Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Zwycięzca z Bostonu i bidon z butelki od szamponu [FELIETON]
Rys. Magdalena Ostrowska-Dołęgowska. Fot. Boston Athletic Association
Choć przeważnie jesteśmy osobami trzeźwo patrzącymi na rzeczywistość, mamy swoje małe rytuały pozwalające od niej czasami uciec. Taką ucieczką jest często hobby, sport razem ze związanymi z tym przesądami i dziwactwami. Tuż za progiem 10. PZU Półmaratonu Warszawskiego warto poruszyć jeden z takich tematów – Sprzętowe Przygotowanie Przedstartowe.
Na pewno nie wszyscy, ale wielu z nas ma w zwyczaju odprawić wieczorną „mszę biegową”. Na naszym prywatnym, małym ołtarzyku układamy starannie skarpety, spodenki, koszulki i wszystkie inne dodatkowe akcesoria, bez których całe miesiące przygotowań mogą pójść na marne. Kompresja z góry na dół czy odwrotnie? Czapeczka biała czy czarna? Jeszcze kilka tygodni temu łapalibyśmy się za głowę, słysząc takie pytania. Teraz nabierają one już zupełnie innej wagi. To są bardzo poważne kwestie.
Zawsze uważałem, że najlepszym przykładem dla amatorów mogą być zachowania zawodowców, dostosowane do ich umiejętności i potrzeb. Piszę tu o tych prawdziwych, zaczerpniętych z przesiąkniętego potem i pracą dnia codziennego, a nie upudrowanej sesji zdjęciowej, gdzie na czole perli się woda z kosmetycznego zraszacza. Chciałbym się podzielić z Wami krótkim fragmentem książki „Maratończyk” opisującym ten właśnie moment w życiu Billa Rogersa, w przededniu zwycięstwa w bostońskim maratonie roku 1975.
Siatkową koszulkę znalazłem miesiąc wcześniej w kuble na śmieci przy naszym osiedlu Jamaica Plain. Uwielbiałem ją, bo była tak lekka, że miałem wrażenie, iż nie mam nic na sobie. I nie ocierała podczas biegu. Nie mam pojęcia, co tak dobra koszulka robiła w śmieciach, ale zawsze miałem oko do wynajdywania skarbów nieprzydatnych innym. Oprócz koszulki ze śmietnika miałem do kompletu bidon ze starej butelki po szamponie i rękawice ogrodowe. Jeżeli chodzi o buty, to początkowo planowałem pobiec w moich skatowanych asicsach, poprzecieranych i podziurawionych jak sito. Ale jakiś tydzień przed zawodami do mojego mieszkania dotarła tajemnicza paczka…
Tą paczką były najnowsze buty Nike Boston model 73 przysłane z firmy jako prezent dla jednego z faworytów wyścigu. Były co prawda za duże, ale i tak lepsze od wszystkich innych butów Rogersa. Ta niespodziewana przesyłka wprawiła naszego bohatera w solidne osłupienie.
Tak wiele się zmieniło przez te czterdzieści lat….
Wszystkim startującym w ten weekend życzę co najmniej tyle samo wspaniałych wrażeń, entuzjazmu, wyników i radości biegania, co w cytowanej powyżej historii.
Fragment pochodzi z książki „Maratończyk” Billa Rogersa i Matthew Shepatina w przekładzie Piotra Cieślaka, wydanej nakładem wydawnictwa Galaktyka.