W 2007 r. w ostatnim turnieju przed mistrzostwami świata w korfballu, przy pierwszym wejściu pod kosz noga się pode mną złożyła, potem spuchła jak bania. Do mistrzostw były trzy miesiące, to miały być moje ostatnie i bardzo chciałam tam pojechać. Chodziłam więc na rehabilitację, a by nie stracić formy, zaczęłam wolno biegać pod blokiem. Pierwszym osiągnięciem było to, jak dobiegłam do końca ulicy.
„Krwawa Pętla Bike&Run” – 250 kilometrów wokół Warszawy, po lasach, polach i bezdrożach. Cztery osoby i trzy rowery. Przez cały czas ktoś musi biec. Limit – 24 godziny. Żeby podołać temu wyzwaniu trzeba naprawdę mieć moc. Znaleźli się śmiałkowie.
Pod hotel w Sankt Moritz zajechał cygański tabor. No, nie tabor może. Wóz. Z wozu (marki Toyota Land Cruiser) najpierw wyskoczył 5-letni Makar, a za nim dwójka starszego rodzeństwa – Artiom i Arina. Najmłodsza Amalia spała u matki na rękach. Dopiero po dłuższej chwili zza kierownicy wozu wysiadł ojciec – Leonid.
Oglądam na National Geografic program poświęcony najniebezpieczniejszym zawodom świata. Tak sobie myślę, że powinien tam się znaleźć również program o byciu trenerem zawodników w konkurencjach wytrzymałościowych . A w szczególności o byciu trenerem w polskiej rzeczywistości. Tu o wypadek nietrudno.
Lubię oddychać minionymi latami i wiekami. Tam, gdzie inni widzą kupę kamieni, ja widzę ręce tych, którzy te kamienie obrabiali, dźwigali i składali w coś, co z wolna stawało się cudem architektury. Takim, jakim jest Jerozolima.
Autobus zatrzymał się w polu. Wyskoczyliśmy w ciemność i przez nieużytki dotarliśmy do kilku budynków, które stały się logistycznym centrum zawodów. Zostawiłem depozyt i czekałem na start.
Kultura fizyczna zawsze była elementem kultury od greckiego „w zdrowym ciele zdrowy duch” poczynając. Ja już w szkole nie wyobrażałem sobie tygodnia bez SKS-u i bez kółka historycznego, geograficznego czy teatralnego. Mama martwiła się, że za dużo biegam za piłką. A dziadek, że za dużo przesiaduję po lekcjach w szkole.
Niestety, w końcu do tego doszło. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, statystycznie powinno było się to wydarzyć już jakiś czas temu. Podczas Maratonu Poznańskiego jeden z zawodników poszedł śladami Filippidesa, o jeden krok za daleko.
„Mur na przygotowanym dla biegaczy odcinku, cały czas wspina się w górę albo opada stromo w dół. Poruszanie się mają ułatwiać schody o przeróżnej wysokości, stopniu nachylenia i zniszczenia”. Zapraszamy w podróż do Chin, na The Great Wall Marathon.
Fot. castelbuonizzando.files.wordpress.com Może warto pomyśleć o przeniesieniu lipcowych treningów na Sycylię? Czy bieg, należący bardziej do strefy profanum, może być formą uczczenia religijnego święta? 10 km w Castelbuono, ku czci Św. Anny, jest najstarszym europejskim […]