fbpx
Janusz Kusociński

Czytelnia > Ludzie

Janusz Kusociński, czyli jak nie kapitulować

Janusz Kusociński

Janusz Kusociński. Autor nieznany

W butach miał pełno krwi, ale dobiegł do mety. Rozsypało mu się lewe kolano, ale wrócił do treningów. Katowany przez gestapo, nie wydał nikogo. Twardziel.

Nie boję się wielkich słów. Janusz Kusociński to legenda polskich biegów. Był drugim złotym medalistą olimpijskim w dziejach naszego sportu – wygrał 10 000 m w Los Angeles w 1932 roku. Mógł zawalczyć jeszcze o medal na 5000 m, ale pierwszy start zmasakrował mu stopy. – Miałem 10 lat, kiedy zdobył złoto w Los Angeles – wspomina Roman Szreniawa z Warszawy. – Wawrzyn mu na głowę założyli. Potem już stale na niego liczyliśmy.

W dwudziestoleciu międzywojennym igrzyska olimpijskie to był dla lekkoatletów zdecydowanie najważniejszy test. Mistrzostw świata nie organizowano, pierwsze mistrzostwa Europy rozegrano dopiero w 1934 r. „Na co dzień” lekkoatletyka stała międzynarodowymi meczami.

Kusociński 25 razy bił rekord kraju na średnich i długich dystansach, ustanowił dwa rekordy świata (na 3000 m i 4 mile), był wielokrotnym mistrzem Polski na dystansach od 800 do 10 000 m, wygrywał też przełaje. Ukrócił dominację Finów w biegach długich, choć nie dane mu było wygrać w bezpośredniej walce z ich sławą Paavo Nurmim. Jego rywalem na krajowym podwórku był Stanisław Petkiewicz.

Polski sport dopiero raczkował, tak jak i całe polskie państwo. Brakowało stadionów, trenerów, systemu szkoleniowego. Zawodnicy, trochę jak króliki doświadczalne, testowali na sobie różne środki treningowe, często trzymając wszystko w tajemnicy przed kolegami. Odnowy biologicznej w dzisiejszym rozumieniu praktycznie nie było. Biegacz miał biegać, biegać, biegać. I to miało wystarczyć. Karierę Kusocińskiego przerywały poważne kontuzje, ale on uparcie wracał do sportu. Aż do wybuchu II wojny światowej. Niemcy zamordowali go w Palmirach pod Warszawą w 1940 roku. Żył zaledwie 33 lata. Dziś w każdym dużym mieście jest ulica Janusza Kusocińskiego, są pomniki, rzeźby, kilkadziesiąt szkół w Polsce nosi jego imię. Nakręcono o nim film, napisano dziesiątki wierszy i pieśni. Od 60 lat rozgrywane są zawody lekkoatletyczne Memoriał Kusocińskiego. Czy Usain Bolt doczeka się kiedykolwiek tylu oznak uznania?

Nos na prawo

Wychował się w Ołtarzewie pod Warszawą, rodzice prowadzili gospodarstwo rolne i wyobrażali sobie, że syn przejmie po nich rolniczy interes. Małego Januszka wszędzie było pełno, a to pogryzł go pies, a to pokopał koń. Rogata dusza. Wyrósł na niezbyt urodziwego mężczyznę – taka jest prawda. Tylko 165 cm i krzywy nos. Co ciekawe, ten krzywy nos chłopiec „załatwił sobie” sam. Tak jak inne wiejskie dzieci, miał zwyczaj wycierania nosa rękawem. Robił to zawsze prawą ręką, zawsze od lewej do prawej. Pewnego dnia mama Januszka zauważyła, że nos syna wykrzywił się w prawą stronę, miała nadzieję, że da się to jeszcze naprawić. Ale było za późno – delikatna chrząstka zdążyła już stwardnieć.

Jest rok 1925, Janusz ma 18 lat. Chłopak trenuje piłkę nożną w RKS „Sarmata”, gra w ataku. Na zawodach warszawskich klubów robotniczych „Sarmacie” brakuje zawodnika do sztafety. Ściągają z trybun Kusocińskiego. Mimo że biegnie nieładnie, cały naprężony, na mecie jest pierwszy.

