Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Slider
Bardzo alternatywny trening zimowy [FELIETON]
Fot. sharonj (pixabay.com)
Stare biegowe porzekadło mówi, że formę na sezon letni wykuwa się zimą. Jest w tym wiele prawdy, dlatego biegacze nie przerywają treningów, gdy temperatura otoczenia spada do wartości, jakie normalnie przyjmuje w domowej zamrażarce, ani gdy nasypie śniegu po kolana. Tylko co w sytuacji, gdy zimy nie ma?
Biegacze dzielą się generalnie na 2 grupy: tych o twardych charakterach i tych dwóch leserów, którzy tylko szukają wymówki, by odpuścić trening (tak się składa, że obaj są członkami naszej Redakcji). W związku z tym w biegowej społeczności nie brakuje osób, których przeciętny człowiek określiłby mianem szaleńców, wychodzących na regularne treningi pomimo śniegu, mrozu, ciemności, zawiei czy zamieci. Wierni zasadzie, że formę na lato trzeba wykuć zimą, prą przed siebie niezależnie od okoliczności.
Problem w tym, że czasem klimat może spłatać nam figla i właśnie mamy do czynienia z takim rokiem, w którym zimy… nie ma. Dla wielu biegaczy może to być nie lada kłopot. No bo jak wykuć zimą formę na lato, skoro nie ma zimy? Spokojnie, już nadchodzimy z pomocą!
Na samym początku warto zastanowić się, co takiego jest w zimie, co sprawia, że możemy poprawić swoją formę? Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy, to śnieg i lód. Każdy powie, że podstawą dobrej dyspozycji biegowej jest równowaga i stabilizacja, a po bieganiu przez 3 miesiące po śniegu czy lodzie stajemy się stabilni jak układ automatycznej regulacji według definicji stabilności Laplace’a (zainteresowanych odsyłamy tutaj). Jesteśmy wyćwiczeni i przygotowani do każdej sytuacji i nic nie może wytrącić nas z równowagi.
W sytuacji, gdy zima nie dopisuje, możemy zastosować trening alternatywny. Oczywistą oczywistością jest pójście na łyżwy, a w sytuacji, gdy nawet lodowiska nie dają rady, na rolki, ale można sięgnąć także po domowe sposoby. W tym celu wystarczy na parkiecie rozsypać małe kuleczki albo poustawiać resoraki i kilka razy przebiec po nich w tę i z powrotem. Tańcząc niczym włamywacze z „Kevina Samego w Domu”, wyćwiczymy propriocepcję do mistrzowskiego poziomu. Nasze czucie stanie się tak głębokie, że nawet kilka godzin po zakończeniu treningu wciąż będziemy odnosili wrażenie, że mamy pod stopami owe kuleczki czy też resoraki (sprawdzone info!).
Inny ważny element obecny tylko zimą, to niskie temperatury, które pozwalają kształtować silny charakter. Tutaj sprawa jest nieco trudniejsza, bo osiągnięcie w domowych warunkach temperatury na poziomie -10 stopni Celsjusza byłoby zbyt energochłonne. Możemy jednak pokusić się o lżejszy ubiór na treningi realizowane na zewnątrz. Wyjście z domu w krótkiej koszulce i spodenkach, gdy termometr wskazuje tylko kilka kresek, może pomóc wykształcić silny, nieustępliwy charakter. Jest więcej niż prawdopodobne, że w ten sposób przyciągniemy także spojrzenia mijających nas osób, dzięki czemu będziemy mogli przyzwyczaić się do wzroku kibiców na biegowych trasach – to dodatkowy bonus proponowanego rozwiązania. Oczywiście świadome rozebranie się na taki trening może sprawić, że nieświadomie rozbierze nas choroba, ale przecież kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
Wiele poradników i artykułów wskazuje także na inną korzyść płynącą z biegania zimą. Poruszanie się po ośnieżonych czy obłoconych ścieżkach ma pomóc budować siłę biegową. Jednak pod tym względem równie dobrze można podobny trening zrealizować będąc zamkniętym w czterech ścianach. Na pewno macie gdzieś w domu jakieś stare doniczki z ziemią, z której nic nie wyrasta. Ewentualnie możecie przynieść trochę piachu czy ziemi z dworu. Następnie należy ją rozsypać na podłodze, zalać wodą i już możemy trenować siłę biegową w niemal naturalnym błocie. To taka domowa wersja siły biegowej „instant”. Jeszcze ciekawszą alternatywą wydaje się być opcja 2 w 1, w której ziemię rozsypujemy na opisywane wcześniej kuleczki lub resoraki. Dzięki temu możemy jednocześnie pracować nad siłą i stabilizacją.
Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że zamiast szukać podobnych innowacyjnych, nieszablonowych rozwiązań i udziwnień, można byłoby nie przejmować się brakiem śniegu czy łagodną zimą i po prostu normalnie trenować, ciesząc się, że warunku atmosferyczne sprzyjają bieganiu. Tyle tylko, że byłoby to pójście po linii najmniejszego oporu. A znacie jakichś biegaczy, zwłaszcza z grupy tych o twardych charakterach, którzy poszliby na taką łatwiznę i pozbawili swoje bieganie martyrologicznego pierwiastka?