Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia
Złamanie 2 godzin w maratonie – prawie się udało!

Eliud Kipchoge fot: CC BY 2.0 Flickr.com/Michiel Jelijs
6 maja 2016 Kenijczyk Eliud Kipchoge omal nie dokonał niemożliwego – w zamkniętym biegu na torze Formuły 1 w Monza zaledwie 26 sekund zabrakło, żeby złamał barierę 2 godzin w maratonie. Czas 2:00:25 nie będzie oficjalnym rekordem, ale na pewno otwiera oczy co do granicy ludzkich możliwości na tym dystansie.
To się nie miało prawa udać… ale prawie się udało! Przed biegiem fachowcy nie dawali szans trzem śmiałkom, atakującym barierę dwóch godzin w maratonie w kontrolowanych warunkach na torze Formuły 1 w Monza: mistrzowi olimpijskiemu, Kenijczykowi Eliudowi Kipchoge, rekordziście świata w półmaratonie, Erytrejczykowi Zersenayowi Tadese oraz wicemistrzowi olimpijskiemu, Etiopczykowi Lelisie Desisie. Firma sportowa Nike zbudowała sprytny projekt marketingowy, próbując przełamać barierę ludzkich możliwości, a przy okazji reklamując nowy model buta. Postanowiono wyeliminować wszystkie czynniki, które w normalnych warunkach przeszkadzają w uzyskaniu idealnego czasu. Wiatr? Start wybrano na godzinę 5:45 rano, do tego dzień był podany tylko w przybliżeniu – w razie złej pogody próbę miano przełożyć. Opór powietrza? Biegaczy osłaniała ściana pacemakerów oraz elektryczny samochód Tesli z wielkim zegarem pokazującym czas. Temperatura, górki? Wybrano najlepsze możliwe miejsce – tor wyścigowy, niemal zupełnie płaski, położony na wysokości 600 metrów nad poziomem morza, osłonięty ze wszystkich stron lasem, co zapewniało także czyste powietrze. Mimo to wydawało się, że przeskok z oficjalnego rekordu świata – 2:02:57 do złamania bariery dwóch godzin jest zbyt duży. Tymczasem… było o włos.
Już początek biegu pokazał, że próba jest na serio, że to nie tylko zabieg marketingowy. Start odbył się jeszcze w ciemnościach i jako pierwszy na trasie znalazł się samochód Tesli. Za nim biegli pacemakerzy, którym laserowym hologramem wyświetlano na asfalcie linię oznaczającą tempo na pożądany wynik. Tego w biegach jeszcze nie było! Narysowana była także linia optymalnego przebiegu trasy, żeby nie nadkładać dystansu na zakrętach. „Zające”, których biegło cały czas 6-8, ustawili się w formacji V jak dzikie gęsi w kluczu. Miało to zapewniać biegnącym w środku śmiałkom optymalne rozbijanie wiatru i tworzyć tunel powietrzny. Znaczenie miał także samochód, który miał na dachu zamontowany ogromny zegar, tworzący ścianę chroniącą przed wiatrem.
Warto przy tym dodać, że pacemakerów było co najmniej kilkunastu, jeśli nie więcej. Regularnie zmieniali się, żeby dać radę „uciągnąć” biegnących cały dystans. Normalnie jest to oczywiście zabronione i tylko ten element wystarczał, żeby wynik nie został oficjalnie uznany. Nieregulaminowy był także samochód z wielkim zegarem i podawanie napojów z roweru w biegu, bez konieczności zwalniania – chociaż warto zauważyć, że jest to praktykowane także na wielu polskich maratonach. W świetle regulaminu jest to niedozwolona pomoc z zewnątrz i np uzyskany w ten sposób rekord Polski nie mógłby zostać uznany. Dlaczego – pokazała m.in. próba w Monza. Na takich drobiazgach można wiele zyskać.