Chcę być biegaczem

Kusociński widzi, że w biegach może zdziałać o wiele więcej niż w futbolu. Igrzyska olimpijskie w Paryżu wznieciły polskie ambicje olimpijskie, Januszowi marzy się start w Amsterdamie w 1928 roku. Trenuje jak szalony. Chodzi do zawodowej szkoły ogrodniczej, którą wybrali mu rodzice – im nowe hobby syna nie za bardzo się podoba, uważają, że powinien zajmować się czymś „poważnym”. Jest samoukiem, trenuje instynktownie. Szybko widać efekty. Wygrywa klubowe zawody, kibice pasjonują się nowym talentem i nazywają go „robotniczym Freyerem”, porównując do Alfreda Freyera, który wcześniej ustanowił kilkanaście rekordów kraju na długich dystansach. Kusociński jedzie po raz pierwszy za granicę – do Pragi na wielkie igrzyska robotnicze. Po podróży trzecią klasą i posiłku złożonym z piwa i knedlików, nie wygrywa. Ale jest drugi na 1500 m i trzeci na 800 m.

Kusym – bo tak wołają na niego kibice – zajmuje się sprowadzony z Estonii trener Aleksander Klumberg, medalista olimpijski w wieloboju. Klumberg narzuca chłopakowi reżim wzorowany na metodach Finów. Podstawą jest ostra gimnastyka rano plus trening biegowy po południu. I interwały. Trener jest wymagający i słabo mówi po polsku, ale ambitnemu Januszowi ta współpraca odpowiada.

Podwójna mobilizacja

Minimum na 5000 m na Amsterdam wynosi 16 minut. Kusy obraża się na swój klub za brak masażysty i przenosi do „Warszawianki”. W barwach tego klubu wygrywa mistrzostwa Warszawy z czasem 16:20. Trenuje z żelazną konsekwencją, ale nie robi upragnionego wyniku. Polscy sportowcy i Klumberg jadą do Amsterdamu, a rozgoryczony Janusz śledzi wieści z olimpiady. Złoto zdobywa tylko kobieta – Halina Konopacka w rzucie dyskiem. To rozpala ambicję chłopaka; jeszcze jest szansa, by być pierwszym polskim męskim zdobywcą olimpijskiego złota. Podkręca śrubę. O świcie idzie z kosiarzami w pole, co też traktuje jako jednostkę treningową i biega dwa razy dziennie: przed południem w terenie, po południu – na bieżni.

Kusy bije rekord Freyera na 5000 m i schodzi poniżej magicznych 16 minut. Dziennikarze przecierają oczy ze zdumienia. 15:41,0 to wynik liczący się na arenie międzynarodowej. W Amsterdamie siódme miejsce na 5000 m zajmuje Stanisław Petkiewicz reprezentujący Łotwę. Ma polskie korzenie, więc PZLA proponuje mu start w naszej kadrze. Petkiewicz jesienią 1928 r. pojawia się w „Warszawiance”. Kto nie wczytywał się w życiorys Kusocińskiego, nie uświadamia sobie, jak ważną rolę w jego życiu odegrał kolega z Łotwy. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego, ale obaj panowie nie lubią się od początku znajomości. Petkiewicz – wysoki blondyn, towarzyski, w olimpijskiej glorii, działa na Kusocińskiego jak płachta na byka. We wrześniu 1928 r. ma dojść do ich pierwszej konfrontacji na 3000 m. Kusociński ma pecha – koń stanął mu na nogę, musi się kurować. Ale nie odpuszcza i staje na starcie. Biegnie świetnie, zostawia konkurenta z tyłu i aż o 14 sekund bije kolejny rekord Freyera. Radość mąci mu fakt, że Petkiewicz zszedł z trasy. Kusy jest urażony zachowaniem rywala. Panowie wzbudzali w sobie złość nie tylko sportową. I to na niepotrzebnie dużą skalę. Nie rozmawiali ze sobą nawet wtedy, gdy tylko we dwóch podróżowali na zagraniczne zawody.

