fbpx

Blogi > Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Blogi > Marek Tronina

Bez znieczulenia. O Kenijczykach, Polakach i organizatorach [FELIETON]

36. PZU Maraton Warszawski 2014 Fot. Piotr Dymus 04

Fot. Piotr Dymus

Ten tekst powstawał przez kilka dni. I dobrze. Gdybym umieścił go na stronie w czwartek – byłby niepełny. W międzyczasie okazało się bowiem, że na szczęście ludzi rozsądnych jest jednak więcej, niż mi się na pierwszy rzut oko wydawało. Ale żeby ci rozsądni dostali do ręki argumenty w dyskusji, publikuję niniejsze słowa.

Jeśli słynny artykuł Sebastiana Ogórka w Biztok.pl miał ma na celu pokazanie problemu, jakim jest masowy udział w polskich biegach rzeszy przeciętnych, ale z reguły lepszych od polskich biegaczy zawodników z Kenii – to sukces chyba przerósł oczekiwania autora. Okazało się bowiem, że tekst uruchomił nie tylko dyskusję, ale i pokłady najbardziej prymitywnych instynktów i odczuć – z rasizmem na czele.

Czasami staram się pisać metaforycznie, bo mam wrażenie, że to jakoś lepiej trafi do odbiorców. Ale widzę, że nie tędy droga. Muszę napisać otwartym tekstem.

Żyjemy w świecie, który łatwy nie jest. Co gorsza, nie jest to świat, który jest sprawiedliwy. Chcemy wolności to ją mamy. Chcemy wolności, ale marzymy po cichu o takiej wolności ograniczonej, tylko dla nas, po naszemu? No niestety, tak się nie da. Albo wszyscy – albo nikt. Zasady muszą być jednakowe dla każdego. System równych i równiejszych jednak się nie sprawdził. Miłośników ręcznego sterowania zapraszam na Kubę.

Zresztą po co lecieć na zachodnią półkulę – z lekcji historii doskonale znamy system, który w zaodrzańskim kraju zbudował całą teorię o źródłach zła wszelkiego, którymi to źródłami mieli być Żydzi. Jak to się skończyło – wiemy doskonale. Widzę, że w 80 lat później na wschód od Odry zaczęła się kolejna krucjata – przeciw zawodnikom z Afryki, którzy są źródłem nieszczęść polskich biegaczy. Przesadzam? Nie sądzę. Poszczujmy jeszcze trochę otumaniony naród, a pierwszy kamień lecący w kierunku biegnącego na czele jakiegoś małomiejskiego biegu czarnoskórego biegacza pojawi się szybko. Potem będzie już z górki.

Autor artykułu opowiedział sprawnie o tym, jak to łatwo przewieźć do Polski Kenijczyka, jak się go wozi po kraju i obstawia nim biegi, a w efekcie – jak się pozbawia biednych polskich zawodników szans na godziwy zarobek. No bo Kenijczyków nie dość, że jest wielu to jeszcze są szybsi. I co gorsza – co jasno sugeruje autor – biegają na dopingu.

Złem są więc zarówno sami Kenijczycy, jak i ich menedżerowie (ze wskazaniem dwóch konkretnych grup). Ale chwila – prowizja za pośrednictwo jest czymś normalnym i nie musimy chyba pisać o tym całego artykułu. Na pośrednictwie zarabia agent artysty, celebryty, pośrednik w sprzedaży nieruchomości, pracownik Fundacji „Maraton Warszawski” zajmujący się sprzedażą reklam w BIEGANIU. To czemu prowizja dla menedżera Kenijczyka przedstawiana jest jako coś nagannego – przebóg, nie wiem. Chłop widzi rynkową niszę i okazję do zarobku – to ją wykorzystuje. Small business is the engine of the American economy. Psioczymy na rząd, że krępuje działalność gospodarczą mnożąc bzdurne przepisy? Ale jakiś przepisik ograniczający starty zawodników z nacji, których nie lubimy, to byśmy sami chętnie wprowadzili, prawda? Kenijczyk, Etiopczyk, zapewne Ukrainiec, Ruski chyba też. Jeszcze jacyś?

