Historia biegów to równocześnie historia poszukiwania wszelkich możliwych sposobów polepszenia wyników, zdobycia przewagi nad przeciwnikiem. W pierwszej części opowieści o rozwoju myśli treningowej mówiliśmy o interwałach i bieganiu „na ilość”. Teraz opowiadamy o różnych szkołach treningu.
Ludzie czasami mawiają, że możliwe, że ktoś, kto byłby najlepszym skrzypkiem świata teraz właśnie kładzie kafelki w czyjejś łazience. Mnóstwo zależy od wyłonienia młodego talentu i rozwijaniu go w odpowiednim kierunku. A jak jest z bieganiem? Dziecko ma talent do biegania? Ale czy będzie w stanie zostać mistrzem na 100 metrów czy 100 kilometrów?
Często namawiamy biegaczy by zapisali się na siłownię lub wykonywali dziesiątki ćwiczeń wzmacniających. Mimo to wielu to ignoruje, bo oni chcą biegać a nie giąć się w pozycję „psa z głową w dół”. Dobrym rozwiązaniem promowanym przez trenerów światowej czołówki są krótkie sprinty pod górę.
W kulturze pracy i solidności brzmi to jak herezja, ale właśnie po tych drobnych i grubszych poprawkach w planie można odróżnić dobrego zawodnika lub trenera od kopisty lub partacza. To jak gra na giełdzie – trzeba cały czas patrzeć na wskaźniki sprawności i uczyć się odróżniać ruchy pozorne od prawdziwych zmian trendów. Właśnie za to trenerzy biorą pieniądze.
Niemieckiego lekarza sportowego Ernsta van Aakena można uznać za poprzednika Artura Lydiarda. W latach 50. i 60. XX wieku, kiedy trening biegowy na świecie opierał się niemal wyłącznie na interwale, van Aaken publikował książki o zupełnie odmiennej metodzie treningu. Jej podstawą było LSD – lond slow distance, czyli długie i powolne biegi.
Kadencja – myślę, że większości z nas ten termin kojarzy się raczej z polityką, oraz wyborami parlamentarnymi, niż ze sportem. Kadencja ma jednak również swoje znaczenie w bieganiu. Kadencją nazywamy również ilość (częstotliwość) kroków w czasie jednej minuty podczas biegu.
Natknąłem się na artykuł dotyczący zagadnienia, o którym mówi się ilekroć pada nowy rekord świata w biegu maratońskim – czy i kiedy ( i przez kogo) zostanie w biegu maratońskim pokonana bariera dwóch godzin. Artykuł ukazał się w Journal of Applied Physiology, który zadaje te same pytania, prezentując równocześnie fizjologiczne koncepcje i zagadnienia, z jakimi należałoby się zmierzyć aby barierę dwóch godzin pokonać.
Posiadanie trenera to luksus, którego doświadcza niewielu biegaczy. Większość jest w treningu zdana tylko na siebie. Zwykle dotyczy to biegaczy amatorów, ale zdarzają się również wyczynowcy, którzy są jednocześnie zawodnikami i trenerami. Jakie są wady i zalety takiego rozwiązania?
Przyznaję szczerze, że skipy robiłem ostatnio w szkole podstawowej na treningach siatkówki. Bieganiem zajmuję się od kilku lat, ale podobnie jak większość amatorów szerokim łukiem omijałem wszelkie ćwiczenia dodatkowe. Dopiero powtarzane przez dziesiątki trenerów rady, by zająć się ćwiczeniami siłowymi i technicznymi dały mi do myślenia. Skoro wszyscy goście z wynikami na 10 km lepszymi od moich o jakieś 5-7 minut polecają skipy i wieloskoki, to coś w tym jest?
Każdego z czasem zaczyna dręczyć pytanie: czy mogę pokonać dany dystans szybciej? Poprzeczkę zawieszamy wyżej i wyżej. Kolejne wysokości są coraz trudniejsze, ale możliwe do pokonania. Jak oszacować wysokość poprzeczki, szczególnie wtedy, gdy do próby podchodzimy po raz pierwszy? Wykorzystać kalkulator biegowy.