Janusz Kusociński. Fot. Cyfrowe Archiwum Fotograficzne

Pod wozem

Od jesieni 1928 r. Kusociński startuje w reprezentacji. Ma w niej mocną pozycję: od PZLA żąda za to zakwaterowania w pojedynczym pokoju, a to zgody na bieganie w nieregulaminowej czapeczce, którą traktuje jak talizman. Ustanawia kolejne rekordy życiowe, wygrywa międzynarodowe mityngi. Ale musi iść do wojska i tam nie może już trenować tyle, ile by chciał. Klumberg wysyła mu z Wilna trenerskie wskazówki. Kusy wyrywa się na cywilne zawody, ale zazwyczaj przybiega za Petkiewiczem. Na dodatek w Ołtarzewie umiera jego ukochana siostra Halina. Przeżywa kryzys. Z meczu z Estonią i Łotwą wraca z taką kontuzją kolana, że z peronu do dorożki musi go przenieść kulomiot Zygmunt Heljasz. Nikt z klubu nie odwiedza Kusego w szpitalu, jest rozżalony, rozważa, czy nie rzucić sportu w diabły. Zwłaszcza że w tym czasie Petkiewicz wygrywa z Nurmim. Któregoś dnia dwaj podopieczni „Warszawianki” mijają się w klubowym korytarzu. Petkiewicz ignoruje Kusego. „Dość tego!” – postanawia Kusociński. Leczy się, wznawia treningi i startuje z powodzeniem w wojskowych zawodach.

Na wozie

Kusociński wraca do cywila i może biegać, jak i ile chce. Dostaje dorywczą pracę ogrodnika w Łazienkach Królewskich, ale praktycznie jest na utrzymaniu rodziców. Biega po parku, na stadionie Agrykola, również po warszawskich ulicach, choć tam na jego widok przechodnie pukają się w czoło. Bohdan Tomaszewski, dziennikarz sportowy, miał wtedy 9 lat . – Pamiętam, jak w granatowym dresie z napisem „Warszawianka” biegał po Polu Mokotowskim. Zawsze ze stoperem w dłoni – wspomina Tomaszewski. – Wszystko na nim czarne od potu. Pracuś. Upór, chęć wybicia się i charakter z żelaza – podsumowuje.
Kusy schodzi poniżej 15 minut na 5000 m. Z wynikiem 14:59,4 bezapelacyjnie należy do światowej elity. Zapraszają go na zawody międzynarodowe, zazwyczaj razem ze Stanisławem Petkiewiczem. Po cichu Kusy stawia sobie cel: wymazać wszystkie rekordy rywala. I tak się rozpędza na 10 000 m na Polonii, że ustanawia nowy rekord kraju. Czas 31:39,8 był wtedy czwartym wynikiem na świecie! W końcu następuje wymarzony start ramię w ramię z Paavo Nurmim. Na stadionie Legii wypełnionym do ostatniego miejsca Polak bije rekord kraju na 5000 m, ale Fin jest szybszy. We wrześniu 1931 r. dochodzi do kolejnej konfrontacji i choć czas na mecie mają taki sam – 15:00Nurmi wygrywa o pierś. Ma nadzieję, że weźmie odwet rok później na igrzyskach w USA. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego” Kusociński zostaje sportowcem roku 1931. Kibice skandują: „Chcemy Kusego!”. Czuje się zakłopotany takimi objawami uwielbienia, ale sprawia mu to przyjemność. Państwo polskie też go docenia – dostaje stałą posadę ogrodnika i mieszkanie w Łazienkach. To czas światowego kryzysu, o pracę jest bardzo trudno. To był też czas, gdy surowo traktowano sportowców, którzy jakkolwiek zarabiali na swoich startach. Kluby i federacje sportowe tropiły każde odstępstwo od reguły amatorstwa. I tak, na początku 1932 r. dożywotnio zdyskwalifikowano Petkiewicza. Kusociński był zły. On stracił rywala, a ojczyzna – szansę na olimpijskie podium.