Ludzie – spójrzmy wreszcie prawdzie w oczy. Fascynujemy się poziomem sportowym maratonu w Berlinie czy Londynie i sami też nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby to u nas Kimetto pobił nowy rekord świata. Ale na takie fanaberie nas niestety nie stać bo jesteśmy przy takim Berlinie czy Londynie BIEDAKAMI. Wpisowe w polskim maratonie wynosi niecałe 25 euro (a i tak istnieje całkiem spora gałąź przemysłu propagandowego wmawiającego biegaczom, że polskie maratony są drogie). Ile wynosi opłata startowa w stolicy Niemiec, Wielkiej Brytanii czy choćby Czech – wie każdy (no dobrze, może nie każdy – więc wyjaśniam, że wynosi kilkakrotnie więcej). Więc Kimetto ani Mutaia sobie tu nie sprowadzimy bo nie ma za co. Stać nas najwyżej na nazwiska, które gwiazdami były kiedyś: Paulę Radcliffe, Felixa Limo czy Josiah Thugwane. I ta pogoń za Berlinem i Londynem jeszcze potrwa, więc zanim stanie tu starcie nowy Denis Kimetto – będziemy mieli fazę pośrednią. Fazę jakichś nonejmów, którzy będą bezlitośnie golić polskich mistrzów.

Ta historia jest długa i skomplikowana, bo do Sebastiana Ogórka dołączył ze swoim tekstem Bartosz Olszewski. Polemika z Bartkiem jest dla mnie trudna osobiście, bo bardzo go lubię jako człowieka, a do tego jeszcze Bartek nigdy nie krył się ze swą bezinteresowną miłością do Maratonu Warszawskiego. Ale prawda jest taka, że Bartek nie napisał w swoim artykule całej prawdy. Po pierwsze – choć tekst kieruje niby do organizatorów małych biegów – tekst uderza w biegi duże. Poczytajcie zresztą komentarze pod tekstem. Podstawowe żądanie – mają być nagrody dla Polaków. No bo wszystko zgarniają Kenijczycy. Czyżby? Trzy tygodnie temu z pieniędzmi wyjechali z Warszawy po maratonie następujący polscy zawodnicy: Izabela Traskalska – 5. miejsce, czas 2:39, 8000 zł, Anna Wojna – 7. miejsce, czas 2:56, 4000 zł, Łukasz Oskierko – 8. miejsce, czas 2:26, 3000 zł, Agnieszka Kuzyk – 8. miejsce, czas 2:56, 3000 zł, Dariusz Nożyński, 9. miejsce, czas 2:27, 2000 zł, Dalia Delewska – 9. miejsce, czas 2:58, 2000 zł, Bartosz Olszewski – 10. miejsce, czas 2:28, 1000 zł. Powie ktoś – to są niewielkie kwoty w stosunku do nakładu pracy. Owszem. Ale ja powiem, że – z całym, naprawdę olbrzymim szacunkiem dla każdego z tych czasów – to są wyniki amatorów (z wyjątkiem Izy Trzaskalskiej, która może ze swojego 2:39 jeszcze sporo urwać). Polscy amatorzy – znakomici, o których wynikach nawet nie pomarzę – dostali szansę wejścia do pierwszej dziesiątki w największym polskim maratonie i ją wykorzystali, za co zostali nagrodzeni finansowo. W Berlinie, Amsterdamie, Frankfurcie, Londynie czy gdziekolwiek indziej z takimi czasami byliby o kilkanaście miejsc dalej, bo tam Kenijczyków i Etiopczyków obojga płci byłoby na starcie kilkudziesięciu. Dodatkowa klasyfikacja dla Polaków w ogóle nie była na Maratonie Warszawskim potrzebna by najlepsi polscy AMATORZY sięgnęli po nagrody finansowe.

A co z zawodowcami – spyta czytelnik. Przecież nie było na starcie tych, którzy są prawdziwą czołówką. Nie było ich z przyczyn, które już opisywałem w felietonie „A gdzie Polacy?”. Ale dodam do tego jeszcze dwa, bardzo symptomatyczne fakty. Po pierwsze: w tym roku nagrodą główną był samochód o wartości 120 tys. złotych. Ciekawi was ilu polskich zawodników ze ścisłej czołówki było zainteresowanych startem? Ilu zadało pytanie o rywali, szanse, prognozowane wyniki? Jeden, który w dodatku od razu znaczył, że chce się skupić na biegu w swoim tempie i o wygranej nie myśli. A potem i tak zrezygnował (zapewne z powodów zdrowotnych). A przecież żeby sięgnąć po tę główną nagrodę wystarczyło, by ukończyć bieg w czasie ok. 2:29 (wśród kobiet)! Dobrze, zostawmy nawet samochód – pierwsza kobieta na mecie wyjechała z 40 tysiącami. A pobiegła 2:33! To jest wynik będący w zasięgu co najmniej 6 Polek. Wystarczyło stanąć na starcie, pobiec swoje, wygrać z Kenijkami, Ukrainkami i Etiopkami i wyjechać ze sporą kasą. Więc do kogo pretensje?

