Polecane > Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Monte Kazura – pięciokilometrowa walka o przetrwanie
W Warszawie istnieją pojedyncze osławione trasy do ćwiczenia podbiegów np. na Agrykoli czy w Falenicy. Cykl biegów Monte Kazura sprawia, że do grupy miejsc kultowych dołącza bez wątpienia górka Trzech Szczytów, potocznie zwana też górką Kazurówką ze względu na położenie przy ulicy Kazury na warszawskim Natolinie.
Każdy, kto zasmakował biegów górskich, wie jak ciężko jest w Warszawie o dobry trening podbiegów. Najczęściej treningi obejmujące ten element sprowadzają się do serii powtórzeń wbiegów i zbiegów po z trudem wyszukanej trasie w bliższej lub dalszej okolicy. Słowem: nic interesującego i porywającego, a jedynie monotonne, ale niezbędne ćwiczenie prowadzące do poprawy siły i wytrzymałości przed kolejnymi eskapadami na biegi górskie na południu Polski.
Relacja: Łukasz Małek
Dla mnie Monte Kazura to bieg lokalny, ponieważ mieszkam przy tej samej ulicy. Udział w nim uznałem więc za „patriotyczny” obowiązek. W końcu rzadko zdarza się profesjonalna impreza biegowa w zasięgu wzroku. Należy jednak zaznaczyć, że renoma i uznanie dla osiągnięć biegowych organizatorów przyciąga na start bardzo twardych zawodników i zawodniczki, nie tylko z najbliższej okolicy, a walka na górce jest naprawdę zacięta od pierwszego do ostatniego metra.
Pierwsza edycja cyklu „Monte Kazura” była organizowana w roku 2014 i mocno zapadła w pamięć uczestników swoim niepowtarzalnym klimatem. Od tego czasu często pytaliśmy organizatorów, kiedy odbędzie się kolejna. Dobra informacja przyszła na początku tego roku. Znowu mamy szansę na walkę o zachowanie obiadu w żołądkach, przynajmniej raz w miesiącu. Dużym atutem biegów jest fakt, że część z nich odbywa się we wtorkowe wieczory, co umożliwia udane zakończenie dnia pracy. Monte Kazura daje też niepowtarzalną okazję do kibicowania. Stojąc w jednym miejscu można na bieżąco obserwować pogłębiającą się zapaść zawodników.
Przeżyjmy to zatem. Start. Wiele z ponad 100 osób rzuca się od razu ostro do przodu w tempie ok. 4 min/km. Ci, co już wcześniej doświadczyli starcia z górką, w tym ja, zaczynają wolniej, ponieważ już po około 250 metrach zaczyna się pierwszy z całej serii podbiegów i dotarcie tam z lekką zadyszką już za pierwszym razem nie rokuje za dobrze. Następnie na pętli 1,67 km zaczyna się seria 5 ostrych, terenowych podbiegów i równie ostrych zbiegów z częstymi zakrętami i jedynie krótkimi odcinkami wypłaszczeń, niepozwalającymi na wyrównanie oddechu. Cały bieg to 3 takie pętle.
Mimo ostrzeżeń, aby nie zaczynać zbyt szybko i utrzymać wolniejsze tempo pierwszej pętli, a następnie dopiero je zwiększać, adrenalina powoduje, że jak zwykle przeceniamy swoje możliwości. Tętno szybko rośnie do maksymalnego i utrzymuje się na tym poziomie przez cały bieg, jedzenie podchodzi do gardła, a mięśnie pieką żywym ogniem. Szybko widać, jak wiele osób powoli gaśnie z każdym kolejnym podbiegiem i zaczyna jedynie walczyć o przetrwanie. Wystarczy zerknąć na zdjęcia na stronie Monte Kazura, aby uświadomić sobie, co może wydawać się teoretycznie niemożliwe, że osoby biegające po 70-100 km w tygodniu lub więcej są w stanie doprowadzić się do takiego stanu na 5 km, czyli zwyczajowym dystansie rozgrzewkowym. Ostatni z podbiegów na ostatniej pętli najczęściej wykonuje się „na ciemno”, a potem gna w dół w kierunku mety po zasłużone ciastko i kubek wody. Jak bardzo może dać w kość tak krótki bieg pokazuje też rozpiętość czasów sięgająca od 23 do 50 minut.
Pierwsza edycja, która odbyła się 12 kwietnia przebiegała w wiosennej temperaturze. Pamiętając zmagania z 2014 roku, czekamy na biegi w środku lata, gdy o 19 rozgrzane powietrze stoi nad całą górką. Wtedy walka nabiera dodatkowego wymiaru.
Monte Kazurę polecam każdemu, kto jeszcze nie był, a chce posmakować prawdziwego górskiego biegania. Tylko osoby znające biegi górskie od podszewki mogły zorganizować tak wymagającą imprezę. Gratulacje!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.