Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Armagedon
Rys. Krzysztof Dołęgowski
2012, jak na rok z poważnymi aspiracjami do końca świata przystało, zapisał się na kartach historii znacząco. Szeroko komentowane sukcesy, porażki, huragan Sandy zamiast maratonu w Nowym Jorku. Ale jest coś jeszcze. Oszustwa.
Po niemalże dwóch miesiącach od zakończenia Maratonu Poznańskiego, wciąż brakowało oficjalnych wyników. Aż ciekaw jestem, czy po upływie tego czasu kogoś jeszcze obchodziła kwestia dopingu dwójki spośród czołowych zawodników. Wiadomo za to, że Paul Ryan, kandydat Republikanów na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, który w wywiadzie stwierdził, że przebiegł maraton poniżej trzech godzin (w rzeczywistości – 4:01) – wiceprezydentem nie został.
Kilka miesięcy temu zdemaskowany został również Kip Litton, szalony dentysta z Michigan, prawdziwy artysta oszustw maratońskich. Poza skracaniem tras maratońskich na wszelkie możliwe sposoby, posunął się on nawet do tworzenia stron fikcyjnych imprez… Czyż to nie wspaniałe? Wygrać nieistniejący maraton, po to, by uprawomocnić swoje wyniki uzyskiwane na skracanych trasach?
W tym świetle wyczyn biegacza z Poznania o pseudonimie operacyjnym „Krótki Wiesiek”, który niedawno poprawił swoją życiówkę na dystansie prawie maratońskim na tyle znacząco, że w efekcie załapał się na podium w kategorii wiekowej – brzmi wręcz niewinnie. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby skrócić trasę na wynik poniżej trzech godzin. A mógł być nawet rekord świata…
Zabawne to jest przeokrutnie, co nie zmienia faktu, że gdzieś tu przewijają się niesprawiedliwość, jakieś (chyba prawdziwe?) ludzkie dramaty i nieznośnie dręczące pytanie: dlaczego? Dlaczego rozziew między swoim wyimaginowanym wizerunkiem a realną pracą treningową popycha niektórych tak daleko? Nie łatwiej po prostu porządnie potrenować, przygotować się na miarę swoich oczekiwań i szczerze cieszyć zasłużonym sukcesem? Nie rozumiem. Ni w ząb.
Problem mamy całkiem poważny – w USA, jak podają organizatorzy NY Marathon, rokrocznie za skracanie trasy maratonu dyskwalifikowanych jest średnio ok. 30-40 osób. Podpowiem, że nie mówimy o skracaniu „o krawężnik”, a o kilka mil. Biorąc pod uwagę naszą rodzimą miłość do praworządności, nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby nawet wyszło na jaw, że istnieją w Polsce maratony, w których całą trasę przebiegają tylko ci bez numerów, którzy nie wykupili pakietów startowych – oczywiście z obawy przed zdemaskowaniem. Nie, nie mam złudzeń – jedynym strażnikiem etosu sportowego pozostają kataklizmy pokroju nowojorskiej Sandy: impreza odwołana, medale – oczywiście – rozdane… przynajmniej nikt nie musi się czerwienić na pytania: biegłeś maraton? A na jakim dystansie?