Krew na stopach

W czerwcu w Antwerpii Kusociński bije rekord świata Nurmiego na 3000 m – 8:18,8. Widownia szaleje i wywołuje go z szatni na jedno okrążenie na bis. Korzysta ze statusu gwiazdy i na igrzyska w Los Angeles podróżuje z Francji luksusową „Mauretanią”, podczas gdy reszta kadrowiczów płynie z Gdyni „zwykłym” parowcem „Pułaski”. Na miejscu wielkie zaskoczenie: Paavo Nurmi zostaje zdyskwalifikowany za przekroczenie przepisów o amatorstwie. Kusy jest zawiedziony, ale do pokonania ma innych niesamowitych Finów, m.in. Volmari Iso-Hollo i Lauri Virtanena. 31 lipca 1932 r. Janusz Kusociński staje na starcie biegu na 10 000 m. Na koszulce ma numer 364, w ręce – nieodłączny stoper. Od 15. okrążenia walczy nie tylko z Finami, ale i z potwornym bólem stóp, ocieranych przy każdym kroku przez nieodpowiednie buty. Na końcówce Kusy zaciska zęby, przyspiesza i zostawia w tyle Iso-Hollo ustanawiając nowy rekord olimpijski i rekord Polski, który przetrwa aż 22 lata (30:11,4). Jest złoto! Ale on nie potrafi cieszyć się ze zwycięstwa póki nie zdejmie butów. Przerażeni koledzy widzą stopy pokryte krwawymi bąblami, pięty otarte do krwi. To wina nowych butów, które miały być lepsze na twardą amerykańską bieżnię. „Przegląd” z 3 sierpnia 1932 r. drukuje depeszę od Kusocińskiego:

Jestem szczęśliwy ze zwycięstwa. Przesyłam do kraju za pośrednictwem Przeglądu Sportowego pozdrowienia i przyrzeczenia dalszej pracy dla dobra naszego sportu.

Ale o dalszych startach na igrzyskach, o wymarzonych 5000 m nie ma jednak mowy. Stopy Kusocińskiego nie nadają się do biegania. Kilka dni po Kusym złoto na 100 m zdobywa Stanisława Walasiewiczówna. Biało-czerwoni wracają do kraju z 7 medalami, w porcie w Gdyni witani są jak bohaterowie. Jadą udekorowanym pociągiem przez Polskę, ludzie na stacjach skandują „Kusy, Kusy”, a on nie potrafi opanować wzruszenia. W Warszawie każdy chce mu uścisnąć dłoń, sypią się odznaczenia i zaszczyty, co bynajmniej nie wytrąca go z treningowego reżimu. Kusociński bryluje na salonach, w plebiscycie „Przeglądu” na sportowca roku 1932 zajmuje drugie miejsce za Walasiewiczówną. Wydaje pamiętniki „Od palanta do olimpiady”. Opisuje w nich swoje techniki treningowe, opisuje też kolegów, nie zawsze przychylnie. Książka sprzedaje się świetnie, ale też przysparza Kusemu wrogów, czym ten chyba za bardzo się nie przejmuje. Roman Szreniawa wspomina: – Cóż, moja ciotka Felicja Wójcicka, która bywała na rautach „Warszawianki”, powtarzała, że to nie był łatwy człowiek. Czasem niemiły, nawet opryskliwy.

„Janusz Kusociński” autorstwa nieznany - Ilustrowany Kurier Codzienny 1932. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons - http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Janusz_Kusoci%C5%84ski.jpg#/media/File:Janusz_Kusoci%C5%84ski.jpg

I znowu pod wozem

Hossa nie trwa wiecznie. Obciążone treningami nogi upominają się o swoje. Najpierw w lewym kolanie lekarze diagnozują powiększenie kaletki maziowej, potem – wodę w obu kolanach. Kusociński potrzebuje środków na leczenie, nie waha się pisać artykułów z prośbą o pieniądze, bo kuracja w Wiedniu kosztuje 2 tysiące złotych. Aż do wiosny 1934 r. Kusy walczy z kontuzjami. Umiera jego ojciec, mama przeprowadza się do stolicy, by opiekować się synem. Choć wielu uważa, że się skończył, Kusociński wraca do treningów, ma przecież tylko 27 lat. W Turynie na pierwszych mistrzostwach Europy w lekkoatletyce zdobywa srebro na 5000 m, potem rywalizuje z fińską nawałnicą na zawodach w Skandynawii. Świat powoli przypomina sobie o nim. Warszawiacy nie pukają się już w czoło, gdy widzą na ulicy biegnącego szatyna z krzywym nosem. Poznają go, pozdrawiają. Jego twarz zna każdy Polak.
Kusociński ma nadzieję, że przygotuje się do igrzysk w Berlinie w 1936 r. Ale ból w lewym kolanie powraca. Kolejne badania, kolejna kuracja, kolejne sanatorium. Warszawianka wysyła podopiecznego na leczenie na Sycylię, potem do Inowrocławia. Ale stan zdrowia nie pozwala trenować. Kusy bierze się za naukę. Czy pozazdrościł Petkiewiczowi, który dostał się do Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (dzisiejsza warszawska AWF)? Kusy postanawia zrobić eksternistycznie maturę i też zostaje słuchaczem sportowej uczelni. Pisze artykuły, zostaje naczelnym „Kuriera Sportowego”, doradza w „Warszawiance”. Jeden z najsłynniejszych polskich chirurgów Henryk Levittoux bierze Kusocińskiego na stół operacyjny. Z lewego kolana biegacza usuwa łąkotkę. Jest duża szansa, że pacjent wróci do wyczynowego biegania, ale na pewno nie przed IO w Berlinie. Do Niemiec Kusociński jedzie więc nie jako zawodnik, ale jako doradca techniczny i dziennikarz. Śledzi poczynania Józefa Nojiego, genialnego długodystansowca, który przez ostatnie lata rządził i dzielił na polskich bieżniach. Jednak Noji przybiega piąty na 5000 m i 14. na 10 000 m. Lekkoatleci nie przywożą złota.