Przez pierwsze dwadzieścia kilometrów działo się niewiele. Transmisja wydarzenia technicznie była, niestety, kiepska. Można przetrwać ciągłe przerywanie reklamami, ale brak oficjalnych międzyczasów to w tego typu biegu dramat. Interesujące były zmiany kolejnych pacemakerów oraz obserwowanie, jak nieludzkie tempo podziała na trzech śmiałków. Pierwszą ofiarą był Etiopczyk Lelisa Desisa. Od początku wyglądał słabo, a przed dwudziestym kilometrem zaczął gwałtownie odstawać od grupy. Zostało z nim kilku „zająców”, ale wkrótce odpadł drugi z kandydatów do złamania dwóch godzin – Zersenay Tadese. Ekspertów to nie zaskoczyło, bo od początku było pewne, że w tym wyścigu liczy się tylko Kenijczyk Eliud Kipchoge. Dwaj pozostali wyglądali jak doczepieni dla towarzystwa, szczyt formy mają już raczej za sobą, a Tadese do tej pory nawet nie złamał w maratonie bariery 2:10. Natomiast Kipchoge to inna liga. Zeszłoroczny zwycięzca z Londynu, gdzie na dość trudnej trasie uzyskał fenomenalny wynik 2:03:05. Do tego mistrz olimpijski, który w maratonie przegrał tylko raz w życiu – uzyskując wtedy świetny czas 2:04:05. Już dwa lata temu pisaliśmy, że to obecnie najlepszy maratończyk świata. Jeśli ktoś miał być zdolny do uzyskania w maratonie wyniku 1:59, to tylko on.
Kandydat niemal doskonały
Trzeba przyznać, że Kipchoge wyglądał w biegu fenomenalnie. Nienaganna technika nie ulegała zmianie niemal do samego końca. Długie, szczupłe nogi pracowały w jednostajnym rytmie 189 kroków na minutę, wyraz twarzy pozostawał wciąż ten sam, ręce pracowały luźno. Z boku wyglądało to, jakby Kenijczyk w ogóle nie oddychał. Kiedy na 30. kilometrze oficjalne międzyczasy pokazały, że prognozowany czas na mecie wynosi 2:00:01, a średnie tempo to 2:50/km, nagle okazało się, że wszystkie zastrzeżenia co do biegu zostają odsunięte na bok. Mimo wszelkich niezgodności z regulaminem stało się realne, że pierwszy człowiek w historii pokona maraton w mniej niż 2 godziny i w tym momencie zwyciężały emocje. Czuło się, że dzieje się coś pionierskiego, jak lądowanie człowieka na Księżycu.
ZOBACZ TEŻ: PLAN TRENINGOWY DO MARATONU
Po 35 kilometrach nadal było blisko, ale wtedy coś zaczęło się psuć. Kipchoge nie zwolnił dramatycznie, nie zmienił wyrazu twarzy, ale sekundy zaczęły uciekać. W okolicach 38. kilometra zaczął mieć problemy z utrzymaniem „zająców”, którzy zwalniali, odwracali się i zachęcali go do ostatniego wysiłku. Samochód, który pokazywał tempo, zaczął się oddalać. Po 40 kilometrach na twarzy Kenijczyka pojawił się pierwszy grymas bólu. Na końcu finiszował mocno, ale na metę wpadł z opóźnieniem, w czasie 2:00:25. Do pokonania granicy marzeń zabrakło bardzo niewiele.
