Wydarzenia > Aktualności > Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Wydarzenia
Zurych 2014: Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce. Biegi długie [FELIETON]
Mo Farah i „duży” Andy Vernon po finale biegu na 10 000 m podczas Mistrzostw Europy w lekkiej atletyce. 13 sierpnia 2014. Fot. Jean-Christophe Bott/PAP
Z jednej strony wielkie gwiazdy, z drugiej odpływ talentów i „farbowane lisy” z Kenii czy Etiopii. Przedstawiamy omówienie sytuacji w europejskich biegach długich po mistrzostwach Starego Kontynentu.
Od wielu lat mówi się o kryzysie polskich biegów długich i ta sama sytuacja dotyczy też Europy. Jedyną konkurencją, która chociaż trochę trzyma się w rankingach, jest maraton, rozgrywany na ulicy. Biegi na bieżni są od lat w odwrocie. 10 000 metrów nie rozgrywa się już prawie na żadnym znanym mityngu. Przyczyny tego zjawiska są złożone i niewątpliwie jedną z nich jest dominacja biegaczy z Kenii i Etiopii, która sprawiła, że oglądanie zawodów stało się całkowicie niestrawne. Kolejna – fatalnie realizowane transmisje z zawodów, których kompletnie nie da się oglądać.
Biegi męskie na 5000 i 10 000 metrów
Jest jednak przykład, jak łatwo odwrócić tę tendencję: Mo Farah. Brytyjczyk sprawił, że na Igrzyskach bieg na 10 000 metrów był jednym z najchętniej oglądanych wydarzeń. Podczas niedawnych mistrzostw Europy także był największą gwiazdą. Gdyby nie on, nie wiadomo, czy ktokolwiek byłby zainteresowany długimi biegami rozgrywanymi na bieżni. Europejczykom brakuje rozpoznawalnych gwiazd, zdolnych rywalizować z Kenijczykami. Bo okazuje się, że jeśli mamy wyrównaną, ciekawą stawkę, długie dystanse stają się prawdziwą ucztą dla miłośników taktyki i rywalizacji.
W Zurychu Farah pokazał, jak bardzo to może być ciekawe. Widzowie ekscytowali się tym, jak biegnie. Na dychę zaczął bardzo wolno, truchtał na końcu w spacerowym tempie i pojawiało się pytanie: „Czy ktoś nie wykorzysta sytuacji i nie zaatakuje znienacka”? Nie znalazł się żaden chętny w odpowiednim momencie. Pod koniec Brytyjczyk zaczynał swoje czary: wychodził na pierwsze miejsce i nie dawał się wyprzedzić. Na 5000 metrów było ciężko – zaatakował go naturalizowany Etiopczyk w barwach Azerbejdżanu, wyprzedził i zmusił do wysiłku. Mimo wszystko Mo zwyciężył zdecydowanie na obu dystansach, stając się jednym z najbardziej utytułowanych biegaczy w historii. Zdołał osiągnąć dublety, czyli tytuły mistrzowskie na 5000 i 10 000 roku osiągane na jednej imprezie, w mistrzostwach świata, Europy i Igrzyskach Olimpijskich.
Drugą gwiazdą stał się rodak Faraha, Andy Vernon. Znany od lat, mocny w angielskich crossach, teraz nagle wskoczył na poziom wyżej. Na pewno zasługa w tym australijskiego trenera Nica Bideau, który parę lat temu odpowiadał za sukcesy Craiga Mottrama. Vernon podbił serca kibiców nie tylko walką na bieżni, ale i… swoją masą. Jest normalnie, atletycznie zbudowanym mężczyzną, zupełnie różnym od szkieletowatych Kenijczyków czy Etiopczyków. Zdarzyło mi się usłyszeć od paru biegaczy w Polsce zdanie: „Skoro on może, będąc tak umięśnionym, to może i ja dam radę”? W tym sensie brytyjski biegacz stał się niespodziewaną inspiracją dla wszystkich, którzy ważą więcej niż 50 kilogramów, podobnie jak jakiś czas temu Chris Solinski.