I drugi fakt, sprzed roku. Parę miesięcy przed maratonem odezwało się do mnie dwóch polskich zawodników, że chcieliby pobiec w Warszawie. Jeden chciał, żeby wesprzeć go finansowo i opłacić mu obóz. Drugi – żeby dać mu startowe. Tego pierwszego na obóz wysłałem (pokryliśmy jego koszty podróży i chyba połowę kosztów pobytu). Drugiemu zaproponowałem to samo – zamiast startowego dostaniesz pieniądze na obóz, na którym przygotujesz się do startu. Tak to nie, on nie chce. On sobie wystartuje gdzie indziej, gdzie mu zapłacą. I sobie wystartował. I do dziś ma życiówkę taką, jak wtedy – mniej więcej 2:15. A ten pierwszy pojechał na obóz, przygotował się, na maratonie poprawił rekord życiowy, a w dodatku – wygrał cały maraton, samochód i pieniądze. Nazywa się Yared Shegumo. Jakieś wnioski?

Idealizowanie polskich biegaczy tylko dlatego, że są polskimi biegaczami i czynienie z nich męczenników jest przesadą. Bo są wśród nich i ludzie wspaniali i mali. Wielcy fajterzy i kombinatorzy. Tak samo wśród Kenijczyków, Ukraińców i innych nacji. Chcecie opowieści o tym, jak polscy biegacze zostawieni sami sobie (tzn. pozbawieni konkurencji zza granicy) już na starcie ustalają kolejność na mecie? Doskonale pamiętam początki kenijskiej imigracji do Polski i autentyczną radość wielu organizatorów, że „wreszcie ktoś rozbije te ustawianki”. No to rozbił, i to bardzo skutecznie. Myślicie, że polscy zawodnicy nie jeżdżą po biegach z weekendu na weekend i z dnia na dzień? Co pracowitszym polecam prześledzenie tego, jak jeden z polskich olimpijczyków-maratończyków przygotowywał się do startu olimpijskiego „metodą startową” – ścigając się wokół trzepaka niemal tydzień w tydzień. Chcecie takich opowieści?

Tak, powiedzmy sobie prawdę – Kenijczycy (a po części i inne nacje) przyjeżdżają do nas na biegowy zmywak. Polska pojechała na Wyspy i przetyka krany i zlewy, a Kenia jeździ do Polski ścigać się o 100 czy 200 euro. Bo to się jej opłaca.
Mam pytanie do tych wszystkich, którzy tak dzielnie walczą w obronie polskiego biegacza: czy macie świadomość tego, że polski biegacz jest drogi? O wiele droższy od reprezentującego ten sam poziom biegacza z Kenii czy Etiopii. Wierzcie lub nie ale dziś czarnoskóry gość mający życiówkę 2:09-2:10 może liczyć na bilet. Za startowe na poziomie ceny biletu (ok. 3000 zł) można ewentualnie skusić Polaka wolniejszego o 5 minut.

Pamiętacie rok 2012 i pierwszą metę Maratonu Warszawskiego na Stadionie Narodowym? Ależ to była euforia! Wpadliśmy wtedy na pomysł, żeby ten Narodowy połączyć z jakimś wspólnym projektem biegowego środowiska, który pomógłby wspierać polskich biegaczy. I zaproponowaliśmy aby kibice wchodzący tego dnia na trybuny Narodowego zapłacili po 10 złotych, które w całości poszłyby na fundusz stypendialny dla młodych, utalentowanych zawodników. 10 złotych. Fala hejtu, która nas zalała w ciągu godziny od opublikowania tej informacji była taka, że po pierwszy w historii Fundacji wycofaliśmy się z ogłoszonego już projektu. Zostaliśmy oskarżeni o to, że okradamy biegaczy, ich rodziny, że uniemożliwiamy ich najbliższym oglądanie finiszowych metrów i tak dalej. Jeszcze raz przypomnę – chodziło o 10 złotych. Troska biegowego środowiska o przyszłość polskich szybkobiegaczy okazała się warta mniej niż najmniejszy polski banknot.