Ten bieg z pewnością przejdzie do historii i otwiera oczy co do tego, gdzie leży granica ludzkich możliwości. Eliud Kipchoge to biegacz wybitny, ale oficjalnie ma 32 lata lata, nieoficjalnie – możliwe, że więcej. W czasach, kiedy jako formalny 18-latek zaczynał wielką karierę, zdobywając tytuł mistrza świata na dystansie 5000 metrów, liczenie wieku przez kenijską federację nie było zbyt skrupulatne. Jego twarz wygląda jak oblicze człowieka znacznie starszego. Wydaje się możliwe, że ktoś młodszy, w szczycie formy, mógłby pobiec szybciej. Bieg niesie też jednak niebezpieczeństwa. Czy mamy teraz oglądać nie wielkie maratony, z uczciwą, równą rywalizacją dla wszystkich, ale zamknięte próby, gdzie pod opieką wielkich koncernów rywalizować będą tylko wybrańcy? Złamanie dwóch godzin to wielki wyczyn, ale jeśli łamiemy reguły dotyczące pacemakerów czy osłony przed wiatrem, można pójść dalej. Można puścić biegaczy z górki, można ustawić im za plecami samochód z wielką dmuchawą, który będzie popychał ich naprzód. Złamanie w takich warunkach dwóch godzin byłoby dziecinnie łatwe nawet teraz, ale ile warte?
Buty godne mistrza
Pozostaje jeszcze kwestia butów. Nike reklamuje swój nowy model jako rewolucyjny i wygląda na to, że będzie go sprzedawać w cenie 1000 zł za parę, może nawet więcej. Czy karbonowe płytki w podeszwie coś jednak zmieniają? Jak pokazuje przykład Lelisy Desisy, który dobiegł do mety w czasie 2:14:10, buty to sprawa drugorzędna, podstawą jest wybitny biegacz. Eliud Kipchoge na niełatwej trasie w Londynie pobiegł 2:03:05 i po jego starcie w Monza wydaje się prawdopodobne, że na płaskiej jak stół trasie w Berlinie mógłby uzyskać czas o minutę, a może dwie lepszy. Wyścig był z pewnością historyczny, Nike sprytnie reklamuje przy tym swoje produkty, ale w gruncie rzeczy trudno mówić o rewolucji sprzętowej. Bieg na torze wyścigowym pokazuje tylko, jak trudne są wielkie maratony i jak wiele biegacze tracą w stosunku do idealnych warunków. To także wskazówka dla nas, maluczkich – ile więcej wart byłby czas, uzyskany na pofałdowanej trasie w Warszawie czy Poznaniu, w cieple, wietrze, gdyby przeprowadzić taką próbę w kontrolowanych warunkach? Może nagle okazałoby się, że każdy z nas bije życiówkę o 5 czy 10 minut?
Interesujące jest spojrzenie na karierę Eliuda Kipchoge w opozycji do aktualnych trendów. Kenijczyk przeszedł długą, tradycyjną drogę – najpierw starty na krótkich dystansach na bieżni, stopniowe wydłużanie się, dopiero potem maraton. Podobnie wygląda kariera jego wieloletniego rywala, rekordzisty świata na 5000 i 10 000 metrów, Etiopczyka Kenenisy Bekele. Może jednak praktykowane obecnie szybkie bieganie maratonu przez 18-laktów nie jest zbyt sensowne? Większość z nich, która debiutowała na poziomie 2:04, 2:05 w Dubaju, nie jest w stanie poprawić swoich wyników. Może do prawdziwej wielkości trzeba długiej, tradycyjnej drogi?
ZOBACZ TEŻ: JAK ZŁAMAĆ 3 GODZINY W MARATONIE?
Pozostają jeszcze kwestie poboczne – co z badaniem antydopingowym? Nie podano, czy je przeprowadzono po i przed biegiem. Co z kontrolą dystansu? Na torze nie było krawężników i można sobie wyobrazić, że biegacze mogli gdzieś nieco skrócić trasę. Tego typu kwestie można podnosić jedna za drugą. Jedno jest jednak pewne: Eliud Kipchoge wielkim biegaczem jest. A Nike wybrało fantastyczny sposób na reklamę. Można mieć pretensję, że to jeden wielki chwyt marketingowy, że buty drogie, ale z drugiej strony – takie reklamy aż chce się oglądać. Interesujące, mocne wydarzenie, które niesie z sobą pewne zagrożenia, ale równocześnie jest w lekkiej atletyce powiewem świeżości.
[yop_poll id=”55″]