12 295 osób dotarło na metę XXVI Biegu Niepodległości, co uczyniło go największym biegiem masowym w Polsce w 2014 roku.
Mikołaj kojarzy się nam z zimową scenerią. Ale biegi mikołajkowe odbywają się nie tylko tam, gdzie śniegu jest dość pod płozy mikołajowych sań. Mikołaje biegają także tam, gdzie mało kto się ich spodziewa. Poza najmłodszymi oczywiście. I nie mówimy tu o Australii ani Florydzie, gdzie Mikołaja w slipkach można spotkać na plaży… Mówimy o tych zakątkach Europy, gdzie renifery muszą zrzucać futro. Albo przynajmniej mocno się rozpiąć. Czasami nie tylko z uwagi na klimat.
– To gdzie ten Kenijczyk, co ma wygrać? – zapytał u wlotu na krakowski Rynek pan w stroju bazarowo-sportowym z minionej epoki. Pana widziałam potem jeszcze w trzech miejscach na trasie, jak dopingował biegaczy. Ale nie omieszkałam się oburzyć: Jaki Kenijczyk, dzisiaj w Krakowie wygra Polak! Pan jednak nie wydawał się przekonany. I jak się okazało – miał rację. 1. PZU Cracovia Półmaraton Królewski zakończył się potrójnym zwycięstwem Kenijczyków. Dopiero czwarty był Yared Shegumo.
Jeszcze tylko pierwszy listopada, potem Biegi Niepodległości i już… zaczniemy żyć biegami mikołajkowymi, których na biegowej mapie Polski nie brakuje. Ale biegi mikołajkowe naturalnie nie są polską specjalnością i od początku grudnia aż po koniec roku „mikołaje” biegają na całym świecie. W Europie – na kontynencie i na wyspach. Brytyjskich. I na początek mikołajkowej serii – cztery mikołajkowe biegi „wyspiarskie”.
Na głównej stronie internetowej tego maratonu rzuca się w oczy napis „Zapraszamy spacerowiczów, nasz limit czasu to 7,5 godziny”. Może nie ma to wiele wspólnego z bieganiem, ale jednak przyciąga do Dublina jakieś 13 000 biegaczy, a zapisy kończą się na trzy tygodnie przed biegiem. Zatem w tym roku to już musztarda po obiedzie, ale za rok będzie jak znalazł. Tylko trzeba pamiętać, że ten bieg, jak Boston, odbywa się w poniedziałek.
Nasza miłością podbijemy glob, Londyn, Warszawę albo Nowy Jork – śpiewała Basia Trzetrzelewska, jako jedyna w zasadzie polska piosenkarka, która faktycznie zawojowała glob. A polscy maratończycy poszli za ciosem i obijają glob swoimi stopami. Jesienią na pewno nie zabraknie ich w Amsterdamie, Frankfurcie i Nowym Jorku…
Niedziela, 28 września 2014 r. Dochodzi 15:20. Mija 6 godzin i 20 minut od strzału startera. Za 10 minut upłynie limit czasu 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Gdyby to był Comrades Marathon, w minucie upływu limitu zamknięto by metę – i ci wszyscy, którym do mety brakuje kilku metrów czy kilku kilometrów – wszyscy oni zostają przed metą, bez medalu, bez tytułu finiszera. W Warszawie jest inaczej.
Ok. 10 000 uczestników i blisko 40 000 kibiców. Nie, tym razem nie piszę o Maratonie Warszawskim, a o późniejszym o dwa tygodnie maratonie w drugim największym mieście Austrii. Graz Marathon to austriacki bieg jesieni. A właściwie cały festiwal biegów w pigułce. Tegoroczna edycja odbędzie się 12 października.
Dla maratończyków-turystów nie jest to miasto marzeń. Do Eindhoven nie jedzie się zwiedzać, choć w trakcie biegu można rzucić okiem wokół trasy. Do Eindhoven jedzie się po wynik. To tu w 2003 został ustanowiony rekord Polski Grzegorza Gajdusa 2:09:23, który przetrwał następne 9 lat. To tu w tym roku ma zadebiutować na królewskim dystansie Leonard Komon, rekordzista świata na 10 i 15 km.
Biegowa stolica Polski – tak mówią organizatorzy i wszyscy ci, którzy im podbijają bębenek i chcą się podlizać. Chociaż właściwie nie wiadomo po co, bo wszyscy biegacze akurat są tutaj traktowani całkiem przyzwoicie. Największa impreza biegowa w Polsce – to też określenie, które padało gęsto w zaprzyjaźnionych mediach. Chociaż wielkość jest zawsze kwestią względną. W tym przypadku dookreśla ją wzgląd na czas trwania i liczbę konkurencji biegowych oraz pokrewnych. A także prawdopodobnie wielość i wysokość nagród. V Festiwal Biegowy przeszedł do historii.