Czytelnia > Felietony > Triathlon > TRI: Trening > Triathlon
Ona mnie zabije [FELIETON]
Wydawało się, że wszystko jest wyliczone, starty zaplanowane, gadżety zakupione. Z czasem pojawiają się jednak nowe pomysły i potrzeby, którym trudno się oprzeć. Zawody w pięknym miejscu lub w gronie fajnych znajomych czy nowe koła, to wszystko kusi niczym syreni śpiew. Jest tylko jeden problem – ona mnie zabije.
Fot. womansday.com
Tekst pochodzi z czerwcowego numeru Magazynu Triathlon, będącego częścią miesięcznika „Bieganie”.
Przez ostatnie kilka tygodni tę frazę usłyszałem dziesiątki razy, zarówno w kontekście zakupów sprzętu, jak i dzielenia się pomysłami na koleżeńskie zgranie kalendarzy startowych. Czasem rzucone jako żart, czasem jako zupełnie poważna deklaracja. A szkoda; obawa przed wojną domową potrafi zepsuć wiele z przyjemności uprawiania sportu. Tomek Kowalski zimą napisał ciekawy artykuł o przygotowaniach do nowego sezonu. Jednym z tematów było tam jasne i klarowne przedstawienie swoich planów i potrzeb w domu. Nie dość, że warto te rzeczy ustalić wcześniej i znaleźć akceptowalne dla wszystkich rozwiązania, to nie zaszkodzi sobie spisać to w postaci kilku krótkich punktów. To co jest żartem w listopadzie, nie jest już tak śmieszne w czerwcu. Obawa przed zrzędzeniem w domu jest często tak bardzo nam potrzebnym głosem rozsądku. Trenerzy dbają o to, żebyśmy się nie przetrenowali, a nasze partnerki o zachowanie resztek przytomności w nowo podjętej karierze sportowca. Odrobina kontroli pewnie się przydaje, ale zbyt ciasno założony kaganiec przeszkadza i uwiera. Warto zastanowić się przez chwilę, kto w takich sytuacjach nieco przesadza. Jeżeli uważasz, że mieścisz się w akceptowalnych normach, walcz o swoje, dyskutuj, negocjuj. Jeżeli awantura w domu pozwoli ci zauważyć, że sprawy wymknęły się nieco spod kontroli – możesz być jej tylko wdzięczny za sprowadzenie na ziemię.
Nasze partnerki powinny jednak zdawać sobie sprawę, że to, co nami owładnęło, to pasja. Hobby, które wciąga całkowicie. Miłość, która co prawda rożni się od tej w związku dwojga ludzi, ale jest równie płomienna i intensywna, a przeżywana w granicach rozsądku smakuje jak zimny obiad. Nie tylko nie warto być o tę miłość zazdrosnym, powinno się pozwolić czerpać z niej pełną garścią. Większość z nas pomimo pewnego obłędu w oczach pozostaje wciąż tymi samymi facetami, którzy przychodzili na pierwsze randki. Zarzucacie części z nas kryzys wieku średniego? No cóż, czasem jest to rzeczywiście problem, ale kryzys nie jest przejawem jakiegoś „odbicia” czy wody sodowej. To potrzeba przyjrzenia się swojemu dotychczasowemu życiu i znalezienia nowych dróg. Nie ma nic złego w tym, że facet postanawia nagle odstawić piwo i gazetę, wstać z kanapy i zostać olimpijczykiem. I nawet jeżeli przyprowadza do domu nową karbonową piękność, to problem jest zdecydowanie mniejszy niż wtedy, kiedy ta piękność miałaby osiemnaście lat i blond włosy. Zaufajcie nam, wbrew pozorom nie straciliśmy kontaktu z rzeczywistością, choć nowe hobby pozwala patrzeć na nią przez nieco bardziej różowe okulary. Nawet jak wiecznie gdzieś znikamy na treningi, czy zawody, to wciąż jesteście dla nas najważniejsze. Bo z pasją jest trochę jak z pieniędzmi, jeżeli nie masz z kim się nią podzielić, czujesz się jak bohater bajki o złotej kaczce.
Dlaczego tytuł dotyczy tylko obaw mężczyzn? Ponieważ nie spotkałem jeszcze triathlonistki obawiającej się kłopotów ze strony swojego partnera. Dziewczyny są znacznie bardziej konkretne od nas i narzekający facet szybko zasila szeregi singli z odzysku. Uważajcie więc panowie…