Nie kapitulować

To niesamowite, że Kusocińskiemu jeszcze się chciało. Rehabilituje kolano i marzy o powrocie do biegania. Wreszcie w lecie 1938 r. startuje na mistrzostwach Polski na 5000 m. Lepszy od niego jest tylko Noji. Dziennikarze komentują, że Kusy biega teraz inaczej, płynniej. Janusz rozkręca się: startuje i na bieżni, i w przełajach. Liczy na kolejne igrzyska – na 1940 rok planowano Helsinki. – Miał chrapkę na maraton – wspomina Tomaszewski. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny Kusy dwa razy poprawia rekord Polski na 5000 m. Jak pisał sam w „Przeglądzie Sportowym”, w 1939 roku zaczął życie zawodnicze na nowo.

Rekordy życiowe Janusza Kusocińskiego
800 m – 1:56,6
1500 m – 3:54,5
3000 m – 8:18,8
5000 m – 14:24,2
10 000 m – 30:11,4

Ale 1 września Europa staje na głowie. I mimo kategorii D, kapral Kusociński walczy w 360. pułku piechoty. Bierze udział w obronie Okęcia i Fortu Czerniaków. Za rany odniesione podczas walki dostaje Krzyż Walecznych. Po kapitulacji stolicy nie ma mowy o powrocie do normalnego życia, a tym bardziej do biegania. Z czegoś trzeba żyć, więc Kusociński pracuje jako kelner w gospodzie „Pod Kogutem”. To lokal sportowców – lubią się trzymać razem. Kusociński włącza się w konspirację, wstępuje do podziemnej Organizacji Wojskowej „Wilki”. Tam znają go nie jako „Kusego”, ale jako „Prawdzica”. 26 marca 1940 r. gestapo aresztuje go w bramie jego domu przy ulicy Noakowskiego, w mieszkaniu robią mu rewizję. Trzymają Kusocińskiego w izolatce, katują, przesłuchują. Chcą informacji o podziemiu, nazwisk. Bohdan Tomaszewski, który działał w bliskiej konspiracji z Kusocińskim, opowiada, że razem z kolegami denerwowali się przesłuchaniami Kusocińskiego, „Przecież tyle o nas wie!”. A tenisista Tłoczyński na to: „No co wy?! Kusy nigdy nikogo nie wyda!” Nie wydał.

Chodziły słuchy, że Niemcy proponowali Kusocińskiemu, by „rzucił” polskość i został trenerem niemieckiej kadry biegaczy. Podobno nawet Himmler odwiedził jego celę. Co jest prawdą, nie dowiemy się nigdy. 21 czerwca 1940 r. Janusza Kusocińskiego przetransportowano na Pawiak i stamtąd wraz z innymi więźniami, w większości ważnymi postaciami życia Warszawy, wywieziono do Puszczy Kampinoskiej i rozstrzelano. Na cmentarzu w Palmirach nagrobek Kusocińskiego jest większy niż inne.

