Czytelnia > Czytelnia > Książki o bieganiu
„Szybszy niż błyskawica” – biografia Usaina Bolta [RECENZJA]
Po przeczytaniu obu autobiografii Usaina Bolta jestem pewna jednego: Bolt się uwielbia. Ale mi to nie przeszkadza. Po pierwsze dlatego, że jest sympatyczny. Po drugie, cóż. Gdybym ja umiała pobiec z prędkością 44 km/h, też bym się uwielbiała. W sprzedaży są dostępne dwie biografie Usaina Bolta: „Szybszy niż błyskawica” (Bukowy Las) i „9.58” (Wydawnictwo SQN).
Obie książki zostały napisane przy współpracy dziennikarzy: Matta Allena i Shauna Custisa. Obie przeczytałam z dużą przyjemnością.
„Szybszy niż błyskawica”
Książka jest napisana soczystym, obrazowym językiem. Jest bardziej szczegółowa. Opisuje dzieciństwo na Jamajce w skromnym domu rodzinnym bez bieżącej wody i „długie” 700-metrowe wybiegania.
Pojawia się też to, co zawsze mnie intryguje, kiedy oglądam zawody lekkiej atletyki. O czym oni sobie myślą? Bolt opisuje swoje starty jak maratończycy.
Źle wystartowałem, więc do połowy musiałem się rozkręcać. Spojrzałem na trenera, był zły. Wkurzyłem się na siebie, pomyślałem o treningach i o mamie. Popatrzyłem na rywali: ten zwolnił, tamten mnie gonił. Hej, a gdzie jest Asafa Powell? Nie zobaczyłem go, więc chyba osłabł. Potem przyspieszyłem. Końcówka, to już był czysty flow, jeszcze pomachałem, uśmiechnąłem się i był finisz.
W ustach maratończyka brzmi to naturalnie, ale perspektywa trochę się zmienia, kiedy zdamy sobie sprawę, że to wszystko odbywa się w czasie mniej więcej 10 sekund.
„9.58”
Ta książka jest za to napisana prostym, konkretnym językiem. Znajdziemy w niej obszerne wypowiedzi bliskich i ważnych dla Usaina osób: ojca, pani z przedszkola czy trenera.
Dowiemy się, jak wygląda przyjaźń VJ (ksywka Usaina z dzieciństwa) z NJ, jego najlepszym kumplem z czasów szkoły oczami tego drugiego. Przyjaźnią się zresztą do dziś, a NJ jest prawą ręką Bolta. Przyjemnie ogląda się też liczne zdjęcia z miejsc i sytuacji, o których mówi sportowiec.
Wersja oficjalna
Treść obu książek w zasadzie się pokrywa. Tak, jakby Usain miał swoje stałe historyjki i oficjalną wersję życiorysu, którą czasem poszerza o drobne szczegóły. Dostajemy głównie to, co jest zgodne z wizerunkiem „marki Bolt”. Ale oprócz tego możemy poznać np. jego wersję konfliktu z Yohanem Blakiem – słynny gest uciszania publiczności i historię niefortunnego falstartu w Daegu.
Poza tym przeczytamy sporo historii z dzieciństwa: moja ulubiona dotyczy dnia sportu w gimnazjum, który organizowano zawsze, gdy Usain akurat był poza miastem albo chorował, żeby inne dzieci też mogły czasem coś wygrać. Z książek dowiemy się również co nieco o rodzinie, która miała z Boltem krzyż pański, bo dzieciak był delikatnie mówiąc nadaktywny, więc kiedy matka nie ściągała go akurat z zasłon w salonie, to na pewno ganiała go w tę i z powrotem po podwórku. Nie ma za to prawie nic o kobietach, co mnie trochę zdziwiło.
Zaskoczył mnie również spory dystans Bolta do siebie i swojej sławy. Usain ma świadomość, że kariera sprintera jest krótka, że jest marką, więc oczekuje się od niego, że zrobi show ku uciesze gawiedzi. Zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele zawdzięcza talentowi, ale pracuje ciężko, jak każdy zawodnik. A przy tym nie traci jamajskiego luziku, który prawdopodobnie doprowadza do szału trenera oraz innych ludzi z jego otoczenia. Do roboty bierze się wtedy, kiedy już naprawdę trzeba, żywi się byle czym. Dietetyk? Wolne żarty. Lubi tańczyć, zdarza mu się DJ-ować w klubach, a wieczory spędza z kumplami na graniu na konsoli lub w domino. I tak naprawdę sprawia wrażenie, że w przerwach od bycia legendą jest zwyczajnym młodym facetem.
Anna Dąbrowska, „Jamajski luzik”, Bieganie październik 2014.