbywa się kultowy Bieg Rzeźnika, a ale to nie wszystko. Już w piątek, 10 maja, wystartuje trzecia edycja imprezy, która potrzebowała naprawdę […]

Najpierw jedziesz, a potem wracasz. Bieszczady wzywają! Trzecia edycja UltraBiesa startuje w ten weekend

Już w najbliższy weekend (11-12 maja) odbędzie się 11. PKO Białystok Półmaraton. Jak skrupulatnie obliczyli organizatorzy, dotychczasowe dziesięć edycji półmaratonu ukończyło dokładnie 19 465 biegaczy, a to oznacza, że osoba, która w niedzielę zajmie 535. […]

11. PKO Białystok Półmaraton na mecie powita 20-tysięcznego uczestnika. Ostatnia szansa, aby dołączyć

Stań się częścią spektakularnego biegu — weź udział w rywalizacji na 10 kilometrów rozgrywanej równolegle z 46. Nationale-Nederlanden Maratonem Warszawskim. Impreza startuje w niedzielę 29 września. Zapisy na Nice To Fit You Warszawską Dychę właśnie […]

Ruszyły zapisy na Nice To Fit You Warszawską Dychę! Sprawdź się na dystansie 10 km

Roztocze: wyjątkowa kraina na mapie Polski, przez wielu jeszcze nieodkryta. Pora to zmienić! Zwłaszcza że okazja ku temu zbliża się wielkimi krokami. To rozgrywane już po raz ósmy zawody Ultra Roztocze, które odbędą się w […]

Roztocze poleca się do biegania. Posmakuj go 18 maja!

Bieg SGH to coroczne wydarzenie organizowane przez Samorząd Studentów Szkoły Głównej Handlowej we współpracy z Szkołą Główną Handlową oraz Urzędem Dzielnicy Mokotów. Bieg poprowadzony ulicami Mokotowa odbędzie się 12 maja 2024 roku. To nie tylko […]

Bieg SGH! Największy Studencki Bieg Charytatywny w Polsce już 12 maja!

Pomidory, które przywędrowały do Europy z Ameryki Południowej, nie podbiły z początku serc ludzi, uważano je wręcz za trujące. Określano mianem owocu zepsutego czy zdradliwego i hodowano tylko ze względów estetycznych. Dopiero w XIX wieku odkryto ich potencjał smakowy i odżywczy. Przedstawiamy ich wartości i kilka smakowitych przepisów.

Pomidory – wartości odżywcze i przepisy dla biegaczy