Blogi > Blogi > Paulina Ożarowska
Mamo, idź na trening!
Fot. Istockphoto.com
Wstaję rano, za oknem szaruga, a temperatura raczej nie sprzyja wychodzeniu. Do tego mały w nocy urządził sobie pogaduchy trwające niemal 2 godziny, więc jestem lekko mówiąc „niedospana”. Teraz aniołek uśmiecha się swoją bezzębną jeszcze buźką wymachując nóżkami na zbliżającą się porę spacerową. A ja w głowie opracowuję plan jak podczas spaceru zrobić trening biegowy.
Bo trening musi być. Jeśli raz bym odpuściła, to i później ciężko o mobilizację. Poza tym jeśli nie zrobię go na spacerze, to wieczorem mogę zapomnieć o wychodzeniu. Taki to los matki biegaczki. A przynajmniej taki to już mój los. Gdy na początku mijam z małym sąsiadów z okolicy na ich twarzach (przynajmniej na części z nich) widziałam zdziwienie i pytanie „Po co się tak katować?”. Jeden starszy pan z uśmiechem na twarzy zapytał „Kilogramy chce się zgubić?”. Powiedziałam, że tak i pobiegłam dalej. Ale głównie, spotykam się raczej z reakcjami pozytywnymi i mobilizującymi do dalszego biegu.
Zazwyczaj mały pada chwilę po tym, jak ułożony w gondolce znajdzie się na świeżym powietrzu. To znaczy tak było do końca 3 miesiąca. W 4. miesiącu zaczął jednak baczniej przyglądać się otoczeniu, i po dłuższym pobycie zaczyna marudzić. Dlatego przed każdym biegiem psychicznie nastawiam się, że być może nie uda mi się go zrobić w całości, być może będę musiała się gdzieś zatrzymać, lub wracać spacerkiem do domu. Z tego względu na dłuższe wybiegania junior zostaje oddelegowany na spacer z ojcem, a ja cieszę się odrobiną wolności. Ale, żeby nie było tak kolorowo, mimo chwilowego „wychodnego” myślami cały czas zastanawiam się czy właśnie nie daje popisu płaczu (niestety, ale my kobiety tak mamy). Nie wybieram więc jakichś bardzo odległych tras, a raczej robię koło, z którego w krytycznym momencie mogłabym szybko wrócić do domu.
Wieczorne treningi poszły jak na razie w niepamięć, odkąd godzina przechodzenia młodego w tryb stand-by jest nieznana. Dodatkowo w okresie zimowym zmotywowanie się do wieczornego wyjścia naprawdę wymaga jeszcze większej determinacji. Zdecydowanie wolę zerwać się o poranku i pójść na szybki trening (np. po porannym karmieniu, gdy mały jeszcze dosypia). Po takim treningu naprawdę mam więcej energii do całodziennej zabawy z synkiem.
Podsumowując, nawet jak za oknem jest parszywie, temperatura nie zachęca do wychodzenia, a przede mną cięzki trening, zwlekam się z łóżka i idę – bo wiem, że jak go nie zrobię teraz, to za godzinę mogę już nie mieć możliwości. A wtedy humor ucieknie, ja będę skwaszona, a moje wyrzuty sumienia będą mi mówić „A mogłaś iść na trening …”.
Wiec idź na trening mamo, póki możesz!