Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Polecane
Biegacz na placu zabaw czyli dlaczego ludzie startują w biegach przeszkodowych
Runmageddon Fot. BikeLife
Co popycha dorosłych i często ustatkowanych ludzi (mających dzieci, a często wnuki) do brania udziału w biegach z przeszkodami, gdzie tak naprawdę najwięcej czasu spędza się na taplaniu w błocie, włażeniu na drewniane przeszkody, turlaniu się w piasku, włażeniu do kontenerów z wodą i na tym wszystkim czego dorośli nie robią? Któregoś razu usłyszałem od jednego z uczestników, że on się czuję podczas takiej imprezy jak na placu zabaw, i wtedy mnie mnie olśniło…
Runmageddon, Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów czy też Survival Race (w których bieganie w zasadzie jest tylko dodatkiem i służy do przemieszczania się pomiędzy przeszkodami) biją rekordy popularności. Dzięki takim zawodom wracamy do dzieciństwa. Dzieciństwa, które we wczesnej fazie u każdego z nas wyglądało podobnie. Wszystkie dzieciaki uwielbiają poznawać świat, a poznają go wchodząc z nim w bezpośrednią interakcję. Ganiają z rówieśnikami po parkach, wdrapują się na drzewa i skaczą z nich, brodzą w zbiornikach wodnych pełnych mułu, szukają w nich skarbów, wchodzą na dachy i przechodzą przez ogrodzenia, celem szabrowania owców z sadu sąsiada. Jednym słowem – uwielbiają się brudzić i zwykle doprowadzają tym do rozpaczy rodziców, którzy już zapomnieli jak to dziećmi byli.
Do tego oczywiście każdy maluch wciska nos oraz palce tam gdzie nie należy nie bojąc się ani trochę. O ewentualnych konsekwencjach swoich gier i zabaw dowiadują się już po fakcie – gdy wybiją sobie zęby, złamią rękę albo rozetną głowę i zaczną krwawić. Drobne siniaki i zadrapania w zasadzie nie robią na maluchach żadnego wrażenia. Gdy spojrzymy na uczestników wszelakich biegów z przeszkodami widzimy właśnie takie, trzydziestoletnie dzieciaki, które na kilka chwil zapominają, że mają już sporo lat na karku i robią dokładnie to, co robili, kiedy byli mali… Brudzą się, wspinają na drewniane ściany, z uśmiechem na ustach biegają, nabiją sobie na własne życzenie guzy i na mecie cieszą się z każdego obtarcia. Każda blizna to trofeum zdobyte w boju… a po wszystkim ubierają się w sukienki i garnitury i grzecznie w poniedziałek idą do pracy. W weekend mają małe katharsis.
Co działo się z nimi pomiędzy okresem wczesnego dzieciństwa, a dorosłością? Dlaczego większość z nich zgubiła gdzieś radość z uprawiania sportu i dopiero teraz po latach uczy się ją odczuwać na nowo? Kiedy przyjrzymy się im trochę bliżej wszystko staję się jasne i z łatwością wyróżnimy kilka grup…
Pierwsza z nich to byli zawodowi sportowcy, którzy sporo osiągnęli, ale zapłacili za to dużą cenę… Jakiś czas temu skończyli z profesjonalnym uprawianiem sportu, ale chcą odzyskać radość z samego obcowania z nim, a nie cieszyć się jedynie w chwili zdobywania medali. Na starcie można spotkać np. Pawła Nastulę czy Bogdana Wentę… Tym ludziom po części ukradziono dzieciństwo. Zamiast beztrosko podchodzić do gier i zabaw zostali od najmłodszych lat zmuszeni do regularnej pracy. Bardzo możliwe, że nie kochali treningów – reżim zabrał dziecięcą beztroskę.
Jest też grupa, która wprawdzie trenowała, ale miała o wiele mniej szczęścia. Nie trafili na wartościowych trenerów, zmuszani do treningu ponad siły, mający realizować ambicje swoich rodziców, sfrustrowani, nim odpowiedzieli sobie na pytanie czy nadają się do sportu. Ludzie, którzy jeszcze za czasów szkolnych go znienawidzili i ostatecznie od niego uciekli. Podrabiali zwolnienia z zajęć wychowania fizycznego w szkole, symulowali choroby. Ostatecznie przestali być zmuszani do treningów i trzymali się przez lata jak najdalej od sportu, który kojarzył im się tylko z bólem i upokorzeniem. W dorosłym życiu często zmagający się z nadwagą i przykuci do ekranów telewizora.
Oczywiście najliczniejszą grupą jest ta, która po prostu traktowała WF jako coś do odbębnienia, biegała za piłką, w liceum, na studiach, a potem nawet po wejściu w dorosłe życie przez lata wydawało im się, że mają kondycję. Część z nich nawet uczęszczała w młodości do klas sportowych, ale nikt nie uważał, że mają talent do jakiejkolwiek z dyscyplin i w zasadzie nikt od nich nie wymagał jakiegoś sensownego treningu. Ci od sportu odeszli stopniowo po wejściu w dorosłe życie. Pojawiły się obowiązki, inne pokusy i aktywność fizyczna odeszła na dalszy plan.
Są też aktywni, utrzymujący formę, zwykli obywatele, którym sport nie jest straszny, ale przebiegnięcie dziesięciu kilometrów to dla nich wyczyn kosmiczny.
Wszyscy ci ludzie w którymś momencie doszli do wniosku, że czegoś im jednak brak. Byli zawodowcy szukają znowu dawno utraconej radości z uprawiania sportu, ludzie którzy dawno temu zostali przykuci do kanapy postanawiają zmienić swoje życie, zwykli szarzy obywatele dochodzą do wniosku, że muszą jednak poprawić swoją kondycję. Wszyscy oni spotykają się na starcie biegu z przeszkodami i znowu czują się jak sześciolatkowie. A potem często zaczyna im się podobać zwykłe bieganie, co wydawało im się totalnie niewyobrażalne. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Bo tak naprawdę w sporcie wszyscy jesteśmy równi i nie ważne co robimy w życiu.