Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Czy biegi z frekwencją 20 tysięcy uczestników staną się w Polsce standardem?
Ponad 22 tysiące biegaczy na mecie w Poznaniu, prawie 17 tysięcy w Warszawie – 2 największe biegi w historii Polski odbyły się w niedzielę 11 listopada. Czy tak duża frekwencja stanie się normą w wybranych zawodach?
100. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości przez wiele osób została uczczona na biegowo. W zorganizowanych imprezach w całym kraju wystartowało kilkadziesiąt tysięcy osób – gdyby zliczyć wszystkie mniejsze imprezy oraz biegi towarzyszące, prawdopodobnie zebralibyśmy nawet 100 tysięcy biegaczy. Co ciekawe, jednego dnia odbyły się także 2 największe biegi w historii Polski – 30. Bieg Niepodległości w Warszawie, który ukończyło 16 986 osób oraz 3. Bieg Niepodległości w Poznaniu z liczbą uczestników wynoszącą 22 525 zawodników. Ten drugi wynik to absolutny rekord frekwencji w przypadku biegów w Polsce. Po raz pierwszy w historii Poznań odebrał ten tytuł Warszawie.
Skoro mówimy o rekordowych liczbach, oczywistym jest fakt, że obie imprezy odnotowały wzrost frekwencji. Zdecydowanie bardziej spektakularny wzrost odnotowała stolica Wielkopolski, gdzie liczba uczestników wzrosła rok do roku niemal 3-krotnie. To rzadko spotykany wynik, zwłaszcza, że już od 2 lat Poznański Bieg Niepodległości znajdował się w czołówce największych imprez biegowych w Polsce. Jednak tak nagły skok w liczbie uczestników skłania do dyskusji, czy mamy do czynienia z trwałym zjawiskiem czy wyłącznie pojedynczym przypadkiem spowodowanym wyjątkową okazją, jaką była 100. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę?
Niewątpliwie wspominane Święto Niepodległości sprzyjało temu, żeby poderwać z kanap ludzi, którzy na co dzień nie biegają lub nie biorą udziału w zorganizowanych imprezach biegowych. To przecież wyjątkowa okazja do aktywnego zamanifestowania swojej radości z okazji 100. rocznicy wydarzeń z 1918 r., z dala od politycznych sporów i przepychanek. Startująca w Warszawie po raz pierwszy w życiu Pani Katarzyna przyznała, że to właśnie wyjątkowa okazja skłoniła ją do wzięcia udziału w biegu:
Nigdy wcześniej nie brałam udziału w takim biegu. A atmosfera była fantastyczna. Widok ludzi tworzących biało-czerwoną flagę zrobił na mnie ogromne wrażenie. Za rok na pewno też mnie tu nie zabraknie.
Ostatnie zdanie z wypowiedzi Pani Katarzyny ma bardzo duże znaczenie z perspektywy tematu niniejszego tekstu. Wiele osób, które debiutowały 11 listopada w zawodach biegowych złapie bakcyla i zasili rzesze uczestników imprez biegowych w Polsce w kolejnych latach. Nawet, jeśli nie będą startować regularnie, można spodziewać się, że wrócą na biegowe ścieżki właśnie przy takich okazjach, jak np. Święto 3 Maja czy 11 listopada. Niektórzy mogliby określić ich mianem „sezonowców”, ale w czym tacy uczestnicy imprez biegowych są gorsi od innych?
Jeśli prześledzimy frekwencję największych biegów w Polsce, to można zauważyć, że te imprezy, które zgromadziły dużą grupę biegaczy często pozostają w czołówce, a liczba uczestników, nawet jeśli spada, to nieznacznie. Obok wspomnianych biegów niepodległości podobne zjawisko można zaobserwować w przypadku popularnych półmaratonów: Półmaratonu Warszawskiego, Półmaratonu Poznańskiego czy Nocnego Półmaratonu Wrocławskiego. Biorąc pod uwagę tę tendencję, wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku z okazji 11 listopada Poznań i Warszawa mogą dalej liczyć na niesłabnące zainteresowanie.
Powyższą tezę potwierdza też proces rejestracji na te imprezy. W Warszawie pula 20 tysięcy pakietów rozeszła się w zaledwie 4 dni! Również w Poznaniu udało się wyczerpać limit 25 tysięcy miejsc. W obu przypadkach chętnych na start było więcej, niż liczba pakierów oferowana przez organizatorów. Trzeba pamiętać, że np. w stolicy już nie pierwszy raz mamy do czynienia z szybkim końcem zapisów i to już kolejny rok z rzędu, kiedy chętnych na start było więcej niż dostępnych miejsc. Jeśli organizatorzy utrzymają swoje aktywne działania promocyjne, również w kolejnym roku można spodziewać się prawdziwego szturmu na ich imprezy.
Ostatni argument, który przemawia za tym, że wysoka frekwencja w przypadku 2 rekordowych w tym roku imprez, może utrzymać się w kolejnych latach, to dystans i czas rozgrywania biegów. 11 listopada to doskonała okazja do zamknięcia sezonu startów jesiennych dla szeregu biegaczy. To moment na ostatni mocny start przed roztrenowaniem i rozpoczęciem zimowych przygotowań do kolejnego sezonu. Ponadto zarówno Poznań jak i Warszawa oferują 10-kilometrowe trasy – dystans najpopularniejszy w biegach ulicznych, na dodatek dostępny nie tylko dla regularnych biegaczy, ale w zasadzie dla każdego, kto nawet spontanicznie postanowi wstać z przysłowiowej kanapy i wziąć udział w imprezie.
Wiele wskazuje na to, że 100. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę otworzyła nowy rozdział w historii biegania w Polsce. Od 2018 r. możemy już regularnie przynajmniej 1 raz w sezonie mieć do czynienia z biegami, na starcie których będzie stawać ok. 20 tysięcy osób. To coś, co jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się nie do wyobrażenia, dziś staje się rzeczywistością. Okoliczności sprzyjają temu, by w listopadzie utrzymywać wysoką frekwencję, a nawet poprawiać te wyniki. W tym momencie piłeczka jest przede wszystkim po stronie organizatorów i liczby pakietów, jakie zaoferują biegaczom w kolejnych latach.