Koronawirus. Dzięki PZLA nie zarazimy się na stadionie!

Polski Związek Lekkiej Atletyki opublikował zalecenia sanitarne dotyczące rozgrywania zawodów na stadionie. Szpitale powinny się uczyć z tego dokumentu. Gdyby organizatorzy mieli się do nich stosować, polskie stadiony stałyby się najbardziej odkażonymi miejscami na całej planecie.
Właściwie to wiedziałem, że musi do tego dojść. Wyobraźcie sobie tych urzędników z PZLA, którzy nagle nie mają nic do roboty, bo trwa pandemia i ich zwykłe sprawy papierkowe w dużej mierze uległy zawieszeniu. A przecież własne istnienie trzeba jakoś uzasadnić. No i podstawowa zasada każdego urzędu: trzeba stworzyć tzw „dupochron” na każdą sytuację. Dlatego do tego musiało dojść. Polski Związek Lekkiej Atletyki wydał „zalecenia sanitarne” dotyczące zawodów na stadionie, które są tak absurdalne i rygorystyczne, że ich praktyczne wdrożenie jest niemożliwe. W razie czego jednak działacze mogą, nomen omen, umyć ręce: „my zalecaliśmy, a wszelkie problemy wynikają z tego, że organizatorzy się nie dostosowali”.
Pomińmy milczeniem fakt, że zalecenia wydano dwa tygodnie po tym, gdy zaczęto rozgrywać zawody. Wszak stworzenie tak skomplikowanego dokumentu musi potrwać. Bite 17 stron, z załączonymi mapkami sytuacyjnymi. Gdyby organizator zawodów chciał to na serio przeanalizować i wdrożyć, zawody nie odbyłyby się do zimy.
Dyskusyjne jest samo wprowadzanie jakichkolwiek zaleceń w sytuacji, gdy rywalizacja na zawodach odbywa się ramię w ramię. Zawodnicy rozpychają się, walczą, pocą i dyszą. Gdyby miało dojść do jakiegokolwiek zakażenia, to i tak dojdzie w trakcie rywalizacji, choćby sam stadion był dezynfekowany Domestosem co 15 minut. Do tego pamiętajmy, że mamy otwarte plaże, stadiony piłkarskie, galerie handlowe, baseny czy kościoły. W żadnym z tych miejsc nie obowiązują tak radykalne zasady, jakie PZLA chciałby wprowadzić na stadionach.
No to czytamy: „Do kolejnej konkurencji zawodnicy mogą być wyprowadzeni tylko jeśli poprzednia konkurencja się zakończyła, zawodnicy opuścili miejsce jej rozgrywania a stanowisko pracy zostało zdezynfekowane„. Logiczne, prawda? Po każdym biegu należałoby dezynfekować cały stadion. A co, mamy rozmach! Na dodatek dezynfekcja ma się odbywać wedle ściśle określonych zasad technicznych: „po zakończonych konkursach w konkurencjach technicznych obsługa techniczna po uprzednim uprzątnięciu stanowiska przez sędziów, powinna dokonać dezynfekcji rozbiegów, koła i zeskoków w skokach wysokich przy użyciu mopa, który został wypłukany w płynie do dezynfekcji„.
Jak widać, PZLA myśli o wszystkim. Czekamy teraz na załącznik nr 1, w którym określi się warunki techniczne, jakie powinien spełniać mop używany do dezynfekcji. A jeśli ktoś użyje w tym celu, powiedzmy, ozonowanego powietrza, czyli wbrew urzędniczej rekomendacji, należy mu się dożywotnia dyskwalifikacja. Nie czepiajmy się przy tym interpunkcji, ani w tym przypadku, ani w pozostałych. Urzędnik to urzędnik, nie musi być polonistą.
Maseczki to podstawa
Oczywiście na stadionie wszyscy powinni cały czas przebywać w maseczkach lub przyłbicach i jest to wyraźnie zaznaczone. Zawodnik wchodzący na stadion z zewnątrz, gdzie nie musi posiadać maseczki, na stadionie ją zakłada. Na samą rozgrzewkę i konkurencję zdejmuje, natychmiast po ukończeniu musi założyć z powrotem. Musi też pamiętać, że PZLA przestrzega: „należy unikać bezpośredniego kontaktu przy powitaniu oraz podziękowaniu za wspólną rywalizację” Mówiąc inaczej, zawodnicy w trakcie biegu mogą na siebie chuchać, dmuchać, pluć, rozpychać się spoconymi ciałami, generalnie – robić, co tylko chcą i co zwykle robi się w czasie biegu na stadionie, a po wbiegnięciu na metę muszą natychmiast zaprzestać wszelkich kontaktów i od razu nałożyć maseczki. Bardzo logiczne, prawda? Oczywiście, wszystkie osoby wchodzące oraz wychodzące ze stadionu, powinny natychmiast dezynfekować ręce. Na stadion nie można wnieść ze sobą niczego. A sędziowie, obsługa techniczna, media i trenerzy mają nakaz noszenia nie tylko maseczek, ale i rękawiczek. Nieważne, że na stadionie panuje straszliwy upał, bo są to obiekty położone na wolnym powietrzu, zwykle niezacienione. Trzeba mieć maseczki, rękawiczki i nikogo nie interesuje, jeśli z powodu udaru umrze więcej osób niż z powodu koronawirusa. Nie wiadomo tylko, czy rękawiczki nakłada się po zdezynfekowaniu rąk czy przed? Tego dylematu PZLA nie wyjaśnia.
Mój ulubiony punkt zaleceń to:
w rowie z wodą powinna znajdować się woda chlorowana, w stężeniu niezagrażającym zdrowiu zawodników
I znowu – domyślam się, że PZLA przeprowadził szeroko zakrojone badania, które udowodniły, że chlorowana woda zabija koronawirusa. Ale zaraz, zaraz – jakie to konkretnie stężenie zabija wirusa, a nie zagraża zdrowiu zawodników? Czekamy na okólnik numer 2. I dlaczego to ma być woda chlorowana? Idźmy dalej, czemu nie spirytus? W takim przypadku zawodnik wpadający do rowu miałby automatycznie dezynfekowane wszystkie rany. A gdyby upadł i nie wstał, mógłby się od razu napić na pocieszenie.