Przykre jest dopuszczanie do startu takich zawodników jak Etiopczyk w barwach Azerbejdżanu, który zdobył srebrny medal na 5000 metrów – Haile Ibrahimow. To biegacz, który nie ma nic wspólnego z krajem, dla którego startuje. Jakiś czas temu w Magazynie Bieganie można było przeczytać podobną historię Mare Dibaby, również Etiopki, która ostatecznie wróciła do startów w barwach afrykańskiego kraju i obecnie jest jedną z najlepszych maratonek na świecie. Podobna sytuacja jest w przypadku „tureckich” biegaczy, a tak naprawdę Kenijczyków, mieszkających na stałe i trenujących w Kenii. Ali Kaya, czyli Stanley Kiprotich, zajął trzecie miejsce w ME na 10 000 metrów, na czwartym dobiegł Paul Kemboi, znany obecnie jako Turek Arikan Polat Kemboi. Żeby było śmieszniej, na kolejnym czyli piątym miejscu mamy Somalijczyka Bashira Abdiego, biegającego dla Belgii – w tym wypadku jednak prawdopodobnie uczciwie. Abdi mieszka w Belgii, podobnie jak nasz Yared Shegumo od lat jest Polakiem. Przykre, że mimo wielu apeli i głosów przeciwko temu zjawisku, światowe i europejskie federacje nic z tym nie robią, choć to negatywnie wpływa na odbiór sportu przez kibiców. Nawet słynny trener Renato Canova, który trenował Kenijczyków startujących dla Kataru, wypowiedział się, że według niego to jest i było nie fair.
Z innych ciekawostek: Włoch Danielle Meucci zajął szóste miejsce w biegu na 10 000 metrów, a cztery dni później zdobył tytuł mistrza Europy w maratonie. Podobnej sztuki próbowała dokonać Niemka Sabrina Mockenhaupt, ale doznała kontuzji i musiała wycofać się z maratonu. W jej przypadku zawinił być może trening. Na swoim profilu na Facebooku chwaliła się, że ostatnie długie rozbieganie – 30 kilometrów! – wykonała zaledwie 9 dni przed startem w mistrzostwach Europy. Prawdopodobnie w związku z tym nie zdążyła zregenerować się dostatecznie.
Polaków w biegach płaskich na bieżni zabrakło. Zaskakuje też słabość Hiszpanów, którzy do niedawna dominowali w Europie, a o których mówiło się, że nagminnie stosują EPO. Od czasów „operacji Puerto” wyniki ich najlepszych biegaczy dramatycznie pogorszyły się. Nie ma też dominującej jakiś czasu temu Marty Dominguez, nazywanej czasami pieszczotliwie Martą „Dopinguez”, przyłapaną na handlu (ale bezpośrednio nie na używaniu) środkami dopingującymi.
Biegi kobiece
W bigach kobiet najjaśniej błyszczy gwiazda Jo Pavey. Brytyjka kończy wkrótce 41 lat, a mimo to rywalizuje jak równa z równymi z zawodniczkami prawie o połowę młodszymi. W Zurychu zdobyła tytuł mistrzyni na 10 000 metrów oraz zajęła siódme miejsce na 5000 metrów. W Wielkiej Bytanii zdobyła szaloną popularność. Wcześniej w tym roku pobiła rekord świata w kategorii K-40 na dystansie 5000 metrów (15:04.87, lepiej niż absolutny rekord Polski!) oraz zdobyła srebrny medal Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej.
W jej przypadku ciekawe jest spojrzenie na sport wyczynowy. Pavey powiedziała, że prowadzi normalny tryb życia, kładzie się często w okolicach północy, wstaje o siódmej rano, szykując dziecko do szkoły. Po biegu na 10 000 metrów stwierdziła, że prawdopodobnie następnego dnia nie będzie mogła normalnie chodzić z bólu. Dodała też, że w jej opinii przed laty, jako młoda sportsmenka, za bardzo przesadzała z wypoczynkiem, a tryb życia polegający tylko na leżeniu i trenowaniu niekoniecznie jest zdrowy czy skuteczny.
Za jej plecami na 10 000 metrów finiszowały dwie młode i mało znane Francuzki. Zupełnie inaczej było na 5000 metrów – tutaj zwyciężyła pochodząca z Erytrei i biegająca dla Szwecji Meraf Bahta, na drugim miejscu Etiopka z urodzenia, obecnie Holenderka – Sifan Hassan. Obie, jak donoszą media, uczciwe, tzn. od lat mieszkające w krajach, które reprezentują.
W biegu na 10 000 metrów mieliśmy rekordzistkę Polski, Karolinę Jarzyńską. Wypadła słabo i można zaryzykować twierdzenie, że Polka ma pecha do decyzji startowych. Cztery lata temu biegała maraton podczas mistrzostw Europy w Barcelonie. Zmógł ją piekielny upał i nie dotarła do mety. Tym razem wybrała więc dychę, co prawdopodobnie było błędem. W maratonie bieg był rozegrany na poziomie jej życiówki, w równym tempie, na wymagające trasie, która pasuje naszej reprezentantce. Do tego było chłodno. Można spekulować, czy na dłuższym dystansie nie miałaby medalu. Skończyło się ostatecznie na 13. miejscu na 10 000 metrów.
Wyniki biegów:
Przeczytaj również: Zurych 2014. Biegi średnie okiem fachowca [FELIETON]
Więcej artykułów o Mistrzostwach Europy Zurych 2014.