Rozpisałem się, ale zbyt wiele wiem już o tym, jak funkcjonuje biegowy świat, by przejść nad tekstem, który mnie porusza, do porządku dziennego. Zresztą po to zacząłem prowadzić bloga. Na koniec więc kilka moich wniosków – tak na wszelki wypadek, żeby nie było wątpliwości jakie jest moje stanowisko.

1. Bieganie zawodowe jest dla większości zawodowych biegaczy zawodem. Tak dla Kenijczyków, jak i dla Polaków. Utrzymują się z tego i z zasady wybierają takie biegi, w których raczej zarobią niż takie, w których o zarobek trudniej. „Jak skończę karierę sportową to nie będę już biegał, to tylko mój zawód” – to bardziej sens cytatu niż cytat jako taki, ale sens oddaje. Kto to powiedział? Mistrz Europy w biegu na 800 metrów Adam Kszczot.

2. Od dbania o poziom sportowy polskich lekkoatletów (a więc i biegaczy) jest związek sportowy. Nazywa się PZLA. Organizator biegu jest od organizowania biegu, a wmawianie mu, że musi dbać o polskich biegaczy jest hipokryzją. Super, jeśli to robi. Ale – mówiąc wprost – rzadko mu się to opłaca. Fundacja „Maraton Warszawski” prowadziła dwukrotnie programy stypendialne dla polskich zawodników. Kosztowało nas to kilkadziesiąt tysięcy, współpraca była bardzo sympatyczna i niezwykle uczciwa z obu stron, ale na wynik sportowy w żadnym z tych przypadków to się nie przełożyło. Można powiedzieć – krew w piach.

3. W sporcie chodzi o to, że wygrywa ten, kto jest lepszy. Taka natura sportu. Liczba strzelonych goli, odległość, czas pokonania trasy. Więc jak Kenijczyk jest na mecie przed Polakiem to znaczy, że wygrał i był lepszy i zasłużył na proporcjonalnie większą nagrodę.

4. Wyjątkiem od reguły opisanej w punkcie 3 jest sytuacja, gdy pierwszy na mecie oszukał. Na przykład – połknął wiadro chemii. Wtedy – won. Ale jeśli chcemy powszechnych kontroli antydopingowych w trosce o dobro polskich biegaczy to bardzo proszę – niech związek weźmie w tej zabawie udział i finansuje choćby częściowo te kontrole. Nie wspiera biegaczy bezpośrednio – to niech się udzieli tutaj. A na chwilę obecną to nawet na mistrzostwach Polski kontrole nie są prowadzone z urzędu. Więc chyba nie mamy o czym mówić.

5. WAŻNE. Tak, uważam, że zalew tras biegów ulicznych przez bezimiennych przybyszów z Kenii (głównie to o nich chodzi) jest problemem tego sportu. Nie w Polsce – ogólnie. Gdyby ktoś miał wątpliwości – takie same problemy mają Niemcy, Holendrzy, Brytyjczycy. Oni też woleliby mieć swoich domowych herosów, którzy stają się bohaterami tłumów. Tylko że problem jest głębszy – białym ludziom coraz mniej chce się chcieć. Trenować, męczyć, wyrzekać. Sport jest bardzo niepewną ścieżką życiową, a sukces odnoszą w nim nieliczni. Czasy, w których była to jedyna szansa na wyrwanie się z zaścianka i nędzy, powoli mijają. I sport przegrywa z tabletem. A biały człowiek z człowiekiem czarnym. Bo dla tego drugiego ta zamiana placyku przed domem, na którym godzinami kopie się piłkę, na konsolę czy iPhone’a jeszcze nie nastąpiła.

6. No i jeszcze jedno. Podobno biegaczy cieszy, jak się w mieście pojawia konkurencja w postaci drugiego maratonu, bo rywalizacja jest zdrowa i wszystkim wychodzi na dobre. W czym więc problem? Cieszmy się, że przyjechali Kenijczycy. Wszak rywalizacja i jest zdrowa i wszystkim wychodzi na dobre. Po prostu – Polacy muszą się postarać bardziej.