Czuję się bezpiecznie na stadionie, wiedząc, że obsługa techniczna podnosząc płotki, które zostały przewrócone przez zawodników musi używać rękawiczek, a płotek taki należy zdezynfekować przy użyciu płynu umieszczonego w rozpylaczu. Należy się jednak zastanowić, dlaczego takich samych zaleceń nie wydano do upadającego pistoletu startowego, poprzeczki w skokach albo pozostawionych przez kogoś butów? Dlaczego tylko płotki są wyróżnione? Interesujący jest też tok myślenia urzędnika, który każe płotki dezynfekować rozpylaczem, a miejsce konkurencji – mopem. Wierzę, że stoi za tym jakiś głębszy plan. To nie może być przypadek. Czekamy na okólnik numer 3, określający techniczne warunki, jakie musi spełnić rozpylacz!
Uwaga, uwaga:
– zawodnicy przed swoją próbą mają obowiązek zawsze zdezynfekować dłonie płynem umieszczonym na stojaku;
– w konkurencjach rzutowych oraz w skoku o tyczce dopiero po dezynfekcji mogą podejść do stojaka z magnezją lub użyć substancji smarującej (skok o tyczce);
– zawodnik po oddaniu swojej próby może dokonać kolejnej dezynfekcji dłoni korzystając z płynu umieszczonego w dystrybutorze;
Policzmy: zawodnik dezynfekuje ręce przed wejściem na stadion i przy wyjściu. Przed każdą próbą i po każdej – a może ich być bez problemu dwadzieścia. Czyli w czasie trwania zawodów zdarzą się zawodnicy dezynfekujący dłonie kilkadziesiąt razy. Zdezynfekują je do kości. A nadal nie wiemy, co z rozpylaczem – czy można go użyć po próbie? A może przed?
Dodajmy, że z dostępnością płynu dezynfekującego na stadionie nie będzie problemu. Dozowniki mają być umieszczone: przy wejściu na obiekt, przy wejściu na wyznaczony teren rozgrzewki, przy zejściu z wyznaczonego terenu rozgrzewki, przy każdej konkurencji technicznej, przy mecie konkurencji biegowych, w miejscu startu konkurencji biegowej, w biurze zawodów, w miejscu weryfikacji sprzętu, w magazynie sprzętu oraz przy wyjściu ze stadionu. To oznacza bardzo, bardzo dużo dozowników. Czyżby któryś z działaczy zaczął nimi handlować?

Uwaga, zwracam uwagę na kolejne niedopatrzenie! Czekamy na okólnik numer 4, co robić w sytuacji, gdy skończy się płyn w dozowniku. Co wtedy? Domyślam się, że osoba specjalnie wyznaczona do tej roli wchodzi na stadion w rękawiczkach i przyłbicy, przed wejściem i po wyjściu dezynfekuje ręce, dezynfekuje dozownik i uzupełnia. Ale jak? Spryskiwaczem, mopem, płynem nalewanym z butelki? Jakiej pojemności, jakiego kształtu? Czekam na okólnik numer 5, wyznaczający techniczne warunki użycia butelki do napełniania dozowników na stadionie.
Aby nie było wątpliwości, jak należy być ustawionym na stadionie, Polski Związek Lekkiej Atletyki przygotował BARDZO dokładne mapki sytuacyjne. Przed startem w zawodach należy nauczyć się ich na pamięć, wraz z treścią okólników od numeru 1 do 5. Wcześniej, oczywiście, wykuć na pamięć 17 stron zaleceń sanitarnych.


Zastanawiam się, co byśmy poczęli bez wspaniałych, myślących zawsze perspektywicznie działaczy sportowych z PZLA? Zginęlibyśmy, niechybnie.
Tutaj zapoznasz się szczegółowo z zasadami sanitarnymi PZLA