Epilog

Odwieczny rywal Kusocińskiego Stanisław Petkiewicz też zginął od kuli. Ale w zupełnie innych okolicznościach niż Kusy. W 1939 r. wyemigrował do Argentyny, pracował tam jako trener i nauczyciel wychowania fizycznego. Założył w Buenos Aires Instytut Kultury Fizycznej. W 1960 r. zastrzelił go robotnik zwolniony z pracy w tym instytucie. Paavo Nurmi został zrehabilitowany podczas IO w Helsinkach w 1952 r. i zapalił tam znicz olimpijski. Zmarł w 1973 r., przeżywszy 76 lat. Józef Noji zginął w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Został rozstrzelany przez Niemców 15 lutego 1943 r.

Źródła:

Cytaty Bohdana Tomaszewskiego pochodzą z artykułu Jakuba Ciastonia i Radosława Lniarskiego „Bohdan Tomaszewski: Czy ja mogę coś powiedzieć?”, „Gazeta Wyborcza”, 4.01.2013

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Małgorzata Smolińska

Podoba ci się ten artykuł?

4.8 / 5. 5

Przeczytaj też

Mamy za sobą 9. już edycję lubianego i cenionego cyklu biegów przełajowych w mieście, czyli CITY TRAIL. Jakie zmiany czekają imprezę w związku z zakończeniem współpracy z Nationale-Nederlanden? Jakie było ostatnie pół roku? Ilu zawodników […]

Od Grand Prix Poznania do Grand Prix CITY TRAIL, czyli prawie dekada pięknej trailowej przygody w 10 miastach w Polsce

Pęcherze na stopach nie są niczym niezwykłym. Zapewne każdy borykał się z taką przypadłością przynajmniej raz. Medycyna ludowa zna wiele sposobów na pozbycie się pęcherzy. Nie wszystkie są polecane przez współczesną medycynę. Skąd się biorą […]

Jak szybko usunąć odciski i pęcherze ze stóp? Domowe sposoby na bolesne rany

Jak zakochać się w sporcie od najmłodszych lat? Czy bieganie to sport indywidualny? Kto najlepiej motywuje do bycia aktywnym? Czy grywalizacja ma sens? Czym jest ruch #długodystansZDROWI? Jak wygląda w praktyce employer branding i dlaczego […]

Sport mam we krwi od dzieciństwa, a o zdrowiu myślę długodystansowo. Ada Stykała. Ruch #długodystansZDROWI

Konkurs rzutu młotem z udziałem największych gwiazd tej konkurencji będzie głównym punktem tegorocznej odsłony Memoriału Czesława Cybulskiego. Na Stadionie POSiR Golęcin nie zabraknie również rywalizacji na bieżni i skoczniach. Od środy 24 kwietnia można kupować […]

Memoriał Czesława Cybulskiego już 23 czerwca! Rusza sprzedaż biletów

Jak wygląda proces projektowania nowych butów biegowych? Jakie czynniki trzeba w nim uwzględnić? Co wyróżnia najbardziej zaawansowane modele i w którym kierunku może pójść rynek butów biegowych w kolejnych latach? O tym i wielu innych […]

Rohan van der Zwet z ASICS: Nie podążamy za żadnymi trendami, ale sezon po sezonie wprowadzamy innowacje i udoskonalamy produkt po produkcie

W miniony weekend odbył się w festiwal Pieniny Ultra-Trail®, w ramach którego rozegrano PZLA Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich na trzech dystansach: Vertical, Mountain Classic oraz Short Trail. Był to dzień wielkiego triumfu Martyny Młynarczyk, […]

Pieniny Ultra-Trail®z rekordową frekwencją i rewelacyjnymi wynikami. Poznaliśmy mistrzów Polski w biegach górskich na 3 dystansach

W niedzielę, 12 maja odbędzie się jedenasta edycja PKO Białystok Półmaratonu, największego biegu w Polsce wschodniej, imprezy z prestiżowego cyklu Korona Polskich Półmaratonów. Już wiadomo, że uczestnicy będą pokonywać dokładnie taką samą trasę jak przed […]

Trasa 11. PKO Białystok Półmaratonu. Zapamiętacie ją na długo!

Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra zaprasza w sobotę, 20 kwietnia, na V edycję biegu „6 godzin pełnej MOCY”. Uczestnicy tej wyjątkowej rywalizacji powalczą o tytuł Mistrzyni i Mistrza Polski na dystansie czasowym 6 godzin. Wśród nich […]

V edycja biegu „6 godzin pełnej MOCY” w ten weekend na stadionie OSiR Targówek