PS 1
A tak już zupełnie na marginesie – czy to nie dziwne, że głos w obronie polskich biegaczy zabierają ci, którzy nie są w sprawie stroną? Dziwnym trafem nie znalazłem głosów tych, którym rzekomo dzieje się krzywda.

PS 2
Chociaż nie, słyszałem. W czasie Maratonu Warszawskiego 2012 zabrał głos w tej sprawie Henryk Szost. Mówił dość długo, że poziom sportowy Maratonu Warszawskiego jest słaby i że powinno się na bieg zapraszać lepszych zawodników zagranicznych, bo bieg maratoński w Warszawie musi być na wysokim poziomie sportowym. Dla porządku przypomnę, że na 6 miejsc na „pudle” – 4 zajęli wtedy Polacy.

Więcej na ten i inne tematy znajdziesz na blogu Marka Troniny na bloog.pl

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
mm
Marek Tronina

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

24. Poznań Maraton im. Macieja Frankiewicza czeka na biegaczy! W środę 12 lutego wystartowały zapisy na kolejną edycję biegu na królewskim dystansie w stolicy Wielkopolski. Zawodniczki i zawodnicy przebiegną ulicami Poznania w niedzielę 12 października […]

Ruszyły zapisy na 24. Poznań Maraton. Emocje już w październiku!

Organizatorzy 12. PKO Białystok Półmaratonu przedstawili oficjalną koszulkę biegu, która wyróżnia się eleganckim i dynamicznym designem, idealnie oddającym ducha biegu. Impreza w stolicy Podlasia odbędzie się w dniach 10-11 maja. Oryginalna koszulka Na przodzie dominuje […]

Radość z ruchu – koszulka 12. PKO Białystok Półmaratonu inspirowana naturą

GWiNT Ultra Cross

Początek roku to nie tylko czas noworocznych postanowień, ale i moment na podjęcie decyzji, w których biegach w nadchodzącym sezonie chcemy uczestniczyć. Zwłaszcza jeśli to imprezy z kategorii długodystansowych, do których trzeba przygotować się od […]

Królestwo chmielu, wikliny i… biegania. GWiNT Ultra Cross poleca się nie tylko do aktywności sportowej

Nowe rekordy świata, nowe rekordy Polski, liczne fenomenalne rezultaty. Tegoroczny początek lutego jest bardzo interesujący pod względem sportowym. Zapraszamy na przegląd najważniejszych biegowych wydarzeń z ostatnich dni. Rekordy świata i Europy Największymi wydarzeniami ostatnich dni […]

Biegowy świat pędzi, Polacy dzielnie gonią

Hoka Bondi 9

Hoka Bondi 9 to najbardziej amortyzowany model w kolekcji tej popularnej marki, który od razu przyciąga uwagę biegaczy szukających wyjątkowego komfortu i wsparcia. Z charakterystyczną grubą, solidną podeszwą, miękką cholewką i mięsistym zapiętkiem, ten model […]

Hoka Bondi 9 – jeszcze lepsza wersja kultowego poduszkowca [test]

PKO Bank Polski i agencja Sport Evolution przedłużają współpracę przy gdyńskim półmaratonie. Na mocy umowy, bank pozostaje sponsorem tytularnym wydarzenia. PKO Gdynia Półmaraton wraz z towarzyszącym mu biegiem śniadaniowym – PKO Gdynia 5K – odbędą […]

PKO Bank Polski nadal z gdyńskim półmaratonem

W niedzielę 9 lutego miasto z morza i marzeń aktywnie świętowało ostatnią dwucyfrową rocznicę nadania mu praw miejskich. Jednym z głównych wydarzeń tego dnia był Bieg Urodzinowy Gdyni z Decathlon. Impreza zgromadziła na starcie niemal […]

Maciej Megier i Izabela Paszkiewicz zwycięzcami Biegu Urodzinowego Gdyni z Decathlon

Kilometraż to temat kontrowersyjny. Wielu biegaczy uważa, że na treningach musi tłuc dużo kilometrów, a swoje niepowodzenia tłumaczą niedostateczną objętością. Są niewolnikami długich wybiegań i wielkich liczb w dzienniczkach. To ich napędza. Czy słusznie?

Ile biegać tygodniowo? Kilometraż w treningu amatora

Przewodnik po najpopularniejszych cyklach biegowych w Polsce.
Zobacz