Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Sport kobiet zagrożony?
Caster Semenya na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie w 2012 roku, przed biegiem na 800 m. Fot. Getty Images/Bill Frakes /Sports Illustrated
Pod koniec lipca Sportowy Sąd Arbitrażowy w Lozannie podjął bardzo zaskakującą decyzję: dopuścił do zawodów bez żadnych ograniczeń kobiety z podwyższonym poziomem testosteronu. Może to mieć ogromny wpływ na przyszłość kobiecego sportu.
W świecie lekkiej atletyki najbardziej znanym przypadkiem jest biegaczka z RPA, Caster Semenya, która w 2009 wygrała mistrzostwa świata, w 2011 wicemistrzostwo, a w 2012 zdobyła srebrny medal olimpijski w biegu na 800 metrów. Wątpliwości widzów i rywalek wzbudzała męska postawa biegaczki, jej umięśnienie i basowy głos. Postronnemu obserwatorowi wydawała się bardziej mężczyzną niż kobietą, a rywalki protestowały, uważając, że nie mają szans w rywalizacji z nią.
W dalszych latach sprawa wyjaśniana była bez rozgłosu, ale jak mówią nieoficjalne źródła, Caster posiadała wewnętrzne, nie w pełni wykształcone organy męskie, produkujące dużą ilość testosteronu, męskiego hormonu płciowego. Jest to substancja, która m.in. wpływa na rozwój mięśni, dzięki czemu mężczyźni mają nad kobietami przewagę fizyczną. Wysoki poziom testosteronu sprawia, że Semenya i inne kobiety dotknięte tzw. hiperandrogenizmem, mają zdecydowaną przewagę fizyczną nad rywalkami. Światowa federacja wprowadziła więc reguły: poziom hormonu u kobiet musi być niższy niż 10 nmol/litr. W przypadku wyższego zawodniczka musi poddać się albo operacji, usuwającej wewnętrzne męskie narządy płciowe, albo terapii hormonalnej, która obniża poziom testosteronu.
W przypadku Semenyi po przeprowadzonej terapii jej przewaga nad innymi biegaczkami zanikła. W tym roku zawodniczka z RPA z trudem awansowała na mistrzostwa świata, gdzie odpadła w pierwszej rundzie rywalizacji.
Sąd w Szwajcarii w lipcu rozpatrywał jednak skargę innej biegaczki z hiperandrogenizmem, Dutee Chand z Indii. Zakwestionowała ona politykę IAAF i… ku zaskoczeniu wszystkich sąd przyznał jej rację. Uznał, że limit 10 nmoli/litr jest arbitralny, nie ma uzasadnienia naukowego i nie udowodniono z całą pewnością, że kobiety z hiperandrogenizmem posiadają nieuczciwą przewagę sportową. Ze skutkiem natychmiastowym zawiesił regułę IAAF, oczekując kolejnych wyjaśnień i dowodów naukowych w ciągu dwóch lat.
W praktyce oznacza, to, że nie ma obecnie żadnych reguł, regulujących w sporcie kwestię płci. Można wyobrazić sobie wręcz sytuację, w której mężczyzna twierdzi, że jest kobietą i startuje w żeńskich zawodach. Szwajcarski wyrok oznacza, że nikt nie może tego zakwestionować. Otwartą drogę do startu mają też kobiety takie jak Caster Semenya, która może porzucić terapię. Niektórzy wieszczą już, że podczas igrzysk w Rio de Janeiro androgeniczne kobiety zaczną wygrywać z tymi „normalnymi”. Dostarczenie dowodów naukowych na ich przewagę jest o tyle trudne, że znanych przypadków nie ma na razie wiele, a do badań konieczna jest ich zgoda. Zdrowy rozsądek podpowiada, że przewaga istnieje, ale Sąd Arbitrażowy wymaga twardych dowodów naukowych.
W praktyce może to oznaczać koniec kobiecego sportu, jaki znamy do tej pory.